Można powiedzieć, że zaryzykowali, a jednocześnie udowodnili personelowi medycznemu, że w Polsce poród lotosowy jest możliwy. Ta naturalna metoda jest w Polsce jeszcze słabo znana, nawet w środowisku lekarzy. Na Filipinach czy na Bali jest powszechna i głęboko zakorzeniona w tradycjach porodowych. Paweł Zbrożek dzieli się cudowną historią porodu lotosowego swojej partnerki. Dla nich to była niesamowita przygoda, w której nie brakowało cudów.
Poród lotosowy – zaufali naturze i sobie
13 stycznia 2018 roku przyszła na świat ich córka, drugie dziecko. Dla Pawła i jego partnerki Joanny było to niemalże mistyczne doświadczenie, ale pewnie nie byłoby takie, gdyby nie ich przygotowanie, podejście i determinacja. Chcieli zrobić to po swojemu z dala od szpitala, zgiełku i tłumu... Brali pod uwagę tylko narodziny w domu. Za pierwszym razem nie udało się zrealizować ich planu, ale za drugim było dokładnie tak, jak chcieli. To, co nie wydarzyło się podczas pierwszego porodu, dopełniło się w drugim.
Jak zrodziła się myśl o porodzie lotosowym? – To była nasza głęboka potrzeba, chcieliśmy dać to, co najlepsze młodemu organizmowi. Chcieliśmy, aby nasze dziecko miało największą możliwość dobrego rozwoju, szans na zdrowie. Odcięcia od stresu, który wiąże się z ingerencją osób trzecich. My chcieliśmy, żeby to było w jak najmniejszym gronie – tłumaczy.
Dwa dni po porodzie podzielił się na Facebooku wpisem, który otworzył ludziom oczy, jak głębokim przeżyciem może być poród. Z perspektywy mężczyzny nie musi być to załatwianie cesarskiego cięcia na zamówienie, możne być czymś więcej – byciem przy i z partnerką.
Czym jest poród lotosowy?
Temat porodu lotosowego pojawił się jeszcze w trakcie pierwszej ciąży, gdy na świat miał przyjść na świat ich syn.– Dla mnie było to jasne, że chcę, aby nasze dziecko było połączone jak najdłużej z matką. To wiążę się z fizjologią, fizjonomią i duchowością. To wszystko było połączone z naturalnym porodem bez ingerencji osób trzecich, dlatego poród domowy – podkreśla w rozmowie Paweł.
Nie chcieli wejść w system, który według nich polega na odseparowaniu dziecka od matki. Ich plany dla wielu brzmiały jak oderwane od rzeczywistości. Były takie sytuacje, gdy lekarze próbowali wybić im to wszystko z głowy. W szpitalu porodów na tego typu zasadach się nie praktykuje. Lekarzom pachnie to szarlataństwem, nierzadko zdarza się tak, że nie mają pojęcia, czym jest poród lotosowy.
Szanse były niewielkie, ale oni mimo ogromnych obaw, żyli w przekonaniu, że to się uda. Może była to naiwność, ale też ogromne zaufanie do siebie. Przygotowali się do tego, odwiedzili wcześniej Podkarpacie, które jest taką idealną przestrzenią dla kobiet rodzących naturalnie. Słyszeli wiele pozytywnych historii rodzin, które zdecydowały się na poród domowy. Czuli, że mają od nich pełny background, a to upewniło ich, że poród lotosowy w domu jest to możliwy. Wracali do domu z myślą, że ich dziecko urodzi się naturalnie i w domu.
Pierwsze podejście do porodu domowego
Życie napisało swój scenariusz. – Byliśmy zatem spokojni, ale nie mogliśmy jechać na Podkarpacie, gdzie nie brakuje położnych, które nie boją się przyjmować takie porody, w przypadku pierwszej ciąży. Różne osobiste okoliczności zatrzymały nas w Olsztynie. Przez to m.in. poród pierwszego dziecka był dramatyczny – wspomina Paweł.
– Przez dwa dni akcja porodowa odbywała się w domu, byliśmy sami i wyczerpani. W momencie krytycznym, gdy oboje straciliśmy siły, by sobie pomóc, pojechaliśmy do szpitala. W ostatniej chwili znaleźli położną. Na początku wszystko wyglądało bardzo dobrze. Poród zgodnie z planem zaczął się w domu, ale w momencie, gdy pojawiły się anomalia – zaczęło się robić naprawdę niebezpiecznie. Położna się wycofała z osobistych obaw – przestraszyła się. Brakowało naszych badań. Przesunął się termin porodu o dwa tygodnie. Wtedy zostaliśmy sami – we dwójkę. Nasze pierwsze dziecko urodziło się przez cesarskie cięcie – niestety.
Wcześniej nie brali pod uwagę w ogóle szpitala z różnych względów. Dla nich wiązało się to z odseparowaniem od natury, odhumanizowanym podejściem do porodów. – Myślę, że położne, nawet jeśli chcą inaczej, muszą operować wokół systemu, który wyznacza procedury. Ciężko poza te ramy się przebić. Mimo że mieliśmy poczucie, że oboje zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy, było w nas sporo żalu. Było to szczególnie trudne dla mojej kobiety, która bardzo chciała urodzić siłami natury. W szpitalu nie mieliśmy już wpływu na to, co się tam dzieje.
Drugie narodziny dziecka i poród lotosowy to było spełnienie ich marzeń
Położne odradzały porodu w domu – miały mieszane uczucia, czy im się to uda. Odradzały, bo wiązało się to z ryzykiem. Po tym, jak lekarz powiedział, że blizna jest dobrze zrośnięta, kontynuowali swój plan. Cały poród ich córki odbywał się w domu, szpital był tylko kulminacją. Akcja porodowa zatrzymała się w domu na drugiej fazie.
– Były z nami dwie wspaniałe położne. Wiedzieliśmy, że będzie to Szpital Malarkiewicza w Olsztynie. Jest to miejsce, legitymuje się porodami pronaturalnymi. Mimo wszystko jest to szpital i pewnych procedur nikt nie ominie. – Musieliśmy podpisać oświadczenie mówiące o tym, że szpital nie ponosi żadnych konsekwencji porodu lotosowego. Oni w swoim zakresie odcinają pępowinę i pozbywają się łożyska.
Ten poród był inny, ale nie oznacza, że pozbawiony bólu i trudnych momentów. W pewnym momencie skurcze były bardzo słabe i istniały obawy, że będzie musiało być powtórzone cesarskie cięcie. – Największe znaczenie w porodzie lotosowym miało nasze podejście i położne, które wcześniej poznaliśmy – wspominają. – Podczas drugiego porodu też był taki moment, że istniało ryzyko cesarskiego cięcia. Stojąc przy łóżku, zapytałam: “Co jeszcze możemy zrobić?”. Czułem, że należy coś zrobić, bo praca jest mało dynamiczna.
– Położna zaczęła zmieniać pozycję mojej partnerki, Joanny. Zbadały ją i druga położna, odkleiła macicę od tylnej ściany, która była zawinięta, wtedy momentalnie zaczęła się akcja porodowa. Wykonaliśmy tę pracę wspólnie.
Pępowina po porodzie lotosowym
Bardzo trudno się funkcjonuje z łożyskiem. Rodzi się chwilę później, u nich było to po 20 minutach. Wszędzie trzeba się z nim poruszać. Kobieta wszystko musi robić bardzo uważnie. W kulturach, w których poród lotosowy jest czymś na porządku dziennym, w Polinezji, bądź na Bali, kobiety zapewne radzą sobie z tym lepiej. Tam też pępowina jest nawilżana odpowiednimi olejkami. – My włożyliśmy je do miski i zalaliśmy wodą fizjologiczną, zostało lekko obmyte. Potem dodaliśmy jeszcze sól. Odciąga wtedy wilgoć i wszystkie rzeczy, które są w łożysku. Po dwóch dniach pępowina jest twarda jak drut.
Pojawił się jeszcze jeden problem – pępowina zaczęła skręcać się w pępku. Kiedy dzieckiem się operuje, nie ma się świadomości, w którą stronę skręca się łożyskiem. Podczas karmienia, przewijania operuje się tym łożyskiem raz w jedną, raz w drugą stronę. Po trzech dniach odcięliśmy je, część pępowiny jest przy pępku i się goi.
Poród wiele dał nie tylko im, ale i lekarzom
Ten poród jest historyczny dla nich, dla położnych, dla lekarzy. Oni przeżyli poród jako intymne wydarzenie, a personel medyczny zwiększył swoją świadomość o porodach lotosowych. – Teraz to ja już wszystko wiem, przeczytałam w Internecie, że takie porody są bezpieczne – powiedziała starsza kobieta, pani doktor, która przyszła do nich po porodzie.
– Odnalazłem drugie dno naszego porodu. Chcąc mieć coś tylko dla siebie dla naszej rodziny, wnieśliśmy coś więcej. Mam poczucie, że poszerzyliśmy wiedzę o porodach lotosowych, być może zgłębiliśmy świadomość ludzi w szpitalu. Wykonaliśmy pracę nie tylko dla siebie, ale i dla personelu medycznego. Cudowne położne wielokrotnie dziękowały nam i mówiły, żeby nieść tę wiedzę. Mam też zapewnienie z ust Dyrekcji Szpitala, że od tej pory takie porody będą tam przyjmowane. Będą też wychodzić naprzeciw tym porodom. Prosili nas, abyśmy ponieśli swoją wiedzę i doświadczenie dalej. Wspaniałe rzeczy.
Trzeba mieć czas na urodzenie
Co musiałoby się stać, żeby więcej kobiet rodziło naturalnie? Czy "moda" na naturalne porody powraca? Czy świadomość kobiet i ich partnerów wzrasta? Czy jest szansa na to, że kobiety przestaną decydować się na cesarskie cięcie tylko dlatego, żeby ominąć ból? Paweł podczas 6 dniu pobytu w szpitalu jego partnerki usłyszał wiele historii. Miał czas napatrzeć się na różne sytuacje, był po ludzku zaciekawiony. – Kobiety przyjeżdżała na cesarskie cięcie na “zamówienie”, co prowadzi do odcięcia ich od bólu, według mnie jest to choroba. Uważam, że należy pokazywać, że można inaczej – należy inaczej.
Byli w olsztyńskim szpitalu potrzebni. Przetarli szlaki. Oddziałowa nie może wyjść z zachwytu: – Miałam szczęście ich poznać. Są autentyczni i cudowni – mówi w rozmowie dla mamaDu. Paweł i Joanna też widzą w tym wszystkim elementy cudu, bo jak inaczej nazwać to, co między tymi ludźmi się wydarzyło. – Najważniejsze w naszym pobycie w szpitalu było pokazanie, jak duża jest potrzeba pozwolenie kobiecie na spokój – danie jej czasu na urodzenie. To jest proces rozłożony w czasie, a lekarze nie mają tego czasu zbyt dużo, więc wywołują poród sztucznie kosztem dziecka. Moim zdaniem porody domowe są alternatywą, ale i potrzebą.
Czy poród lotosowy jest dla wszystkich? – Nie widzę żadnego ryzyka, ono jest takie samo, jak przy wszystkich innych porodach. Ci państwo byli przede wszystkim autentyczni, w tym, co robili. Trafił mi się ideał. Nie chodzi też o to, żeby teraz się zachłysnąć porodami lotosowymi, ja nie jestem w stanie mówić o ryzyku, bo z byt mało porodów lotosowych widziałam i przyjęłam, ale jeśli to jest wpisane w filozofię życia rodziny, to ryzyko jest na pewno mniejsze niż w przypadku cesarskiego cięcia. Chodzi przede wszystkim o podchodzenie do porodu ze świadomością i zaangażowaniem, wiedzą. Akcja porodowa jest tak dynamiczna, że nie jesteśmy w stanie do końca wszystkiego przewidzieć. Zawsze najważniejsze jest życie dziecka i matki – mówi oddziałowa szpitala w Olsztynie Ewa Stypińska.
Lista położnych do porodu domowego dostępna jest na stronie Dobrze Urodzeni.