Oczywiście – nie ma jednego przepisu na udaną relację. Ludzie są różni, więc i tworzone przez nas związki są małymi osobnymi światami, jednak... Przeglądając ostatnio, zupełnie niezobowiązująco dyskusje na kilku grupach dla kobiet, wyłapałam jednak trzy sprawy, które wyjątkowo często przewijają się w rozmowach.
Przyznaję – jeszcze kilka lat temu kurczowo trzymałam się opinii, że związek to absolutne zjednoczenie dwóch osób. Z czasem znalazłam na to inne określenie: WCHŁANIANIE. Teraz jestem już mądrzejsza i wiem, że żeby "to działało" musi być miejsce na ja, ty i my.
Dlatego nie rezygnuj z siebie i jednocześnie daj oddychać drugiej osobie. Nie wszystko musicie robić razem, nie wszędzie musicie chodzić za rączkę. Jeżeli ty chcesz zostać w domu, a on pójść na basen – droga wolna. Takie podejście pozwala nabrać dystansu, stworzyć zdrową przestrzeń i sprawi, że każde z was będzie miało "swój świat" ze świadomością, że w każdym momencie możecie wrócić do "świata wspólnego".
Gdy obserwuję znajome pary, ale także cofam się do wspomnień swoich relacji, widzę, że bardzo łatwo ulec początkowym skokom serotoniny, gorzej się z nich wyswobodzić. To właśnie na początku znajomości chcemy być z tą osobą zawsze i wszędzie, trudno nam skupić się na swoich zadaniach, planach i marzeniach. To dosyć zrozumiałe, ale warto znaleźć w tym równowagę i nie zapominać, że najsilniejsza para to ta, którą tworzą dwie silne osoby.
Słodkopierdząca kulka w końcu zacznie wchłaniać samą siebie, a wyodrębnienie z niej dwóch indywidualności jest tym trudniejsze, im dłużej się tak toczy...
Zostaw miejsce na tajemnice
Uwierz, tak będzie lepiej. Nie musisz wiedzieć wszystkiego o jego przeszłości, każdej byłej i szczegółach jego poprzednich relacji. Najlepiej, jeżeli zadziała to w dwie strony.
Jakiś czas temu podczas spotkania z koleżankami jedna narzekała, że jej partner nie chce się jej zwierzać. Powtarzała, że jest wycofany, trudno mu rozmawiać o emocjach i nieraz pół dnia musi na niego "naciskać", żeby w końcu "pękł". Ała. Współczuję chłopie. Koleżanka była zdania, że w związku nie ma miejsca na tajemnice, muszą sobie mówić WSZYSTKO i bardzo ją denerwuje, że on pewnych tematów nie chce poruszać.
Błąd. Owszem, słowo "tajemnica" źle nam się kojarzy. Zapewne większość od razu pomyśli o romansie, zdradzie, ukrywaniu uzależnień czy seksualnych konwersacji na portalach randkowych. Nie musi tak jednak być. Każdy z nas ma inne potrzeby i to, co niektórzy chcą omówić, inni wolą przemilczeć. Pomyśl, z czego może wynikać "milczenie". Może jest po prostu cechą twojego wybranka? Może wystarczy dać mu swobodę, sprawić, że poczuje się na tyle komfortowo, że sam zdecyduje, że jest gotowy, by na przykład porozmawiać o ciężkich doświadczeniach z przeszłości?
Nie pochwalam oczywiście "zamiatania problemów pod dywan", ale zmuszanie drugiej osoby do zwierzeń jest zwyczajnie słabe i na pewno nie wpływa na poprawę jakości relacji. Partner nie zaufa nam bardziej, nie zapragnie nagle mówić nam o wszystkim, prędzej poczuje się osaczony i niezrozumiany.
Ty również masz prawo nie mówić o wszystkim, masz prawo przemilczeć sprawy z przeszłości, które obecnie nie mają dla ciebie znaczenia, a po prostu się wydarzyły. Jakiś czas temu znajoma wydusiła ze swojego faceta, że zanim zaczął spotykać się z nią, był na dwóch randkach z dziewczyną z pracy. Nic z tego nie wyszło, więc uznał, że nie ma sensu o tym mówić. Gdy ostatecznie koleżanka się o tym dowiedziała, poddała się swojej wyobraźni i nagle poczuła się zagrożona. "Bo przecież oni nadal razem pracują, a COŚ między nimi było".
No nie było. Spotykanie się z drugim człowiekiem nie oznacza od razu wielkiej miłości. Co dobrego ta wiedza wniosła w związek koleżanki i jej chłopaka? Nic. Dobrego nie wniosła nic. Przytargała za to wór niepewności, nielogicznych oskarżeń i kłótni, bo przecież "ON JĄ OKŁAMAŁ". Dziewczyno, nie, nie okłamał. Po prostu teraz jest z tobą, nic nie mówił, bo uznał, że to nieważne.
Przystopuj z kotkami i misiami
Czułe słówka, ksywki i zdrobnienia są fajne, ale... tylko do czasu i tylko w pewnych sytuacjach. Nie jest fajne, gdy podczas spotkania w większym gronie nazywasz swojego faceta "puszkiem okruszkiem" i całujesz w nosek co 10 sekund. Dobra, dobra, już wiemy, że jesteście razem, ale teraz stop!
Nie jest fajne, gdy przy kimś zdradzasz, jak nazywacie się w łóżku. Po prostu nie chcę wiedzieć. To wasza intymna sprawa, w sypialni róbcie i mówcie, co chcecie.
"Kotki, misie, żabcie" i inne zwierzaczki niosą jeszcze jedno zagrożenie (poza zdegustowanym wzrokiem osób wokół). W skrajnych przypadkach mogą "odseksualizować" partnera. Co jak w końcu zapomnisz, że Robert ma na imię Robert? Co, jak nieodwracalnie Robert zamieni się w Misia (takiego mięciutkiego, pluszowego)?
Możliwe, że nawet sami nie zauważycie, jak dwie dorosłe osoby, które regularnie uprawiały dziki seks, zmieniły się w dwa słodkie pluszaki, dla których "seks nie jest najważniejszy". Wniosek jest zatem prosty: mówmy miło, ale nie wpadajmy w przesadę.