Prace domowe to dla wielu męka. Nie tylko wielu dzieci, ale przede wszystkim rodziców, którzy siedzą z dzieckiem nad lekcjami do 22.00. Teraz zaczyna się bunt. Oficjalny.
O pomyśle wyeliminowania z polskich szkół prac domowych mówi się od dawna, ale dopiero niedawno w przestrzeni publicznej pojawiły się głosy, że postawienie dziecku jedynki za brak pracy domowej jest... nielegalne. – Żaden zapis ustawy oświatowej nie definiuje pojęcia obowiązkowej pracy domowej – mówił kilka dni temu na antenie Polsat News Mariusz Smołkowicz, organizator akcji "Dom nie jest filią szkoły". – W sytuacji, kiedy nauczyciel postawiłby dziecku ocenę za brak pracy domowej rodzic ma prawo żądać pisemnego uzasadnienia i złożyć zażalenie do kuratorium, a nawet pójść do sądu – dodał.
Naruszenie swobód obywatelskich
To między innymi dzięki jego słowom w internecie pojawiło się "oświadczenie woli" rodziców, którzy "nie wyrażają zgody na dysponowanie przez nauczyciela lub jakiegokolwiek pracownika placówki oświatowej, czasem pozaszkolnym ich dziecka". Zgodnie z oświadczeniem, zadawanie lub egzekwowanie zadań domowych uznawane jest przez rodziców za naruszenie swobód obywatelskich i ograniczenie praw dziecka.
"Lepiej rządzi się niedouczonymi"
Nauczyciele słusznie zauważają, że obecnie w szkołach absurd goni absurd. – Nauczyciele nie potrafią realizować absurdalnej podstawy, więc zrzucają problem na dzieci. Dzieci nie dają rady więc odbija się to na rodzicach. Rodzice odreagowują na nauczycielach bo to od nich wychodzi. Póki co mamy kolejne bez sensu reformy. Nauczyciele kończą archaiczne uczelnie, nie potrafią wybrnąć z sytuacji. Reformy tworzą ludzie bez kompetencji. Spirala się nakręca a najwięcej na tym tracą dzieci – tłumaczy pani Monika.
Inni zauważają, że w podstawie programowej znajduje się przecież samokształcenie i samodzielne docieranie do źródeł informacji. Grzmią, że to pismo jest świadectwem wyłącznie ignorancji. – Och, dodałbym do tego jeszcze jeden punkt: "oświadczam, iż w pełni akceptuję fakt, że skutecznie obniży to szanse mojego dziecka na uzyskanie satysfakcjonującego wyniku egzaminu maturalnego". W takim wypadku jestem im to gotów nawet wydrukować i tylko dać do podpisu. A co, odpocznę sobie trochę! – pisze na Facebooku pan Jan. I sugeruje, żeby wystosować do rodziców pismo z prośbą o "nie zajmowanie nauczycielskiego czasu wolnego telefonami, bo to narusza swobodę obywatelską".
Niektórzy twierdzą, że pomysł jest dobry, bo po latach doprowadzi do powstania "właściwych" podziałów. Nie każdy przecież musi skończyć dobrą szkołę, której podsumowaniem będzie najlepszy uniwersytet. Szkoły branżowe czekają.
Wygląda to na impas. Wszyscy tak naprawdę chcieliby odrzucenia obowiązku prac domowych, bo oznacza to mniej pracy dla każdego – większość nauczycieli nie wierzy jednak w nabycie wiedzy bez utrwalania jej w domu. "Ale niedouczonymi lepiej się rządzi" – kwituje znajoma. I jak z tego wybrnąć?