
REKLAMA
Kontrowersyjne słowa w USC
Na łamach "Wysokich Obcasów" została opisana historia opowiedziana przez przyszłą pannę młodą. Kobieta razem ze swoim narzeczonym udała się do Urzędu Stanu Cywilnego, by otrzymać potrzebne dokumenty potrzebne do zawarcia ślubu konkordatowego.Może cię zainteresować także: "Nauki przedmałżeńskie to żenada. Przyszedł jakiś dziad i opowiadał nam o kalendarzyku". Małżeństwo według przykazań
Jednak z ust urzędnika padły szczegółowe pytania i krzywdzące słowa. "Wnikał bardziej w nasze życie intymne niż ksiądz na naukach przedmałżeńskich" – mówiła zaskoczona kobieta. Para usłyszała na przykład, że jako małżeństwo powinni regularnie sprawdzać nawzajem swoje finanse: mąż żony, a żona męża.
– Powiedział, że seks z mężem to mój obowiązek i absolutnie w żadnym wypadku nie mogę odmawiać mężowi współżycia. Głowa może mnie rozboleć dopiero po czwartym dziecku. Jeżeli zaś będę odmawiać zbliżeń, małżonek ma się ich jasno i wyraźnie domagać, nawet uderzając pięścią w stół – wyznaje kobieta. I dodaje, że na insynuacje urzędnika nie odpowiedziała nic, bo była w tak wielkim szoku – chciała jak najszybciej wyjść z urzędu.
Para na zakończenie usłyszała także, że powinna dobrze przemyśleć, czy na pewno chce brać ślub, bo z rozwodem nie będzie tak łatwo.
Urzędnik się tłumaczy
Urzędnik w rozmowie z "Wysokimi Obcasami" wyznał, że w ten sposób chce ubarwiać spotkania z młodymi parami, a jego słowa o przymusowym seksie były po prostu żartem.– Mówię na przykładzie własnego doświadczenia jako męża oraz jako kierownika USC, który spotyka się na co dzień z parami planującymi ślub, czasem pierwszy, czasem kolejny w swoim życiu, oraz z jubilatami, obchodzącymi okrągłe rocznice zaślubin – podsumował Mirosław Kańtor.
Może cię zainteresować także: "Krzyknął sobie tyle, że odechciało mi się małżeństwa". Oto co znaczy "co łaska" za ślub