Każda matka jedynaka regularnie słyszy pytanie "to kiedy drugie?". Ale spokojnie, nie tylko was dręczą. Mam trzech synów i ciągle słyszę pytanie "kiedy dziewczynka?". Mam wrażenie, że ludziom wydaje się, że jedynym słusznym modelem rodziny jest posiadanie dwójki dzieci, najlepiej oczywiście chłopca i dziewczynki, a wszystko, co wykracza poza tę "normę" wymaga komentarza.
Pytanie ludzi o ich plany rozrodcze, mimo że jest bardzo nietaktowne, wciąż wiele osób ma we krwi.
Ciągle pytają mnie, "kiedy córka" a ja mam trzech synów i wiem, że mam wszystkich.
Nie masz obowiązku tłumaczyć się z tego dlaczego nie masz więcej dzieci.
Znawcy życia
Kiedyś w czasie wszelkich spędów rodzinnych słychać było pytania o to, czy masz już jakiegoś kawalera, potem kiedy ślub, może czas na dziecko, później dowiadujesz się, że jedno źle się chowa, trzeba drugie... Te pytanie przy rodzinnym stole nigdy się nie kończą, ale o tyle, o ile na bliskich mogę wziąć pewną poprawkę, tak wtrącania się w nasze życie przez obcych nigdy nie zrozumiem.
Ten cyrk zaczął się już, kiedy byłam w trzeciej ciąży. Pierworodny kończył przedszkole i razem z innymi rodzicami zorganizowaliśmy dzieciom piknik. Podeszła do mnie jedna z mam, z którą wcześniej chyba nigdy nie rozmawiałam, popatrzyła na mój rosnący brzuch i zapytała, choć nie wiem, czy nie wygłosiła tezy "wpadka?". Rzadko brakuje mi słów, ale zdarzyło się.
Skąd założenie, że posiadanie więcej niż dwójki dzieci musi się wiązać z zawodnością antykoncepcji? Dlaczego ludziom wydaje się, że wielodzietność musi być konsekwencją nieprzemyślanych decyzji? Mam sporo znajomych, którzy mają czworo, pięcioro, a nawet ośmioro dzieci. Nie mówimy tu o rodzinach patologicznych, ale o ludziach, którzy tak wybrali.
Celujecie w córkę?
To kolejne pytanie, które ciągle słyszałam w tamtym czasie. Szczerze mówiąc, gdzieś pod skórą, za każdym razem liczyłam na syna, choć gdyby któryś z nich był dziewczynką, raczej nie rwałaby włosów z głowy. Zawsze jednak dobrze dogadywałam się z facetami i dobrze mi się żyje w tym męskim świecie. Nie tęsknię za różem, którego nigdy nie lubiłam, pięknych warkoczyków i tak nie umiem robić.
Zupełnie nie przyszło mi do głowy, żeby na etapie planowania kolejnych ciąż, zastanawiać się jakiej płci będzie dziecko. Czy dla miłości matki ma to jakieś znaczenie? Nie wiem, jak u innych, ale dla mnie zupełnie nie.
To kiedy dziewczynka?
Argumentacja fanów tego pytania zwykle jest taka, że trójka czy czwórka, to już nie ma różnicy. Serio? W skali globalnej pewnie nie, ale w skali rodziny już tak. Podziwiam tych wszystkich prawdziwie wielodzietnych ludzi. Trójka, to dla mnie zdecydowanie dość. Nie mam potrzeby tłumaczenia się wszystkim dookoła, dlaczego właśnie troje i dlaczego nie marzą po nocach o posiadaniu córki.
To moja decyzja i moja sprawa. Nie mam ochoty nikomu się spowiadać i nie muszę tego robić, jednak nie ukrywam, że irytują mnie te pytania. Bo to dowód nie tylko na wtykanie nosa w nie swoje sprawy, ale też na zwyczajny brak kultury. Zwykle zbywam te zaczepki milczeniem, jednak bywa, że się odgryzam.
Pytanie zbyt intymne
Poruszanie kwestii prokreacyjnych wydaje mi się zwyczajnie nietaktowne. Niezależnie od tego, czy osoba, którą chcesz o to zapytać, nie ma żadnego dziecka, czy posiada już jakieś potomstwo, które nie mieści się w twoim schemacie rodziny idealnej. Ludzie nie mają dzieci (pierwszych lub kolejnych) z różnych powodów.
Czasem to kwestie zdrowotne, życiowe, a bywa przecież, że to świadoma decyzja. Tak po prostu. Nie każdy czuje się na siłach, żeby być rodzicem, mieć więcej niż jednego potomka, czy starać się o dziecko o określonej płci, bo taka jest... no właśnie, co? Presja społeczna? Wyobrażenie sąsiadki, cioci Jadzi?
Wchodzenie z butami do cudzego łóżka wydaje mi się naruszeniem pewnej granicy, której przekraczać nie wypada. Mistrzem odpowiadania na to pytanie jest mój trzyletni syn, zagadnięty niedawno przez znajomą na spacerze, na komunikat "musisz poprosić mamusię o siostrzyczkę" odpowiedział "Nie, dzięki, mamy już wszystkich".