Ile razy uczulałaś dziecko, żeby okazywało zadowolenie z prezentu nawet jeśli zamiast obiecanego zestawu Lego, okazywały się nim puzzle albo – nie daj Boże – ciepły dresik? Z najnowszych eksperymentów wynika, że przez takie tłumaczenie świata, nie wychowujemy wyłącznie "grzecznego dziecka", ale też... mniej wydajnego poznawczo.
Przebadano 148 przedszkolaków
Na pewno nie raz mówiłaś maluchowi, że jeżeli w przedszkolnej stołówce skończył się budyń czekoladowy, to ma przełknąć swoje rozczarowanie i z uśmiechem przyjąć truskawowy kisiel, którego n i e n a w i d z i. Życie przecież nie jest sprawiedliwe, "nie można mieć wszystkiego", następnym razem pewnie na stole pojawi się coś bardziej smakowitego.
Tymczasem, jak informuje portal Psychology Today, wkrótce zostaną opublikowane badania przeprowadzone na 148 przedszkolakach, które udowadniają, że samoregulacja rozczarowania przyczynia się do obniżenia wydajności zadań poznawczych i wyczerpania ego (koncepcja psychologiczna, która zakłada, że na skutek wykonywania zadań wymagających samokontroli może się ona osłabić).
Rozczarowująca zabawka
Dzieciaki podzielono na dwie grupy. Badacz pokazał im cztery małe zabawki i jeden mały "rozczarowujący" przedmiot – piankowy kwadrat. Najpierw dzieci poproszono o "zamawianie" zabawek w preferowanej kolejności, potem napisano ich nazwy na kartach i poproszono maluchy o narysowanie wyjścia z wydrukowanego na kartce labiryntu. Kiedy dzieci znalazły rozwiązanie, mogły losowo wybrać kartę z nazwą prezentu z ręki eksperymentatora.
W jednej z grup dzieci otrzymały kwadrat z pianki. Naukowcy zarejestrowali trzy reakcje maluchów: niektóre dzieci podziękowały eksperymentatorowi za prezent, inne nie wyraziły żadnej reakcji emocjonalnej, jeszcze inne okazały niezadowolenie jawnie.
Tylko dzieci, które były rozczarowane, ale udawały pozytywne emocje ("dzięki za prezent! Jest super!") wykazały pogorszenie wyników w kolejnym zadaniu poznawczym. Dzieci, które nie były rozczarowane, dzieci, które wydawały się niezainteresowane prezentem, i te, które co prawda były rozczarowane, ale wyraziły swoje negatywne emocje, nie wykazywały żadnych zmian w kolejnym zadaniu.
Skąd wiadomo, że dzieci okazujące zadowolenie, faktycznie zadowolone nie były? Kiedy pojawiła się pod koniec eksperymentu możliwość wymiany prezentu, wszystkie to zrobiły.
Dlaczego dzieci udające pozytywne reakcje osiągały niższe wyniki?
Istnieje wiele mikro-umiejętności, które składają się na tzw. samoregulację. Dziecko z dobrą samoregulacją może "zarządzać emocjami" i działać w sposób ukierunkowany na cel – nawet w przypadku nieprzyjemnych emocji.
Jednym z elementów samoregulacji jest samokontrola, czyli aktywna decyzja o wyrażeniu mniej prawdopodobnej reakcji. Bardziej prawdopodobną reakcją w obliczu rozczarowania jest bowiem głośny protest, aniżeli grzeczne podziękowanie. To trudne nawet dla dorosłych, którzy po kilku godzinach aktywnego kontrolowania emocji (np. na trudnym spotkaniu w pracy), czują się wyczerpani.
Dziecko takich zdolności ma znacznie mniej, a więc jeśli zbyt wiele energii przeznacza na samokontrolę, wyczerpują się jego zdolności wykonawcze do innych zadań.
Samokontrola jak zmęczony mięsień
Udowadniają to badania R.F. Baumeistera i K.D. Vohsa, zaprezentowane w książce "Self-regulation, ego depletion, and motivation" już w roku 2007. To oni odkryli, że opieranie się pokusie zjedzenia ciasteczka może obniżyć wydajność wielu rodzajów zadań poznawczych, upośledzać pamięć roboczą, zakłócać trwałość zadań, a nawet zmniejszać siłę uchwytu. Innymi słowy, udowodnili, że samokontrola jest wyczerpująca.
Baumeister porównuje ją zresztą do mięśnia. Tak jak zbyt intensywne ćwiczenia mogą zmęczyć i obciążyć mięśnie, tak samokontrola może męczyć mózg, tymczasowo obniżając wydajność.
Co robić?
Czy pozwolić zatem dziecku na płacz i wyrażenie niezadowolenia, kiedy coś nie spełnia jego oczekiwań? Niekoniecznie. Najważniejsze, by przećwiczyć z nim praktykowanie wewnętrznej ekspresji emocjonalnej. Chodzi o to, żeby nie tłumiło swoich emocji, ale umiało je nazwać wewnętrznie ("jestem naprawdę rozczarowany tym prezentem. Wiem, że jeśli powiem mamie potem, pomoże mi rozwiązać problem") i wyrazić później. Co jednak robić, kiedy dziecko już zwierzy się ze swojego problemu?
Wystarczy powiedzieć, że jest się dumnym z jego reakcji (i wytłumaczyć, że dzięki niej babcia obdarowująca wnuka piżamą, poczuła się lepiej) i że zasługuje na nagrodę.
Uczenie dziecka nazywania swoich emocji – nawet wewnętrznie – może pomóc usunąć to, co najistotniejsze, czyli zmęczenie "mięśnia", które powoduje obniżenie wydajności poznawczej. Poza tym zwiększy to możliwości samokontroli w przyszłości i... na pewno ułatwi relacje z ludźmi, nieumiejętność nazywania swoich emocji to bowiem plaga naszych (i w zasadzie każdych) czasów.