Szczerze. Planując samodzielnie wakacje, nigdy nie brałam pod uwagę Malty. Wielu znajomych polecało ten kierunek, a niektórzy nawet rozważali przeprowadzenie się na tę niewielką wyspę na Morzu Śródziemnym, jednak ja nie czułam zainteresowania. Wybrałam się tam zatem bez oczekiwań, bez wyobrażeń i wizji. I tak właśnie brzmi początek historii o tym, jak się zakochałam.
Nie było to jednak trudne. Malta ma w sobie coś z mistycyzmu, który czuć na każdym kroku. To miejsce charyzmatyczne i magnetyczne. Można odnieść wrażenie, że za każdym rogiem czają się nowe historie, którym warto dać się porwać. To miejsce czaruje i uwodzi. Oto co musicie zapamiętać, jeżeli macie ochotę na "urlopowy romans".
1. Woda, łódka, woda, prom, woda
To może mało obiektywny miłosny argument, bo woda to mój żywioł, ale... najlepszą informacją dnia była dla mnie ta odnosząca się do wodnego środka transportu. Jednego dnia był to chybotliwy "wodny tramwaj", do którego wsiedliśmy po obejrzeniu zachwycających Górnych ogrodów Barrakka. Przepłynęliśmy nim do Valletty, co zajęło kilka minut – znacznie mniej niż samochodem.
Następnego dnia przemieściliśmy się promem na wyspę Gozo, kolejnego, już na terenie wioski Popeye'a z niewielkiej łódeczki obejrzeliśmy wybrzeże, a następnie… Uwaga, absolutna wisienka na torcie i coś, co po prostu trzeba w swoim życiu zobaczyć – Blue Grotto, czyli kompleks jaskiń na południowo-wschodnim wybrzeżu Malty. Pomijając same groty, których uroda zapiera dech, dojedziecie tam krętą drogą, przy której, tuż przed wioską ulokowano punkt widokowy.
"Ale, ale, ja nie lubię pływać!". To lepiej polub, bo naprawdę warto! A całkiem poważnie – rozumiem, polecam zatem alternatywne rozwiązanie. Plaże – Ir-Ramla il-Hamra (plaża o czerwonym piasku na Gozo), Golden Bay, Ghajn Tuffieha Bay lub Gnejna Bay, które są plażami piaszczystymi, co wcale nie jest tak popularne na Malcie.
3. Gozo, czyli ojej, jak to klucz w drzwiach?
Gozo, której nazwa oznacza "radość", to druga co do wielkości wyspa archipelagu Wysp Maltańskich. Chociaż jest niewielka (jej powierzchnia to zaledwie 67 km²), to zapewniam, że zakochacie się w niej od pierwszego wejrzenia. Kursuje na nią prom, a rejs trwa około 25 minut. To świetny moment na chwilę oddechu, bo ten przyda wam się przed zwiedzaniem Gozo!
Owszem, na wyspie czas płynie wolno i leniwie. To idealne miejsce na błogie lenistwo. Chyba że chcecie w kilka godzin, obejrzeć wszystkie skarby, które dźwiga ta malutka powierzchnia. Wtedy przygotujcie się na trochę chodzenia (i jeżdżenia). Pomimo niewielkich rozmiarów wyspa zadziwia mnogością miejsc, które są po prostu "must see".
Nie omińcie świątyń Ggantija, które zostały zbudowane przed słynnymi kamiennymi posągami w Stonehenge, a odkryto je dopiero w XIX wieku, zajrzyjcie do jednego z niewielu zachowanych na wyspie wiatraków, który pamięta rycerzy maltańskich, Ta'Kola, podziwiajcie okno Wied il-Mielaħ (czyli naturalny wapienny łuk na północno-zachodnim wybrzeżu), a jeżeli lubicie nurkować to Blue Hole jest dla was!
3. Dajcie jeść!
Słowo "przystawka" oznacza coś małego, do przekąszenia przed daniem głównym. Ale raczej nie na Malcie. Mieszkańcy wyspy kochają jeść, a dodatkowo udowadniać mają to serwowane w restauracjach porcje. Jeżeli jesteście przyzwyczajeni do kleksa i maźnięcia na talerzu, to uwaga, na Malcie o tym zapomnijcie, ale dajcie się ponieść na własną odpowiedzialność.
Co to właściwie za kuchnia? Na moje, nieprofesjonalne oko, pomieszanie smaków włosko-angielsko-autorskich. W menu poszczególnych knajp znajdziecie sporo dobrze znanych dań i produktów – makaronów, ravioli (to na Gozo w restauracji Café Jubilee jest obłędnie pyszne, ale porcja nie przerosła jedynie naszej maltańskiej przewodniczki), serów, świeżych warzyw i mięs. I oliwę. Dużo i wszędzie.
W ciemno możecie wybierać również ryby i owoce morza. Jeżeli jesteście entuzjastami dań "morskich", to zaplanujcie wycieczkę do wioski rybackiej w południowo-wschodniej części Malty – Marsaxlokk, najlepiej w weekend. Przy okazji skorzystacie z targu, na którym kupicie nie tylko świeże ryby, ale również aromatyczne przyprawy, przetwory i pamiątki we wszelkiej możliwej postaci (tak, w październiku turyści mogli już buszować w świątecznych obrusach).
Tuż obok, na niewielkim placu, znajduje się restauracja "Ta Victor", której właściciel z chęcią opowiada nie tylko o serwowanych daniach, ale i gościach, którzy pojawili się w jego lokalu – ściany zdobią fotografie z politykami i celebrytami.