– Dzisiaj przyszła do mnie matka z synem, chłopiec jest moim częstym pacjentem. Zgłaszali się głównie z przeziębieniem i nawracającym katarem. Myślałam już nawet o alergologu, aż coś mnie tknęło – napisała na Instagramie lekarka rodzinna Dominika Wojsz. Ta historia może przydać się wielu z was.
"Nie da się bez tego żyć"
Podczas rozmowy o zaleceniach dotyczących eliminacji kataru, lekarka zapytała mamę zakatarzonego chłopca, czy ma w domu krople do nosa. Okazało się, że zawsze. "Bez nich nie da się żyć".
Od 6 miesięcy jej syn przyjmuje je non stop. Śmiała się nawet z mężem, że "chyba się uzależnił".
Mało to jednak zabawny żart, bo prawdziwy. – Jeśli stosuje się krople niezgodnie z zaleceniami producenta, organizm uzależnia się od nich. Mechanizm jest bardzo prosty: nasza śluzówka ma naturalną zdolność do obkurczania. Nasz mózg jest też na tyle leniwy, że szuka łatwych rozwiązań. I zamiast produkować naturalne substancje chemiczne hamujące stan zapalny oraz obkurczający błonę śluzową, dostaje gotowe substancje z kropli – wytłumaczyła Dominika Wojsz, zaznaczając, że w ten sposób tworzy się błędne koło.
– Zawarta w kroplach xylometazolina nie jest niebezpieczna, jeśli stosujemy ją prawidłowo, czyli 3-7 dni. Miałam kilku dorosłych uzależnionych, ale dzisiejsza historia zmroziła mi krew w żyłach – dodała.
Co zrobić?
Lekarka zwróciła uwagę na problem częsty, choć ignorowany. Uzależnienie organizmu nie dotyczy oczywiście kropli czy aerozoli, które zawierają wodę morską, roztwór soli czy olejki, a wyłącznie tych, które w składzie mają xylomethazolin, oxymethazolin lub nafazolin.
Co zrobić, jeśli dziecko już jest uzależnione? Zapłakać nad jego losem albo zmienić krople na takie z hipertonicznym roztworem soli – mają podobne, choć słabsze, właściwości udrażniające i nie uzależniają.