Dziecko wchodzi ci na głowę, a ty nie chcesz krzyczeć? Ekspertka o zasadach pozytywnej dyscypliny
Redakcja MamaDu
·4 minuty czytania
Publikacja artykułu:
Uważana jest za złoty środek między skrajnymi metodami wychowawczymi: bezstresowym wychowaniem i systemem kar i nagród. Zamiast tego stawia się na budowanie motywacji wewnętrznej, akceptację wyboru dziecka tam, gdzie to możliwe oraz uprzejmą stanowczość. O zasadach pozytywnej dyscypliny opowiada ekspertka.
Reklama.
Część rodziców twierdzi, że pozytywna dyscyplina (w skrócie PD) nie działa i "zepsuła" ich dziecko. Socjolożka i ekspertka PD Dolores Anna Żakiewicz tłumaczy, jak dobrze ją wykorzystywać.
Pozytywna dyscyplina wśród młodych rodziców staje się coraz popularniejsza. Jednak młode mamy czasami zarzucają, że wcale nie działa lub mówią, że ich dziecko "się popsuło". Robią coś źle?
Trzeba wiedzieć, że na to, jak działamy, a także jak stosujemy różne metody wychowawcze, nie tylko z pozytywnej dyscypliny wpływają nasze przekonania. Problem tego, że PD nie działa, najprawdopodobniej tkwi w tym, jakie te mamy mają przekonania. Jeżeli np. przygotowujemy się jakiegoś testu, ale mamy wewnętrzne przekonanie, że sobie z nim nie poradzimy, to sobie z nim nie poradzimy.
To znaczy, jeśli ktoś ma przekonanie, że dzieci i ryby głosu nie mają, a chce pozwolić dziecku decydować za pomocą technik pozytywnej dyscypliny, to one nie zadziałają. Takie rozdwojenie między przekonaniami a działaniami jest nieautentyczne.
Często, gdy wprowadzamy PD po pierwszym euforycznym powodzeniu, zdarza się tak, że to przestaje działać. Można wtedy odpuścić i powiedzieć, że to się nie sprawdza i że dziecko "zaczęło wchodzić nam na głowę". To tylko świadczy o tym, jak bardzo mamy niewspierające przekonanie. Wtedy warto pracować nad sobą.
Słowo dyscyplina nie kojarzy się w Polsce raczej pozytywnie. Zabarwienie "pozytywna" ma to odczarować?
Rzeczywiście w naszym kręgu kulturowym "dyscyplina" kojarzy się pejoratywnie. Jednak tu chodzi o łacińskie "disciplini", które oznacza: uczyć, prowadzić szlakiem prawdy, porządkować. Pozytywna dyscyplina skupia się na uczeniu kompetencji życiowych, społecznych, emocjonalnych.
Skoro w pozytywnej dyscyplinie nie ma kar i nagród, to co jest? Dzieci uwielbiają być nagradzane, a z drugiej strony kary są czymś powszechnie stosowanym. Kary przewiduje prawo, przewidują szkoły czy ośrodki wychowawcze.
Jest motywacja wewnętrzna. Trzeba się jednak nauczyć ją stosować i naprawdę nie da się tego zrobić po przeczytaniu bloga czy kilku artykułów. Po to prowadzi się specjalne warsztaty z pozytywnej dyscypliny, bo podczas takich zajęć człowiek uczy się przez doświadczenie. W czasie scenek ma okazję poczuć się, jak dziecko i poobserwować, czy bardziej motywują go kary i nagrody czy bardziej zachęta.
Mama, zamiast mówić: "jestem dumna z twojej piątki", może powiedzieć: "Możesz być z siebie dumna". Ten pierwszy komunikat koncentruje się na osobie dorosłej, bo to ona da nagrodę. Drugi komunikat, którego używa się w dyscyplinie pozytywnej, stawia w centrum dziecko.
Ja dodatkowo moje dzieci pytam "co możesz jeszcze zrobić, by czuć się tak fajnie". Wtedy dziecko koncentruje się na sobie, jeżeli zawsze będzie robiło coś, co ma się podobać rodzicom, samo nie będzie wiedziało w przyszłości, co ono w ogóle lubi robić.
Zachętą też będzie zauważenie, że dziecko się starało, mówiąc np. "Widzę, że bardzo się starałaś". Nie zawsze, to co dziecko zrobi, jest piękne i się podoba, ale to ważne, by pochwalić pracę. Również wtedy, gdy na przykład dziecko dostanie w szkole trójkę, bo niektórzy naprawdę dużo pracy muszą włożyć w to, by zdobyć taką notę.
Zachętą mogą też być konkretne sytuacje. Jeżeli dziecko przychodzi i mówi "nie potrafię tego zrobić". Wtedy warto przypomnieć mu, że coś się wcześniej już udało, zaproponować, że rodzic może pomóc dziecku coś wykonać. Dzięki takiemu podejściu maluch może poczuć się kompetentny, że może coś zrobić.
Jak pozytywna dyscyplina radzi sobie ze sprzeciwem dziecka np. gdy dziecko nie chce iść do szkoły, odrabiać lekcji i się obraża?
Warto podkreślić, że pozytywna dyscyplina nie zmusza dziecka i nie manipuluje nim, by coś zrobiło. Stara się akceptować taki stan dziecka i to, że jest na "nie", bo ma gorszy dzień, który zdarza się każdemu. Jednak bierze w tej akceptacji pod uwagę ograniczenia związane ze zdrowiem, bezpieczeństwem itd.
By wyznaczyć te granice i uszanować zdanie dziecka stosuje się tzw. zasadę stanowczości i uprzejmości. Dla zobrazowania tej techniki można podać przykład, że rodzic mówi: "Widzę, że dobrze się bawisz i teraz jest kolacja". To istotna zmiana, by mówić "i", zamiast "ale".
Jeżeli sytuacja się powtarza, warto posłuchać dziecka. Ja na przykład pytam, dlaczego dziecko nie chce czegoś zrobić. Pytam również "czego potrzebujesz, żeby to zrobić".
Pamiętam właśnie, jak córka wróciła po wakacjach do szkoły i nie chciała chodzić, wręcz mówiła, by ją wypisać. Zadałam jej tzw. pytanie pełnej ciekawości – "co ja mogę zrobić, żebyś chciała chodzić do szkoły, żeby tobie było tam dobrze?". Wtedy moja 9-latka powiedziała mi "mamo daj mi stopery". Chodziło o to, że dziecko odzwyczaiło się od hałasu i jako dla dziewczynki z nadwrażliwością na hałas, było to dla niej trudne.
Gdzie w tej pozytywnej dyscyplinie jest rodzic? To metoda, w której trzeba skupić się tylko na dziecku, zapominając o sobie? Czy to nie byłoby meczące?
Dorosły musi też świadomie o siebie zadbać. Powinniśmy określić, ile mamy w danym dniu siły np. po pracy, by iść z dzieckiem na plac zabaw, by się z nim pobawić czy coś zaakceptować. Gdy brakuje nam energii, trudniej jest przyjmować sprzeciwy i rozumieć emocje dziecka.
Jeżeli rodzic jest zmęczony, powinien porozmawiać z dzieckiem o tym, że nie ma siły. Osobiście daję dzieciom takie komunikaty "słuchajcie, jestem bardzo zmęczona, potrzebuję 30 minut ciszy, pobawcie się same". Rzeczywiście one się wtedy starają cicho bawić i przyjmują ten mój komunikat. Takie podejście to też nauka dla nich, że sami zaczną świadomie mówić w przyszłości o własnych granicach.
W pozytywnej dyscyplinie wyznacza się też "specjalny czas" dla dziecka. Czy cel to po prostu spędzenie czasu z dzieckiem, czy coś więcej?
W PD są ramy czasowe dla dzieci w różnym wieku, które mówią, ile czasu powinno się dziennie czy tygodniowo poświęcać wyłącznie dla dziecka. W tym nie powinno być żadnych rozpraszaczy, telefonów, telewizora itd. Zaleca się 10 minut dziennie dla dziecka w wieku 2-6 lat, 30 minut tygodniowo w wieku 7-12 lat i raz w miesiącu coś, czemu nastolatek nie może się oprzeć – powyżej 13 lat.
To czas, w którym pełną uwagę poświęcamy tylko dziecku – jeden na jeden. Już po tygodniu widać różnicę. Dzieci są spokojniejsze i wiedzą, że wtedy i wtedy rodzic ma zawsze dla nich pełną uwagę.
Taki czas specjalny daje dziecku poczucie ważności i znaczenia. Jak w tym czasie zadzwoni telefon i trzeba odebrać, to jeszcze większą wartość zyskamy w oczach dziecka, gdy powiemy, że nie możemy rozmawiać, bo teraz mamy czas specjalny dla dziecka.