Każdy z nas ma kompleksy – zwykliśmy powtarzać to nastolatkom, którym zmieniające się ciało spędza sen z powiek. Nie podobają nam się nasze nosy, piersi, nogi, brzuchy, uszy. Uważamy, że jesteśmy za grubi, albo za chudzi. Mamy brzydką skórę i cerę z pryszczami i bliznami. Gdy koleżanka narzeka, że "nie lubi swojego ciała", to najczęściej odpowiadamy "nie mów bzdur, jesteś piękna". Ona nie uważa, że jest piękna. Nienawidzi swojego ciała. Obrzydza ją. Chociaż... teoretycznie wygląda normalnie. Kiedy kompleksy przestają być kompleksami, a zaczynają być zaburzeniem psychicznym?
Wszyscy chcą mnie oszukać
– Zawsze czułam się gorsza – zaczyna rozmowę Zosia. Ma 25 lat i w wiadomości do naszej redakcji przyznaje, że w którymś momencie zrozumiała, że kompleksy, które towarzyszą jej od zawsze... nie są "tylko" kompleksami. Jednak, aby sobie to uświadomić, musiała przejść długą drogę. Od salonów kosmetycznych, gabinetów medycyny estetycznej po poradnie psychologiczne i psychiatryczne.
W szkole wstydziła się przebywać w grupie rówieśniczej. Nawet gdy była piękna pogoda i wszyscy wskakiwali w zwiewne szorty czy sukienki, ona próbowała zakryć ciało. Potem psycholog, do którego trafiła, dowiedział się, że ma istotny powód – skórę Zosi pokrywały bruzdy, blizny, rany, strupy. Miała cellulit i rozstępy. Nie była "jędrna i seksowna". Była gruba, pokraczna, nieestetyczna. Jej ciało nie powinno być oglądane. Piersi wiszące, uszy odstające.
Tak Zosia "wyglądała" w swojej głowie. W rzeczywistości jej skóra była zwyczajna. Jak każda inna, na której pojawi się wyprysk czy prawie niewidoczna po nim blizna. Uszy nie odstawały bardziej niż inne uszy. Piersi? No takie zwykłe. Miseczka B.
Urojenia. Psychiatra, do którego została skierowana dziewczyna, przepisał leki. Miały pomóc, a było jeszcze gorzej. Nadal uważała, że jest odrażająca. Każdy dzień był walką o jak najdokładniejsze zakrycie się przed spojrzeniami.
Przecież wygląd można zmienić!
Wtedy poznała dziewczynę swojego brata, Ankę. Przebojową, zadbaną, idealną. To ona któregoś dnia doradziła wizytę u dermatologa, kosmetyczki. – A cycki możesz sobie operacyjnie poprawić, w tych czasach to nie problem – usłyszała Zosia i zdecydowała się spróbować.
Najpierw lekarz. Stwierdził, że na ciele i twarzy nie dostrzega żadnych zmian, które wymagałyby leczenia specjalistycznego. Mógł doradzić pielęgnację, ale... skóra jest zdrowa. Kilka malutkich blizn po trądziku. Tyle. Wtedy Zosia uznała, że okłamuje ją nie tylko rodzina, ale i lekarze.
Pod namowami Anki decydowała się zatem iść tam, gdzie "wymagasz, płacisz i masz". Była nieufna, bała się, ale koleżanka umówiła ją do zaufanej kosmetyczki. – Za pierwszym razem czułam się koszmarnie podczas zabiegu, ale później... Spodobało mi się. W końcu nie wyobrażałam sobie dnia bez wizyty w salonie. Godziłam się na wszystko. Ostrzykiwanie, laser, peeling, odżywki, drogie kosmetyki. W końcu sama kosmetyczka się zaniepokoiła i zwróciła mi uwagę, że przychodzę za często. Więcej mnie nie zobaczyła – mówi Zosia.
I dodaje: – Poszłam do gabinetu medycyny estetycznej. Myślałam, że tam spotkam się ze zrozumieniem. I w istocie na początku tak było. Teraz nawet nie potrafię powtórzyć nazw i kolejności zabiegów, na które się zdecydowałam. W którymś momencie lekarz powiedział "nie". Płakałam, gdy mówił, że jestem młodą, ładną kobietą. Nie wierzyłam mu i po prostu zmieniałam miejsca, w których mieli mnie "naprawiać". Gdy słyszałam odmowę, byłam pewna, że to jakaś zmowa, że nikt nie chce mi pomóc.
"Obrzydzam innych"
Najpierw były blizny, pryszcze i skóra, która wymagała naprawy. "Brzydkie" uszy i piersi pojawiły się później. Gdy kolejna kosmetyczka czy dermatolog odmawiał zabiegów, doszła do wniosku, że już na zawsze pozostanie brzydka. Zaczęła zamykać się w domu. Nie miała przyjaciół, partnera. Coraz więcej części jej ciała zaczynało ją obrzydzać. Płakała i nie mogła uwierzyć, że może być "jeszcze brzydsza". – Gdy ktoś z rodziny próbował mnie pocieszyć, wierzyłam, że albo śmieje się z mojego wyglądu, albo lituje się nad takim brzydactwem jak ja.
Bliscy postanowili jednak, że spróbują ostatni raz. Po kilku już wizytach w różnych gabinetach psychiatrycznych wiedzieli, że wcześniejsi lekarze musieli coś pominąć, a pogłębiające się frustracje i paranoje Zosi to nie "zwykłe kompleksy". – Dysmorfofobia. Pierwszy raz usłyszałam takie słowo, ale i tak nie interesowało mnie, co oznacza. Wiedziałam, że głowę to ja akurat mam zdrową. Powinni zająć się ciałem, a nie wyszukiwać mi dodatkowych problemów. Po kilku tygodniach w szpitalu, psychoterapii i lekach dotarło do mnie, że w sumie to nie jest z moim ciałem aż tak źle. Wiem, że jestem brzydka, ale teraz czuję się spokojniejsza i nie ubieram już tyle warstw ubrań – relacjonuje Zosia.
Dziewczyna jest w trakcie leczenia. Jak sama mówi, przed nią "jeszcze długa droga", ale teraz przynajmniej ma profesjonalną i specjalistyczną opiekę, która daje jej nadzieje, że jeszcze kiedyś będzie szczęśliwa. I może nawet założy rodzinę albo pójdzie na studia.
Czym jest dysmorfofobia?
Dysmorfofobia (Body Dysmorphic Disorder) jest zaburzeniem psychicznym. Nadmiernym, nieadekwatnym zaabsorbowaniem niewielkim, ale realnie istniejącym lub całkowicie wyimaginowanym defektem wyglądu. Dla osoby z zaburzeniem niedoskonałość wyglądu jest wyjątkowo szpecąca, narażająca na ostracyzm i śmieszność. Otoczenie jednak najczęściej jej nie zauważa, nie zwraca na nią uwagi.
– Wyolbrzymiony lub wyimaginowany defekt dotyczy najczęściej skóry twarzy, dlatego BDD kiedyś nazywano hipochondrią dermatologiczną lub hipochondrią piękności. Pacjenci za odrażające uważają najczęściej: blizny, przebarwienia skóry twarzy, zmiany potrądzikowe, poszerzone naczynia krwionośne. Zdarza się także, że skargi pacjentów są bardziej ogólne, np. zbyt blada skóra, "oczy i nos są dziwnie połączone", "podbródek ma nienormalny kształt" – czytamy w artykule dr n. med. Małgorzaty Urban-Kowalczyk z Kliniki Zaburzeń Afektywnych i Psychotycznych UM w Łodzi.
W niektórych przypadkach problemem może być kolor i jakość włosów czy zębów, chociaż problem może dotyczyć każdej innej części ciała. Chory potrafi cały dzień rozmyślać o swojej urodzie, analizować wygląd, patrzeć w lustro, szukać sposobu na kamuflowanie defektu, korzystać z porad specjalistów.
Ich aktywność zaburza codzienne funkcjonowanie, wywołuje cierpienie i dyskomfort psychiczny. Pacjent zaczyna unikać innych ludzi, wycofuje się z życia społecznego, nie chcąc narażać innych na swoją brzydotę. Nieleczone zaburzenie może prowadzić do całkowitej izolacji. Osoba chora może z powodu swojego defektu przestać chodzić do szkoły, pracy, odciąć się całkowicie od znajomych i rodziny. Będzie miała problem z budowaniem relacji, znalezieniem partnera.
Dysmorfofobia dotyczy 0,7–2 proc. populacji, najczęściej nastolatków i młodych dorosłych. Taka osoba nie jest w stanie wyobrazić sobie normalnego życia. Uważa, że nie zasługuje na miłość i szczęście. Zaburzenie jest trudne do diagnozowania, może mu towarzyszyć depresja i zaburzenia lękowe. Postawienie diagnozy często trwa długo, bo dysmorfofobia ma podobny obraz kliniczny do wielu innych jednostek chorobowych.
Jak każde jednak zaburzenie psychiczne wymaga specjalistycznego leczenia. W niektórych przypadkach przekonanie o swojej brzydocie jest tak silne, że może prowadzić do prób samobójczych. W badaniach stwierdzono, że myśli samobójcze występują u 78% chorych, a 24-28% podejmuje próbę odebrania sobie życia.
Nie lubię siebie, czy jestem chory?
Każdy z nas miewa spadki nastroju, gorszy humor czy nagle dostrzega defekt ciała, który zaczyna mu strasznie przeszkadzać. Często w takich momentach, by opisać swój stan, mówimy, że mamy depresję, na pewno cierpimy na jakieś zaburzenie czy chorobę psychiczną. Warto jednak nie łączyć poważnych stanów zdrowotnych z językiem potocznym i poważnie podchodzić do tego, gdy sami czujemy się źle lub widzimy, że z bliską nam osobą coś się dzieje.
Kiedy "tylko kompleksy" mogą oznaczać dysmorfofobie? Odpowiedz sobie na kilka pytań.
1. Czy czujesz się brzydki, ale wszyscy powtarzają ci, że dobrze wyglądasz? 2. Czy uważasz, że obrzydzasz innych? 3. Czy zgłosiłeś się do dermatologa/kosmetyczki, ale nie potwierdzono defektu, który dla ciebie jest problemem? 4. Czy decydujesz się na zabiegi/operacje/pielęgnacje, które nie przynoszą skutku? 5. Czy uważasz, że nikt cię nie pokocha i nie zasługujesz na szczęście przez twój defekt? 6. Czy wolisz spędzać czas samotnie, z dala od ludzi, by nie musieli patrzeć, jaki jesteś brzydki? 7. Czy potrafisz godzinami patrzeć w lustro i szukać sposobu na ukrycie niektórych części ciała? 8. Czy defekt powoduje, że nie jesteś w stanie wykonywać obowiązków, funkcjonować w społeczeństwie, spotykać się z innymi, skupić się na zadaniach do wykonania?
Jeżeli odpowiedź na powyższe pytania brzmi "tak", zgłoś się do lekarza. Z psychologiem lub psychiatrą odkryjesz, czy cierpisz na dysmorfofobię.