Tę kampanię słynnego domu mody można podsumować jednym zdaniem: "w Polsce by to nie przeszło". Bo o ile akceptujemy już drobne odstępstwa od wizerunkowej normy, to coś, co odbiega od niej zbyt radykalnie, uznajemy (często niesłusznie) za promocję niezdrowego stylu życia i niedbania o siebie. Tymczasem Gucci wypuścił linię 58 odcieni szminek, którą reklamują modelki prezentujące uśmiechy w niczym nieprzypominające tych z aktualnego kanonu.
No i tak: gdyby szminkę reklamowała Madonna, Vanessa Paradis, Georgia May Jagger, Lindsey Wixon, Monika Jac Jagaciak, Ashley Smith, Jessica Hart, czy inna celebrytka z diastemą, problemu by nie było. Jakiś czas temu utożsamiliśmy diastemę z "perfekcyjną niedoskonałością" i ukoronowaniem seksapilu.
Co innego jednak kiedy widzimy zgryz skrzywiony jak ludzkie nastroje w poniedziałkowy poranek. I lekko pożółkły, jak większości tych osób, których w owy poniedziałek spotykamy w kolejce do ekspresu w pracowniczej kuchni. – Dla mnie to nie jest pochwała autentyczności tylko wołanie o wizytę u ortodonty – napisała jedna z internautek, widząc szokujący ją zgryz Dani Miller, której usta są reklamowym tłem jednej z nowych szminek Gucci.
Mam wrażenie, że ta dyskusja powtarza się wielokrotnie: dotyczyła już piegów i diastemy (a dziś trudno znaleźć osobę twierdzącą, iż jest to wada, która wyklucza), cellulitu i otyłości. Teraz dotyczy krzywego zgryzu i pożółkłych zębów, które są problemem nie tylko kawoszy i winoholików. Żółtawe zęby to przecież często wina kośćca i wizyta u najlepszego nawet ortodonty ma sens taki jak wizyta łysego u fryzjera.
Fryzjer zaproponować może wizytę u perukarza, ortodonta – u stomatologa, który założy licówki. Tyle że jedno nie ma nic wspólnego z zadbanymi włosami, a drugie – zdrowymi zębami. To sztuczna ingerencja, której nie mamy żadnego obowiązku dokonywać.
Wspaniale więc, że Gucci zdecydował się na taką reklamę. Niektórych szokuje, innych inspiruje – i taki jest przecież cel mody. Tymczasem fakt, że cały świat dowiedział się o nowej linii szminek za 38 dolarów jest dla firmy i projektanta Alessandro Michele tylko wartością dodaną. I dobrze, bo przecież prawdą jest, że markowych pomadek nie używają wyłącznie ludzie o nieskazitelnych uśmiechach.