Zawsze lepiej dogadywałam się z mężczyznami, niż z kobietami. Czasem tak po prostu jest, energia przyciągania nie zna płci. Nie oznacza to, że nie miałam w życiu bliskich mi kobiet. Miałam, dwie z nich straciłam niedługo po tym, jak zostałam matką. Czuję, że jest nas więcej, tych, które mogą wypowiedzieć podobne słowa.
Złośliwość i brak pokory prowadzą nas do próżni, w której nie ma miejsca na przyjaźń.
Jak możemy pragnąć wolności, nie pozwalając innym kobietom niezależność w podejmowaniu decyzji?
Może zamiast zagłuszać się wzajemnie, zaczniemy uważniej słuchać.
Powinność doradzania
Pierwiastek kobiecy to poza oczywistym pięknem, siłą i niezłomnością również rola opiekunki, potrzeba objęcia swoją wiedzą i uwagą wszystkiego, co ją otacza. Kiedy jednak ta wewnętrzna mentorka, opiekunka, zostaje wypielęgnowana w nas zbyt czule, może przerodzić się w brak pokory i krytykanctwo. A one nie służą przyjaźniom…
Dopóki byłam w ciąży, słyszałam porady, ale przyjmowałam je z czułością i poczuciem, który towarzyszy większość młodych mam, że nie wszystko wiem i pomoc zawsze jest wartościowa. Moje koleżanki zostały matkami chwilę wcześniej, więc czuły powinność doradzania mi w kwestiach wszelakich.
Do pewnego czasu, to było okej. Jedne rady przyjmowałam, inne zbywałam uśmiechem, dużo rozmawiałyśmy. W końcu na świat przyszła moja córka i się zaczęło.
"Pizza, jako pierwszy posiłek w domu?", "Zostawiacie ją na kwadrans w łóżeczku samą i czkającą?!", , "Pierzesz ubrania w płynie dla niemowląt? Jak długo jeszcze?”. Kuriozalne uwagi urosły do tej rangi, że jedna z przyjaciółek zarzuciła mi wstawianie tylko czarno-białych zdjęć na swoje profile społecznościowe… Dziewczyny, poważnie?
Zostawmy archetypy duchowości
Ten tekst to nie pamiętnik, to manifest. Do wszystkich kobiet, matek i nie-matek. Bądźmy pokorne przede wszystkim w stosunku do samych siebie, trwajmy w poczuciu, że możemy czegoś nie wiedzieć i to jest okej, a jeśli inna osoba nie prosi nas o radę, to wyraźnie jej nie potrzebuje. To, że wy robicie coś w ten sposób, nie jest uniwersalnym rozwiązaniem dla całego świata.
Niezwykłe, że szczególnej mocy w tym obszarze nadaje kobietom właśnie macierzyństwo. Ja, matka, ta, która wie. To piękny archetyp, osobiście jeden z najbliższych mojemu sercu. Problem polega na błędzie jego interpretacji.
Matka, kobieta, to ta, która wie, która czuje, szamanka, czuła istota, która zna swoje instynkty. Matka, to nie ta, która wie lepiej od innej kobiety. To nie ta, która może jej w jakikolwiek sposób przewodzić. Matka to przewodniczka po swoim własnym życiu, macierzyństwie, prowadząca swoje dziecko ku niezależności i wolności.
Co z tą wolnością?
No właśnie, wolność. Jak możemy oczekiwać od świata, od rządu, że da nam coś, czego nie znajdujemy w sobie i w innych kobietach? Myślę sobie bowiem, że jeśli mówię wolność, to mam na myśli również wolność mojej przyjaciółki, do jej własnych wyborów. Zarówno tak trywialnych, jak wybór proszku do prania pieluszek, jak tych znaczących, jak to, czy w ogóle zostać matką.
Bądźmy drogowskazem przede wszystkim dla siebie, dopiero kiedy wypielęgnujemy w sobie mądrą przewodniczkę czującą swój pierwotny rytm, dopuśćmy do głosu swoją wewnętrzną mentorkę, piastunkę. A i w tym czasie, zacznijmy od słuchania, zamiast od udzielania rad, nawet wtedy, gdy nie są przywoływane.
Słuchajmy siebie, piękne kobiety, zamiast zagłuszać się wzajemnie nigdy nie milknącym głosem nie znoszącym sprzeciwu. Nasza mądrość jest subiektywna, nie winnyśmy domagać się, by była za taką uznana przez wszystkich wokół nas.
Walczmy o wolność stojąc ze sobą ramię w ramię. Nie pozwólmy tracić sobie wartościowych więzi przez ignorancję i krytykę. Ja swoje przyjaciółki straciłam, czuję spokój i otaczam je dobrymi myślami. W tamtym momencie nie umiały inaczej wesprzeć mnie w procesie stawania się matką. Może następnym razem nie popełnią tego błędu.