Kiedy po raz pierwszy usłyszałam termin "masturdating", pomyślałam o randce, na której zamiast seksu, uprawia się masturbację. Sprawiamy sobie nawzajem przyjemność, nie chcąc jednak, żeby doszło do penetracji. Albo każdy sobie rzepkę skrobie, bo podnieca go, że jest obserwowany.
Fantazje chodzą po ludziach, okazuje się jednak, że masturdating to zupełnie coś innego – również chodzi w nim o samodzielne zaspokajanie potrzeb, ale na płaszczyźnie psychicznej. W skrócie – spędzanie czasu samemu ze sobą.
Bo czy zawsze dobrze jest robić wszystko we dwójkę/trójkę/kopę?
Etyka autentyczności nie zawsze się sprawdza
Ile razy wybierając film zastanawiałaś się, czy drugiej osobie też się spodoba?
Ile razy będąc w muzeum musiałaś ze względu na swojego towarzysza przystanąć przy rzeźbie, która nie zrobiła na tobie wrażenia, a mniej czasu poświęcić na to, co naprawdę cię fascynowało?
Ile razy szłaś na rower, mimo że wolałaś rolki, ale w sumie każda aktywność sportowa jest okej?
Przebywanie z innymi ludźmi wymusza na nas kompromisy. Nic nie jest jednak czarno-białe: nie uznawanie takich zależności czyni z nas egoistów, a całkowite uleganie tzw. etyce autentyczności prowadzi do zguby i zaniku więzi.
Jak tłumaczy psychoterapeuta Miłosz Brzeziński w wywiadzie dla "20m2", etyka autentyczności jest pójściem za głosem serca. Problem w tym, że z osobą, która słucha wyłącznie siebie i swoich potrzeb, nie da się nic załatwić. Że nawet jeśli we wtorek umówi się z tobą na piątkową kawę, w piątek może poczuć, że nie ma ochoty na spotkanie tylko samotny wypad rowerowy.
A to tylko jeden z subtelniejszych przykładów. Psychoterapeuta tłumaczy, że etyce autentyczności poświęcamy czasem zbyt dużo energii, że nadajemy jej zbyteczną wartość. – Bo jeśli dasz dużą sumę na schronisko dla psów, to te psy mają gdzieś, czy dałeś im pieniądze z autentycznej potrzeby serca, czy jakiejkolwiek innej – powiedział.
Przywilej, o który warto walczyć
Dlatego, choć oczywiście powinniśmy nauczyć się asertywności, musimy działać według pewnych norm. Chyba że chcemy stracić przyjaciół, pracę i zaufanie społeczne (a także – często – zaufanie do siebie!).
Jednymi z nielicznych momentów, w których możemy być doskonale autentyczni, są momenty, w których umówimy się sami ze sobą. W pojedynkę. Wówczas wszelkie zobowiązania nie mają już znaczenia. Robisz to, na co masz ochotę, idziesz sam tam, gdzie wcześniej sam nie bywałeś (bo jak to tak do restauracji samemu, do kina?).
Znam co prawda dziewczynę, która tuż po rozstaniu z chłopakiem, z którym spędzała całe dnie, miała wolne w pracy. Przyszła i tak na 9.00, twierdząc, że w sumie nie wie, co ma robić. Mieszkanie już posprzątane, obiad zrobiony, ale do tej pory wszystkie swoje zainteresowania "dzieliła" z byłym. Teraz jej się nudzi. Nie wie, co czytać, co oglądać, gdzie iść, czym się zainteresować. To już lepiej posiedzieć w pracy!
Jeśli więc dopuściliście do takiej sytuacji, spróbujcie ją po prostu odkręcić. Poświęćcie na to trochę czasu. Porandkujcie sami ze sobą, bo tylko to sprawi, że będziecie w zgodzie ze sobą żyć. I jakkolwiek patetycznie to brzmi, to życie w zgodzie ze sobą jest przywilejem, o który warto zadbać, bo wciąż dotyczy nielicznych. A wystarczy chwilę o to powalczyć.