Kiedy tylko usłyszałam, że podjęto decyzję o zamknięciu żłobków i przedszkoli, zadrżałam. Pomyślałam o tych wszystkich mamach, które będą zmuszone do zdalnej pracy, jednocześnie mając pod swoją opieką małego, szalejącego łobuza czy łobuziarę. Wiem, co mówię, bo sama przeżyłam taki dzień!
Podczas dzisiejsej konferencji ogłoszono, że żłobki i przedszkola znów mają być zamknięte.
Sama przez jeden dzień pracowałam zdalnie, mając w domu małe dziecko. Wtedy zrozumiałam, że mamy, które robią to codziennie, są prawdziwymi bohaterkami.
Hałas i nieustanne pytania to norma podczas pracy zdalnej z dzieckiem.
Litania pytań i małe rączki na drzwiach
Jeszcze niedawno myślałam sobie, że pracę zdalną z dzieckiem w domu można jakoś zorganizować. A to puści się maluchowi podcast, a to chwilę pobawi się klockami. Niektórzy tak pracują, więc musi się udać.
Niespecjalnie przejęłam się informacją, że w czasie mojej pracy przez kilka dni w drugim pokoju będzie mój siostrzeniec ze swoją mamą. Praca zdalna z dzieckiem w pokoju obok? Może od czasu do czasu będzie słychać jakieś krzyki czy głośniejszą zabawę, no ale bez przesady...
Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo mogę się mylić. Zaczęło się od samego rana, kiedy gdzieś między "Madzia, a po co to jest?" a wychodzeniem z psem, zdążyłam na szybko włożyć coś do buzi. Później w zawrotnym tempie przygotowując się do pracy, słyszałam jedynie szereg pytań.
"A po co musisz iść do pracy?", "A po co trzeba zarabiać pieniądze?", "A po co trzeba mieć pieniądze, żeby kupować rzeczy?", "A czemu tak jest?" – wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy, że jest to litania, którą będę miała okazję słyszeć przez najbliższe godziny.
Wreszcie zadowolona, że udało mi się zamknąć za sobą drzwi pokoju, rozsiadłam się za biurkiem. Po serii odpowiedzi na różne pytania i poranku w ogólnym dziecięcym rozgardiaszu poczułam, że już jestem bardzo zmęczona. Odetchnęłam z ulgą. Spojrzałam na zegarek. Była 8:45.
Nie zliczę, ile razy podczas mojej 8-godzinnej pracy usłyszałam zza drzwi: "A kiedy Madzia skończy pracę?", ale wydaje mi się, że te słowa padały średnio co 10 minut. Co jakiś czas ze skupienia wyrywał mnie nagły krzyk, charakterystyczne tupotanie czy rzucanie przedmiotami.
Straciłam rachubę, jak często w szybie zauważałam małe rączki i charakterystyczne, ciche pukanie. Kiedy chciałam pójść do kuchni po wodę, musiałam się wymykać. Każde otworzenie przeze mnie drzwi oznaczałoby tylko jedno: skończenie pracy.
Mamy, jesteście prawdziwymi bohaterkami!
Raz wyszłam w niefortunnym momencie, zauważona przez siostrzeńca, który zadowolony powiedział: "Madzia! Skończyłaś wreszcie?". Odpowiedziałam, że tylko idę do łazienki i zostało mi zaledwie... 6,5 godziny pracy.
Mniej więcej w połowie tego dnia, gdy wpuszczałam psa do pokoju, razem z nim wemknął się też trzylatek, który oświadczył, że mam już skończyć tę pracę, bo on tak zadecydował. Po czym zaczął bawić się ciężarówką i zadawać swoje dwa ulubione pytania: "po co?" i "dlaczego?".
Dopiero po tym całym dniu zrozumiałam, z czym mierzyły się i – niestety – znów będą musiały mierzyć się mamy przedszkolaków. Miałam też świadomość, że ja doświadczyłam zaledwie namiastki, tego, co one przeżywają. Nie byłam przecież z dzieckiem sama, a mimo to pod koniec dnia poczułam się dziesięć razy bardziej zmęczona niż po innych dniach pracy.
Nie muszę chyba wyjaśniać, dlaczego kolejnego dnia, to ja postanowiłam się wymknąć i pracować poza domem?
Dziś po tych wszystkich doświadczeniach, chciałabym wszystkim mamom, które w najbliższych dniach będą pracowały zdalnie ze swoim dzieckiem, powiedzieć tylko jedno. Nie wiem, jak to robicie, ale jesteście naprawdę niesamowite!