"Kawałek plastiku za ponad 100 zł to absurd. Moje dzieci mają tylko jedne sanki" – mówi jedna z mam. Zima w tym roku zaskoczyła i wyznaczyła nowe "must have". Ceny sanek drastycznie wzrosły i co więcej, w wielu miastach trudno je w ogóle dostać.
Gdy byłam dzieckiem, nie było tego problemu, że jest śnieg, a nie ma sanek lub kogoś na nie nie stać – szczególnie w mieście położonym w górach. Życie toczyło się trochę wolniej, śniegu zawsze było po pas, a rodzice mieli czas, by takie sanki zbudować samemu, zupełnie za darmo.
I tak z góry zwanej opacznie "Martwą" zjeżdżało "stado" własnoręcznie zrobionych sanek i naprawdę nie było to tak dawno temu. Dziś zjeżdża się na kawałkach plastiku, które nie zawsze wytrzymują, choć pół sezonu, a do tego kosztują krocie.
— Kawałek plastiku za ponad 100 zł to absurd. Moje dzieci mają tylko jedne sanki. Śnieg i tak zaraz stopnieje — mówi w rozmowie z Mamadu Aneta, mama z Warszawy.
Rodziców oburzonych cenami sanek jest znacznie więcej, co widać po wpisach na grupach dla matek. Jednak opiekunowie są w stanie zapłacić za sanki naprawdę wysoką cenę, by mieć je jeszcze tego samego dnia, bo nazajutrz śniegu już może nie być, a dziecko bardzo chce pojeździć.
Niektóre sanki kosztują nawet ponad 400 zł. Reklamują się jako porządne sanki na lata, mają oświetlenie, jak samochód, specjalny uchwyt z tyłu oraz oparcie i czasami kierownicę, a niektóre są składane.
W sklepach brakuje sanek
Jednak żadne pieniądze nie wystarczą, gdy w sklepach sanek brak. Supermarkety nie przygotowały się na tak obfite opady śniegu i bieżący towar rozszedł się, jak świeże bułeczki, a o zapasach mało kto pomyślał, bo przecież ostatnie zimy były naprawdę ubogie w śnieg.
Sanki używane od 7 zł
Synoptycy zapowiadają, że zima 2021 jeszcze trochę potrwa. Dlatego rodzice postanowili sprawdzić lokalne ogłoszenia sprzedaży używanych sanek. Na popularnych serwisach ogłoszeniowych nie brakuje takich ofert, a używane sanki plastikowe dostępne są już od 7 zł.