– Post pisany bez emocji, bardzo przemyślany. Zapraszamy dzieci do naszego lokalu, ale w granicach wiekowych +6. Możecie się na nas obrazić, możecie nas hejtować, trudno. Nie pozwalamy na takie zachowania – tak, nie wszystkie dzieci są takie same, ale nie będziemy robić selekcji – taki wpis pojawił się na stronie poznańskiej restauracji. A w komentarzach? Tak, zgadliście, prawdziwa wojna na słowa.
"Jak można niszczyć czyjeś mienie?"
"Dzieci nie wpuszczamy" – gdy pierwsze lokale w Polsce zdecydowały się na umieszczenie takiej informacji przy wejściu, w niektórych się zagotowało. Rozpoczęła się dyskusja, czy to dyskryminacja i segregacja, czy wyciągnięcie ręki do tych klientów, którzy chcą zjeść posiłek w ciszy i spokoju.
Tym razem "debata" przeniosła się na profil lokalu "Parma i Rukola" w Poznaniu. Właściciele udostępnili zdjęcia, jak wygląda ich restauracja po wizycie rodziny z dziećmi.
– Do restauracji z dziećmi czy bez? No właśnie, długo trwała u nas rozmowa na ten temat, zdania są podzielone, sami mamy dzieci, mamy znajomych, co przychodzą do nas rodzinami.
[...] Już pomijamy fakt wjeżdżających wózków, na które zwyczajnie nie ma miejsca, ale jak można przyjść do miejsca publicznego i niszczyć czyjeś mienie? – skomentowali.
Trzeba przyznać, że nie wygląda to dobrze. Oczywiście winni są głównie rodzice, którzy nie potrafią przypilnować swoich dzieci i nie uczą ich szacunku do czyjejś własności. Decyzję restauratorów nie wszyscy jednak zrozumieli.
Selekcja czy super pomysł?
– Ooo selekcja gości. Może postawcie przed wejściem klatki, w których będzie można zamknąć dziecko? Zwrócenie uwagi rodzicom – pomyśleliście o tym? Pewnie nie, łatwiej wyżalić się na Facebooku. I darmowa reklama od razu – skomentowała jedna z kobiet.
Stały klient lokalu umieścił natomiast bardziej stonowaną wypowiedź: "Wydaje mi się, że zamiast całą grupę eliminować, można spróbować dostosować warunki do dzieci. Zaprosić je na krzesła, które można umyć, podać im jedzenie na podkładkach i w eleganckiej, ale nie kosztownej zastawie. Można również położyć na stole paczkę mokrych chusteczek i przed podaniem posiłku poprosić o posprzątanie po swoich dzieciach w razie awarii.
Dla większości z nas to oczywiste, ale są też przecież rodziny, które mają braki w kwestiach odpowiednich zachowań np. w restauracji. To też nie musi być ich wina! Może, zamiast wykluczać można obrać trudniejszą, ale jakże potrzebną ścieżkę edukowania rodziców i dzieci? Żyjemy w czasach, w których lubimy się nawzajem wykluczać z różnych powodów. Ze względu na kolor skóry, religię czy orientację seksualną. Rozumiejąc Państwa zdenerwowanie, wydaje mi się, że o wiele piękniejszym gestem byłoby właśnie działanie odwrotne od wykluczania kogokolwiek".
Licznej grupie jednak pomysł się spodobał i uznali, że właściciele mają prawo ustalić granice wiekowe dla swoich klientów.
Dyskusja trwa...
Pomysł, żeby do restauracji nie wpuszczać dzieci, nie jest nowy i zapewne jeszcze długo będzie "na językach". W maju na Mamadu.pl pisałam: "Dziennikarz portalu naszemiasto.pl przywołał historię z jednej z grup na Facebooku. Mieszkaniec Warszawy zapytał, czy znajdzie na Ursynowie restaurację z zakazem wstępu dla dzieci. Podkreślił, że "chętnie zjadłby kolację w ciszy". Wielu komentujących go skrytykowało".
– Ciekawa jestem, kogo następnego wykluczymy ze społeczeństwa. Może osoby starsze, może jakiś inne pomysły rodem z apartheid? Ludzie myślcie... – napisała jedna z kobiet. Pomijając jednak głosy oburzenia, pomysł "lokalu bez dzieci" wielu osobom bardzo się spodobał. I warto podkreślić, że w tej grupie dominowali... rodzice.