Dzieci biegają boso, nikomu nie przeszkadza, że krzyczą. Polka o wychowaniu dzieci na Mauritiusie
Iza Orlicz
25 maja 2020, 10:58·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 25 maja 2020, 10:58
Dzieci na Mauritiusie wychowuje się na luzie - wszystkie biegają tu na boso, w szortach, ubrudzone lub mokre, każdy jest do tego przyzwyczajony. Traktuje się je z dużą czułością, a zarazem wyrozumiałością - nikomu nie przeszkadza, że np. hałasują czy krzyczą. O tym, co ją najbardziej zaskoczyło w wychowywaniu dzieci na Mauritiusie rozmawiamy z Inką Goodwin, mamą 3-letniej Grace i 8-miesięcznej Sienny.
Reklama.
Dziecko to partner do rozmowy. Trzeba wzmacniać w dziecku pewność siebie i wiarę w jego możliwości. Dziecko ma prawa, ale też obowiązki. Okazuje się, że co kraj, to obyczaj, również w kwestii wychowywania dzieci. Specjalnie dla was sprawdzamy, jak to wygląda na świecie i czego Polki mogłyby się nauczyć od mam z innych krajów.
Mieszkasz z mężem i dwójką dzieci na Mauritiusie. Dlaczego akurat tę wyspę wybrałaś na miejsce do życia?
To długa historia. 10 lat temu poznałam w Londynie mojego przyszłego męża. Po 3 tygodniach Dave wyjechał pracy do Mozambiku, przez kolejne kilka miesięcy randkowaliśmy przez telefon i internet, aż w końcu przeprowadziłam się tam. Nie ukrywam, że tropikalne klimaty zawsze mnie kręciły (śmiech). Po zakończeniu rocznego kontraktu Dave’a wróciliśmy do Londynu, ale wiedzieliśmy, że nie chcemy tu zostać na stałe.
I wtedy wybór padł na Mauritius?
Jeszcze nie, bo najpierw myśleliśmy o Zimbabwe, skąd pochodzi mój mąż. Do zamieszkania tam nie zachęcała nas jednak sytuacja polityczna tego kraju. W międzyczasie urodziła się nasza córka Grace. Przeżyłam pierwszą zimę w Londynie z małym dzieckiem… prawie dostałam depresji i obiecałam sobie, że kolejnej już tu nie spędzę. W wakacje polecieliśmy na Mauritius. Tak nam się spodobało, że od razu sprawdzaliśmy przedszkola, szkoły, okolicę, możliwości pracy i stwierdziliśmy, że spróbujemy. Dopełniliśmy wszystkich formalności i tak zamieszkaliśmy na Mauritiusie.
I jakie różnice w podejściu do wychowywania dzieci zauważyłaś, gdy tam zamieszkałaś?
Dzieci traktuje się tutaj z dużą czułością. Wszyscy się do nich uśmiechają, chcą pogłaskać po główce czy rączce. Mieszkańcy Mauritius są bardzo rodzinni, nikomu nie przeszkadza, że dzieci biegają, krzyczą itd. Jest tu duży miks kulturowy, bo są osoby z Indii, Francji, Anglii, Republiki Południowej Afryki, garstka Polaków czy Rosjan. Miesza się wiele kultur i religii, wiec dużo zależy od tego, w jakim towarzystwie przebywa się na co dzień.
Co cię najbardziej zaskoczyło?
Chyba właśnie to, że wszyscy chcą dotknąć moich dzieci, a ja nie jestem zwolenniczką takiego podejścia. Przez 12 lat mieszkaliśmy z mężem w Londynie i wiadomo, że tam nie stykaliśmy się z takimi sytuacjami. Tutaj musieliśmy czasem grzecznie mówić, aby nie dotykać buźki czy rączki naszej nowo narodzonej córki. Oczywiście, gdy Sienna się urodziła, podobnie jak w Londynie wyszliśmy na spacer następnego dnia. Wszyscy byli w szoku, bo tu co najmniej miesiąc spędza się z noworodkiem w domu!
A jak traktowane są kobiety w ciąży?
Jakby były chore (śmiech), trochę podobnie jak w Polsce. Na pierwszej wizycie u ginekologa zapytano mnie, czy chcę zwolnienie z pracy. Kiedy odmówiłam, byli bardzo zdziwieni. Prowadzę jednoosobowy biznes, jestem osobistym trenerem i instruktorem fitnessu, więc jeśli nie pracuję, to nie zarabiam. Wszyscy byli zaskoczeni, gdy prowadziłam zajęcia jogi czy spinningu do samego rozwiązania. A ja się świetnie czułam! Namawiałam koleżanki w ciąży, aby ćwiczyły, jednak tutaj jest to nadal nowość...
A urlop macierzyński?
Trwa 3 miesiące, ale jestem samozatrudniona, wiec mnie nie przysługiwał. Pierwszych indywidualnych klientów zaczęłam trenować, gdy córka miała 11 dni. Na zajęciach pojawiłam się po 4 tygodniach i wszyscy byli w szoku, że tak szybko. Wydaje mi się, że każda mama czuje, kiedy jest czas na powrót do pracy. Przy czym warto podkreślić, że regeneracja organizmu jest też szybsza w ciepłym klimacie.
Wasza starsza córka chodzi już do przedszkola. Jak wygląda opieka?
Jest dużo zabawy, ale nie brakuje też nauki. Przykłada się dużą wagę do dobrych manier, nauczyciel jest autorytetem, ale też zwraca uwagę na emocjonalne potrzeby dziecka. Córka chodzi do prywatnego przedszkola, gdzie mówi w dwóch językach: po angielsku i francusku.
Czy klimat wpływa jakoś na styl wychowywania dzieci?
Tak, bardzo! Przeprowadziliśmy się na Mauritius właśnie ze względu na ciepły klimat, by jak najwięcej czasu spędzać na zewnątrz. Mauritius to nie tylko ocean i plaża, ale też góry, parki narodowe, wspinaczki, kąpiele w rzece, bieganie ścieżkami wokół trzciny cukrowej. Zdecydowanie mniej tv i tableta, bo często po przedszkolu jedziemy do parku z placem zabaw, po południu spędzamy czas na plaży. W weekend wypady do lasu, nad rzekę lub wycieczki na inne plaże w różnych częściach wyspy. Wszystkie dzieci biegają tu na boso, w szortach, ubrudzone lub mokre, każdy jest do tego przyzwyczajony.
Czyli mieszkańcy Mauritiusa są przyjaźnie nastawieni do dzieci?
Tak, bardzo chętnie z nimi rozmawiają, zagadują w sklepach, restauracjach, na plaży. Dzięki temu dzieciaki są otwarte, chętnie nawiązują kontakt z innymi, bawią się z innymi dziećmi na placu zabaw czy plaży.
A jakie zasady lub podejście do wychowywania dzieci na Mauritiusie warto byłoby przenieść na nasz rodzimy grunt?
Wyluzowanie. To, że dzieci mogą być brudne czy biegać do 21 w weekend po plaży, gdy w tym czasie dorośli robią grilla. Ale choć tak odległy, to Mauritius jest bardzo podobny do Polski. Maurytyjczycy są np. bardzo rodzinni i kiedy znajomi dowiedzieli się, że jestem w ciąży, bardzo się ucieszyli, że nasza starsza córka nie będzie jedynaczką (śmiech).
Inka Goodwin - razem z mężem i dziećmi: 3-letnią Grace i 8-miesięczną Sienną mieszka od 2 lat na Mauritiusie. Jest trenerem osobistym i instruktorką fitnessu. Jej pasje to gotowanie, czytanie dobrych książek i ostatnio coraz bardziej joga. Inka prowadzi konto na Instagramie, gdzie dzieli się swoim życiem na Mauritiusie instagram.com/inkagoodwinpt/