
Kasia Tusk jest jedną z tych wiecznie uśmiechniętych celebrytek, które bardzo dbają o brak kontrowersji, przepełnione są czułością wobec świata i nie bardzo mogą się zdecydować, czy chcą imitować (wiecznie radosne) Amerykanki, czy może (hygge'owe) Skandynawki. Takich postaci w show biznesie – wbrew pozorom – zostało niewiele, bo w mediach społecznościowych dominuje teraz narracja, w myśl której "wszyscy jesteśmy tylko ludźmi". I choć strategia Tuskówny bywa zrozumiała (przynajmniej niezbyt często musi się z czegokolwiek tłumaczyć), to chyba już straciła rację bytu.
Polki bowiem tej konwencji nie rozumieją, mimo że zarówno influencerzy, jak i dziennikarze próbują wcisnąć świadomość rządzących nią praw ("życie nie wygląda jak Instagram") każdym możliwym wentylem. Z tym, że niewiele to daje.
W efekcie córka byłego premiera musi czytać pod swoimi postami (choćby pod ostatnim), że "wiedzie życie idealne", a setki jej obserwatorek "zazdroszczą jej życia". Nie mieszkania, ani fajnego samochodu, które łatwo można przecież ocenić w kategoriach estetycznych. ŻYCIA, o którym nic przecież nie wiedzą.
Może cię zainteresować także: "Wolałem cię inną". Eksperyment Stanfordzki odpowiedzią na to, co zjada celebrytki
