W wieku 15 lat zaczęła pracować jako kelnerka. Była nauczycielką angielskiego, pracowała z uczniami z zaburzeniami intelektualnymi. Będąc mamą trójki dzieci, skończyła studia i została wykładowczynią na Delaware Technical Community College. Swój pierwszy tytuł akademicki obroniła, będąc w pierwszej ciąży. Zanim została żoną Bidena, pięć razy odrzucała pierścionek zaręczynowy. Oto przyszła pierwsza dama USA – Jill Biden.
Mówi się, że za każdym wielkim mężczyzną stoi jeszcze większa kobieta i powiedzenie to brzmi jak stworzone do opisania historii Jill i Joe Bidenów. Szczególnie w USA – dla amerykańskich obywateli zawsze ważne było prywatne życie prezydentów, a w szczególności ich relacje z partnerkami.
Przypomnijmy tylko sobie, jak istotna była kwestia związku Donalda Trumpa z Melanią. W nieskończoność analizowano filmiki, na których nawet mowa ciała jego małżonki pokazywała, że najchętniej trzymałaby się od Trumpa z daleka. Ten z kolei potrafił zapominać o swojej partnerce i nawet w czasie oficjalnych spotkań zupełnie ignorować jej obecność.
Jak porównać to do sytuacji, w której Joe Biden na sierpniowym konwencie Demokratów nie przedstawił się jako były wiceprezydent, a... "mąż Jill Biden"? Przyszły prezydent USA powiedział wtedy publiczności, by "pomyśleli o swoim ulubionym wychowawcy, który dał im pewność, że uwierzą w siebie". – Taka będzie pierwsza dama, Jill Biden – przekonywał.
19-letnia żona
Joe Biden nie pochodziła z zamożnej rodziny — w wieku 15 lat już pracowała jako kelnerka i już wtedy dokładnie zdawała sobie sprawę z tego, jaką wartością jest niezależność.
– Od najmłodszych lat wiedziałam, że chcę własnych pieniędzy, własnej tożsamości i własnej kariery — powiedziała w wywiadzie dla "Vogue’a" w 2008 roku.
Równie ważne, co nauka, było dla niej pragnienie założenia rodziny, dlatego w wieku 19 lat wzięła ślub z Billem Stevensonem. Chciała skończyć studia razem ze swoim mężem, a potem założyć rodzinę – po raz kolejny przeszkodził jej brak finansów.
Na rok porzuciła studia, a by dorobić, zajęła się modelingiem. Jej małżeństwo szybko okazało się niedobrane – po 5 latach Jill rozwiodła się z mężem. Musiał być to wielki cios dla młodej kobiety, która łączyła wielkie ambicje z chęcią realizowania się jako matka i żona.
To nie złamało Jill, dalej wierzyła w miłość, a szukając jej trafiła na randkę w ciemno, na której poznała Joe Bidena. Przyszły prezydent (wówczas senator) musiał zrobić na 24-latce niesamowite wrażenie — po spotkaniu powiedziała swojej matce: "w końcu poznałam dżentelmena".
Powiedziała Joe Bidenowi "nie" 5 razy
Mimo że uczucie między parą pojawiło się dość szybko, to Jill odrzuciła oświadczyny przyszłego prezydenta aż 5 razy. Nie można jednak nazwać jej "łamaczką serc".
W wywiadzie dla "Vogue'a" wyjaśniała, dlaczego zwlekała z poślubieniem Joego. – Zrobiłam to z obawy o jego synów – chłopcy stracili w wypadku już jedną matkę i nie chciałam, aby stracili kolejną bliską im osobę – przekonywała. Jill chciała być całkowicie pewna, że gdy przyjmie rolę matki dla jego dzieci, zostanie z nimi już na zawsze.
I zdecydowanie jej się to udało. – Nie używamy terminu "macocha", ale po prostu "mama" – podkreśla syn Joe Bidena. Sam przyszły prezydent USA od zawsze mówił, że mógłby nigdy nie pozbierać się po śmierci pierwszej żony, gdyby nie spotkał na swojej drodze Jill.
Życiowe oparcie nowego prezydenta
Jill zdaje się osobą, która po prostu musiała pojawić się w życiu młodego senatora, by ten nie tylko mógł stać się prezydentem, ale by przetrwać kolejne tragedie w swoim życiu.
Jego pierwsza żona Neilia Hunter zginęła w wypadku samochodowym w 1972 r. wraz z roczną córką Naomi. Biden został wdowcem i zarazem jedynym opiekunem dwóch małych synów: Huntera i Beau, którzy przeżyli wypadek. Joe nie krył, że po tej tragedii wiele razy miał myśli samobójcze.
Jill wiedziała, że jeśli zdecyduje się wejść w ten związek, zostanie nie tylko partnerką Joego, ale mamą dla dwóch kilkuletnich chłopców, którzy właśnie przeżyli największą tragedię w swoim życiu. Podjęła to życiowe wyzwanie i zdecydowała się wyjść za Bidena w 1977 roku. Para pobrała się w obrządku katolickim w kaplicy znajdującej się w siedzibie ONZ w Nowym Jorku.
Od nauczycielki do profesorki
Zanim Jill związała się z Bidenem, pracowała jeszcze jako nauczycielka języka angielskiego. Jej sytuacja finansowa i życiowa się ustabilizowała, ale Jill nie miała zamiaru spocząć na laurach. Skończyła studia w West Chester University i będąc w ciąży uzyskała tytuł Master of Education.
To był kolejny moment w życiu Jill, gdy szukała balansu pomiędzy karierą i rodziną. Postanowiła poświęcić się dzieciom — oprócz małej Ashley ma jeszcze dwóch synów z pierwszego małżeństwa Joego. Jest więc mamą trójki. Jill wzięła dwuletnią przerwę w pracy, by scalić swoją rodzinę.
Gdy z niej wróciła, dzieliła czas pomiędzy studia i pracę. Uczyła historii dzieci z zaburzeniami emocjonalnymi, a pacjentów szpitalu psychiatrycznego edukowała w języku angielskim. Otrzymała kolejny tytuł akademicki — Master of Arts, a jej mąż po raz pierwszy kandydował w prawyborach prezydenckich.
Ogłosiła wtedy wprost, że nawet gdyby została pierwszą damą, nie zrezygnuje z pracy z dziećmi z zaburzeniami.
Doktor Jill — wspiera męża i rozwija własną karierę
W latach 1993–2008 była wykładowczynią na Delaware Technical Community College. W 2007 roku uzyskała tytuł doktora nauk. Podkreślała, że praca z dziećmi jest jej pasją, zwracała się także do młodych kobiet, mówiąc, że nie powinny nigdy rezygnować z własnych ambicji.
– Czuję, że mogę zmienić ich życie. Po prostu uwielbiam tych ludzi. (...) Uwielbiam kobiety, które wracają do szkoły i zdobywają stopnie naukowe – mówiła o swojej akademickiej pracy.
Słowa Jill o tym, że nie porzuci swojej pracy nawet, gdy zostanie pierwszą damą, zostały zweryfikowane. Joe co prawda wycofał się z kandydowania na prezydenta, ale po przyłączeniu się do sztabu Baracka Obamy, został wiceprezydentem.
Jill Biden została pierwszą w historii drugą damą, która nie porzuciła pracy zawodowej. Na oficjalnej stronie Białego Domu figurowała jako Dr. Jill Biden. Poza karierą wykładowczyni akademickiej Jill pilotowała wielu fundacjom dobroczynnym.
Kolejna tragedia
Podczas drugiej kadencji Obamy rodzinę Bidenów dotknęła kolejna tragedia. W 2015 r. zmarł na raka Beau, syn Bidena z pierwszego małżeństwa i pasierb Jill. Bardzo to przeżyła i zaangażowała się w walkę z rakiem.
Mówiąc o powrocie jej męża do pracy po tym, jak ich syn Beau zmarł na raka mózgu, stwierdziła: – Są chwile, kiedy nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak to zrobił — jak postawił jedną stopę przed drugą i szedł dalej. Ale zawsze rozumiałam, dlaczego to zrobił – mówiła. Zawsze była dla niego wsparciem.
I właśnie na wspomnianej konwencji Demokratów Joe Biden podziękował Jill za lata jej wsparcia, które mu okazała. – Z powrotem nas poskładała. Oddała mi moje życie. Oddała nam rodzinę – podsumował.
Feministka i sojuszniczka społeczności LGBT
Po tym wydarzeniu Jill zaangażowała się w inicjatywy szerzące świadomość leczenia chorób nowotworowych. Poza rodziną i karierą angażowała się także w ruchy feministyczne i wspierające osoby LGBT.
Po zakończeniu kadencji Obamy Jill i Joe Bidenowie w lutym 2017 roku założyli fundację Biden Foundation, której celem było m.in. zapobieganie przemocy wobec kobiet i zagwarantowanie przestrzegania praw osób LGBTQ.
Jill Biden została też przewodniczącą organizacji Save the Children. Dała się poznać jako aktywistka na rzecz praw kobiet i wszelkich dyskryminowanych grup społecznych.
Kim byłby bez niej Joe Biden?
Przełomowy był ponownie 2019 rok. Jill jak zawsze w swoim życiu po raz kolejny wyczuła moment, w którym postanowiła zawiesić własną karierę, by udzielić wsparcia mężowi.
To ona była osobą, która namawiała Joe Bidena do startu w wyborach, wiedząc, że będzie wymagało to od niej poświęcenia. Na czas kampanii wiosną 2020 r. wzięła urlop, by móc towarzyszyć mężowi w tej przygodzie.
Jedno jest pewne: Jill Biden nie będzie, niczym Melanie Trump, milczącą pierwszą damą. Już w czasie kampanii prezydenckiej wygłosiła wiele przemówień. Amerykańskie media cytowały jej opinie na temat pandemii oraz nauczania w szkołach.
Jill dokonała też czegoś, co wydawało się niemożliwe. Swoim występem podczas jednego ze spotkań w czasie kampanii prezydenckiej zyskała uznanie nawet niektórych najbliższych sojuszników Trumpa.
"Dziś wieczorem Jill Biden wykonała bardzo dobrą robotę, reprezentując siebie i Joe w sprawach, w które wierzą”"— napisała na Twitterze senator Lindsey Graham (RS.C.), która nazwała byłą drugą damę "wybitną osobą, która prowadziła konsekwentne życie". To wszystko w trakcie wyborczej bitwy z Trumpem.
Nie wiemy, gdzie byłby Joe Biden bez Jill, ale dokładnie wiemy, jak wyglądał "konsekwentny" styl życia nowej pierwszej damy. Potrafiła znaleźć balans między karierą a życiem rodzinnym.
Wspierała Joego w chwilach, gdy nie mógł liczyć na nikogo innego, a jej głos jest słyszalny już teraz. I możemy być pewni, że gdy Joe Biden oficjalnie zostanie prezydentem, jej głos będzie tylko głośniejszy.