Świat Gosi jest wszystkim tym, czego nie spodziewalibyście się po żadnym kanale urodowym na YouTube. Zamiast polecania drogich kremów, obejrzycie tam test wydymacza ust, odkurzacza do wągrów albo tutorial makijażu inspirowanego... nieprzespaną nocą. Ten kanał nie tylko bawi — on po prostu leczy urodowe kompleksy. Przeczytajcie, a potem włączcie Gosię i usłyszcie, jak mówi "hej tu Gooosia". Nigdy nie wyrzucicie tego z głowy.
Gosia to yotuberka urodowa i wiem, co sobie myślicie. Gdy słyszę hasło "youtuberka urodowa" też widzę blond piękność, która nagrywa na tle dizajnerskiego salonu, podświetlonej toaletki i drewnianych tabliczek z napisami: my home — my love.
I z którą nijak nie da się identyfikować ani brać jej filmików na poważnie. No bo umówmy się: która z nas na co dzień żyje w różowo-biało-złotym pudełku, do zrobienia makijażu zapala świecie, robi kawę z ekspresu i układa idealnie czyste pędzle na toaletce.
Serio, ile z nas maluje się przy toaletce zamiast przy kuchennym blacie z rozlaną kawą czy biurku z odpalonym laptopem? Wnętrze domu Gosi natomiast przypomina mieszkanie, z którego nawet student z niewielkim funduszem na czynsz mógłby być średnio zadowolony, ale to styl Gosi.
Staromodna kanapa, intensywne kolory ścian, bibeloty i zbieracze kurzu tak dziwne, że nawet wasza babcia miałaby wątpliwości, czy zrobić z nich wystawkę na meblościance, to tło, które służy Gosi do nagrywania. A o czym Gosia nagrywa?
Gdy trafiłam na jej kanał, pomyślałam, że polega na parodii urodowych filmików. Gosia z przekąsem powtarzała hasła typowych urodowych vlogerek, podchodziła do wszystkiego z dziecięcym entuzjazmem, testowała kosmetyki tak, jak zrobiłabym to sama, dostając jako dziewczynka pierwszą zabawkową paletkę do makijażu — ekscytując się, mieszając kolory, bawiąc się formą, a nie upiększając.
[/embed]Absurdalne żarty, groteska, kicz i pomieszanie stylów to jednak nie rodzaj kontentu do sprzedania. Gdyby tak było, Gosia nie miałaby ponad 350 tysięcy obserwujących – to jej naturalne zachowanie.
Jej kanał jest nie tylko formą czystej rozrywki. Jej żarty, anegdoty i kreatywne sposoby użycia kosmetyków to tylko jedna część historii. Kanał Goosi leczy z kompleksów. Urodowych, kobiecych, każdych.
Gosia jest taka jak każda z nas, gdy próbuje odtworzyć makijaże sławnych vlogerek z ich drogich paletek – "makijaż prosty, który każda z was wykona w domu".
Bzdura! Gosia próbuje smokey eye i wygląda, jakby ktoś jej podbił oko, nakłada szminkę, która obiecuje nam powiększenie ust i wcale nie wygląda jak Kylie Jenner, konturuje policzki i jakimś cudem jej twarz nie jest szczuplejsza.
I czuje się z tym świetnie, śmieje się z siebie, ale my nie śmiejemy się z niej. Śmiejemy się z nią, zdając sobie sprawę z tego, ile oczekujemy od siebie.
Jak głupio czujemy się, oglądając influencerki o nieskazitelnej cerze, reklamujące kosmetyki na trądzik, pokazujące kremy za 300 złotych z komentarzem, że każda z nas może sobie na to pozwolić.
Robiące makijaż, którego my nijak nie umiemy powtórzyć, a gdy nawet się uda, to wyglądamy w nim absurdalnie. I wtedy wchodzi Gosia.
Z różowymi włosami, każdym paznokciem w innym kolorze i postanawia pokazać nam makijaż stylizowany na rastafarianina, "kamuflujący" nasze rysy twarzy, poimprezowy, która ma być wariacją na temat tego, co zostanie z naszego make-upu po nocy zabawy.
Umówmy się – to jest po prostu dobre. Trochę jak mem, który zrobi nam dzień, trochę jak terapia, która przekaże prawdę tak banalną, a tak zapomnianą: social media to nie rzeczywistość.
Perfekcyjne influencerki to nie jest wzór, do którego mamy dążyć. Każda z nas jest tak naprawdę bardziej Gosią niż perfekcyjną Andziaks czy inną Kosmetyczną123.
Jednak nie tylko makijaże na kanale Gosi inspirują. Dziewczyna testuje takie gadżety kosmetyczne, o których nawet największe urodowe freaki nie mają pojęcia. A nawet jeśli słyszały, to nie przetestują tego z taką finezją, z jaką podejdzie do nich Gosia.
Odkurzacz na wągry? Wydymacz ust? Szablon do brwi i plastikowe rączki do makijażu? Żaden problem. Gosia zrobi z tego taką recenzję, że same poczujecie, że powinnyście to mieć. Albo się z tego śmiać.
I że właściwie te gadżety są tak samo potrzebne (czy raczej niepotrzebne) jak masa innych reklamowanych jako te zmieniające nasze życie.