Blisko rok zdalnej nauki znacząco wpłynął na relacje moich dzieci z rówieśnikami, mimo wszelkich starań nagle syn odmówił chodzenia na plac zabaw. Ma prawe 11 lat, ale to w naszej okolicy takie miejsce, gdzie spotykają się wszystkie dzieciaki z okolicy, niezależnie od wieku. Ot, uroki życia na wsi. Próbowałam go ciągnąć za język, czemu stracił zainteresowanie rówieśnikami.
Mój syn nagle przestał się spotykać z rówieśnikami. Jego argumentacja, dlaczego tak się stało, bardzo mnie zaskoczyła.
Dobre maniery okazały się wielką przeszkodą w relacjach z rówieśnikami.
Zastanawiam się czy istnieją jeszcze dzieci, które nie udają dorosłych.
Mamo, ja ich nie rozumiem
To nie była łatwa rozmowa. Pierworodny, który dawniej biegł do dzieciaków, dziś wsiada na rower i jedzie w przeciwnym kierunku. Widzę, że na placu są jego rówieśnicy, siedzą, śmieją się razem, a on ich unika. W końcu powiedział mi, w czym rzecz.
- Nie widzę sensu siedzenia z nimi, ciągle przeklinają, słuchają wulgarnej muzyki, albo nagrywają głupoty na TikToka — powiedział. A ja uświadomiłam sobie, że doskonale wiem, o czym mówi i wiem, że on tam nie pasuje. Bo wychowanie nie poszło w las. Tylko czy to na pewno dobrze?
W domu są zasady
W moim rodzinnym domu rodzice nie przeklinali, my też tego nie robimy. Nasze dzieci nigdy nie przynosiły z podwórka brzydkich słów. Jakoś tak naturalnie uznali je za niewłaściwe, skoro w domu się tak nie mówi. Zawsze wzdryga mnie, kiedy słyszę przeklinające dzieci. Jestem dumna, że moim się nie zdarza, ale nigdy nie przypuszczałam, że to będzie stanowiło problem w ich relacjach.
Bycie dzieckiem nie jest dziś łatwe. Kiedyś każdy z nas chodził po drzewach, bawił się patykiem, albo grał w piłkę z kolegami. Dziś dziesięciolatki mają inne rozrywki, a moje dzieci, przez nasze ideały trochę utknęły w innej epoce. Oczywiście grają w Minecraft, łapią Pokemony, ale ich grono znajomych jest coraz mniejsze.
Nigdy nie powiedzieliśmy, że z kimś nie wolno im się spotykać, bo używa brzydkich słów, a jednak sami zaczynają się izolować. Jeśli już spędzają czas na placu zabaw, to wybierają boisko, gdzie ze znacznie starszymi dzieciakami grają w piłkę. Jakoś tym 16-, 17-latkom łatwiej przychodzi kulturalne wypowiadanie myśli. Ale to nie jest towarzystwo, z którym mogą chodzić po drzewach.
TikTokerki zawładnęły wsią
Nie czuję się jakimś dziadersem. Rozumiem, że internet to przestrzeń, w której dzieciaki chętnie się wyrażają, widzą ludzi, którzy z social mediów zrobili swój sposób na życie, też tak chcą. Ale cyrk, który robią dzieciaki, jest dla mnie nie do zaakceptowania, na rampach nie można jeździć na rowerze, bo właśnie powstaje tam jakiś filmik, karuzela zajęta, bo trzeba zrobić jakiś challenge...
Są dni, kiedy mam ochotę pójść i tłumaczyć obcym dzieciom, że to nie tak miało być, że dzieciństwo jest krótkie i trzeba je wykorzystać. Ale czy mam rację? Wątpię. W ich wieku byłam 25 lat temu, wtedy 10-latki nie miewały chłopaków, nie klęły jak szewc. Było łatwiej. Moim zdaniem. Dla nich to nudy.
Miało być inaczej
Wychowaliśmy się w erze, kiedy pojawiały się komputery, czaty, komórki. Wydawało nam się, że przepaść pokoleniowa między nami a naszymi rodzicami jest tak wielka, ale nasze dzieci będą już bliżej nas, bo przecież, co jeszcze może się zmienić? A jednak jest trochę inaczej. Dla moich dzieciaków jestem fajną mamą, która żartuje, ogląda z nimi filmy, jeździ a rowerze, ale czasem mam wrażenie, że jesteśmy, jak Mormoni.
Zostaliśmy gdzieś w tyle i ciągniemy nasze dzieci do swojego pluszowego świata. Z jednej strony fajnie, bo mają beztroskie dzieciństwo, są kulturalni, potrafią się ładnie wypowiadać, umieją się bawić offline.
Ale z drugiej strony, te bluzgające dzieciaki, a takich jest większość, mają ich za świętoszków, z którymi nie ma o czym pogadać. A oni wyrobili sobie opinię, że są z innego świata, że nie pasują.
Widzę, że powstają między nimi podziały, choć jeszcze rok temu razem bawili się w piasku na naszym podwórku. Może to tylko kwestia tego, że nasi chłopcy jeszcze nie dojrzeli do bycia "dorosłymi dziećmi" i to wszystko przed nami, ale nie umiem się nie niepokoić. Zastanawiam się, czy swoimi zasadami nie odebraliśmy im bezpowrotnie wielu znajomości.
Dobrze, że istnieją jeszcze dzieci, które umieją puszczać kaczki. Szkoda, że to gatunek wymierający.