Zostały niespełna trzy tygodnie do rozdania świadectw. Dzieci już nie mogą się doczekać wolnego, a nauczyciele mają nadzieję, że był to ostatni tak dziwny w ich karierze rok szkolny. Klasowe rady rodziców, już zamawiają prezenty dla nauczycieli, w podziękowaniu za ich wytrwałość i pracę włożoną w edukację dzieci, nie zawsze w łatwych warunkach.
Rodzice prześcigają się w pomysłach na prezenty dla nauczycieli na koniec roku szkolnego.
Dziś bukiet kwiatów już nie wystarczy, dzieci muszą złożyć się nawet po kilkaset złotych.
Za sprzeciw można narazić się na wykluczenie.
Rozumiem kwiaty, ale nie takie szaleństwa
- Wyobraź sobie, że w klasie Staśka mamy wymyśliły, że na zakończenie roku szkolnego kupią Pani weekend w SPA - wspomniała ostatnio Gosia. Jej dzieci chodzą do prywatnej szkoły podstawowej, jednak Staś wcale nie kończy żadnego etapu edukacji, a dopiero pierwszą klasę.
Jak zauważa mama chłopca, jeszcze niedawno wystarczyło kupić pani kwiaty, na zakończenie trzeciej klasy córki, rodzice złożyli się na eleganckie pióro dla wychowawczyni. Jednak w klasie młodszego dziecka, co chwila słychać ciekawsze pomysły.
- Na imieniny, pani dostała od klasowej rady voucher do sklepu z wystrojem wnętrz, na 700 zł! Oczywiście wszyscy szepczą po kątach, że to przesada, ale potulnie dorzucają swoją część na prezent - wpomina mama pierwszoklasisty. Zaznacza, że w klasie jest siedmioro dzieci, więc na imieniny trzeba było złożyć się po 100 zł. Koniec roku wypada znacznie drożej.
Przecież sama nie pojedzie
Gosia tym razem głośno zaprotestowała, bo okazuje się, że nie wypada posłać nauczycielki do "byle jakiego" SPA, a już na pewno nie wolno od niej oczekiwać, że wyjedzie sama, więc weekend musi być dla dwojga, z odpowiednią ilością zabiegów i wyżywieniem. W związku z powyższym przewodnicząca rady rodziców zarządziła składkę po 500 zł.
- Uznałam, że to przesada, choć chyba powinnam się cieszyć, że wychowawczyni syna nie ma dzieci, bo wtedy musielibyśmy zapłacić także za ich wyjazd - kwituje Gosia. - Inni rodzice tylko pokiwali głowami, ale nikt więcej się nie wyłamał. Przeraża mnie to, bo 500 zł w pierwszej klasie, a co będzie w ósmej? Wczasy w Dubaju? - pyta retorycznie.
Gosia dodaje, że nauczyciele w szkole jej dzieci zarabiają bardzo dobrze, znacznie więcej, niż w publicznych placówkach. - Opłacanie czesnego dzieci jest dla nas nie lada wyzwaniem, jednak z przyczyn niezależnych od nas, musieliśmy zrezygnować ze szkoły publicznej na rzecz mniejszej placówki i jakoś dajemy radę, ale w takich momentach czuję się jak żebraczka - dodaje.
Elitarnie czy snobistycznie
Od innych rodziców Gosia dowiedziała się, że pomysłodawczyni prezentu zasugerowała, że może Staś nie powinien chodzić do tak elitarnej placówki, skoro mama nie rozumie, że tu nie daje się gerber w prezencie.
- Poważnie zastanawiam się nad zmianą szkoły moich dzieci, bo to już nawet nie chodzi o pieniądze, ale mam wrażenie, że ktoś tu nie odróżnia elitarności od snobizmu, a ja nie chcę, żeby moje dzieci miały takie wzorce. Na prezent się nie złożę, kupię dla wychowawczyni kwiaty i powiem jej wprost, że tamten prezent nie jest od mojego dziecka - mówi mama Stasia.
Trudno się z nią nie zgodzić, bo niezależnie od wkładu pracy nauczyciela, sprawianie mu prezentu na zakończenie roku szkolnego, który jest równowartością średniej krajowej pensji, jest nie tylko dużym wyzwaniem dla rodziców uczniów, ale przekracza też granicę taktu. Bo pojawia się tu, chociażby wątpliwość, czy nauczycielka nie poczuje się niezręcznie?