Raz na jakiś czas lubię sprawdzić, co nowego w kosmetykach marketowych. Nauczona doświadczeniem, że dobre nie musi być ani markowe, ani kosztowne, testuję produkty mało popularne. Tym razem byłam w Lidlu i... niechcący odkryłam perełkę.
Szukałam dobrego balsamu do ciała. Po wielu tygodniach upałów i słońca potrzebuję silnego nawilżenia. Oczywiście mam i olej z pestek malin, i z awokado, i masło shea. Jednak chcę kosmetyku, z którym nie trzeba się cackać – wszystkie naturalne specyfiki wymagają wieczornego rytuału, na który nie zawsze mam czas.
W pierwszej chwili sięgnęłam po duże opakowanie kremu Cien Soft do twarzy i ciała. O tym, że Cien potrafi stanąć na wysokości zadania, przekonałam się, kiedy szukałam dobrego kremu nawilżającego do twarzy. Wówczas testowałam kilka propozycji, m.in. lidlowski krem Aqua, który okazał się hitem.
Nie miałam zamiaru szukać dalej. Jednak moją uwagę na inny krem tej marki niechcący zwrócił mój trzyletni syn. "Pac, jakie fajne. Kupis miii?" – zapytał, podając mi wielką butlę płynu z żyrafami.
Ładne opakowanie, cena przystępna, marka Cien Baby, skład na pierwszy rzut oka więcej niż poprawny. Biorę i zerkam, czy z serii ze zwierzakami nie ma czegoś jeszcze. Wtedy sięgnęłam po krem z zebrą – zapowiedzianą na początku perełkę.
Cien Baby, krem do twarzy i ciała z olejkiem migdałowym i woskiem pszczelim, to codzienny kosmetyk niemowlaka. Jest bezzapachowy, nie zawiera silikonów ani syntetycznych barwników. Kosztuje 6,99 zł za 150 ml.
Spoglądam na skład i jestem pod wielkim wrażeniem – pierwsze dwie linijki to samo dobro. Czyli krem bez ściemy. Wrzucam do koszyka bez zastanowienia i jestem pewna, że mam dwa dobre balsamy do ciała.
Test pierwszy – ciało
Recenzję kremu Cien Soft odpuszczam – nie on jest bohaterem tego tekstu. Dodam tylko, że jest w porządku, zwłaszcza w tej cenie (5,99 zł). Na pewno po niego wrócę.
Niemowlęcy krem z Lidla jest gęsty i klejący. Niezbyt fajnie rozsmarowuje się na wilgotnej skórze i długo się wchłania. Za to wklepany w dobrze osuszoną skórę, najlepiej po porządnym peelingu, zachowuje się o niebo lepiej.
Szybciej wnika w ciało i o wiele łatwiej się go aplikuje. Rano skóra jest jak marzenie – miękka, gładka i aż błyszcząca od nawilżenia. Zszokowana tak dobrym efektem, postanowiłam przeanalizować skład. Jak powszechnie wiadomo, w kremach działa to, co znajduje się na kilku pierwszych miejscach listy.
Skład kremu Cien Baby
Pierwsze miejsce: woda. Wiadomo.
Drugie miejsce: Glycine Soja Oil – to tłusty roślinny emolient, który tworzy na skórze ochronny odżywczy film. Wygładza, rozmiękcza i dostarcza skórze cenny przeciwutleniacz – witaminę E. Olej sojowy spowalnia starzenie się skóry, przyspiesza jej regenerację.
Trzecie miejsce: Cera Alba, czyli wosk pszczeli – również emolient tłusty. Zapobiega odparowywaniu wody, dzięki czemu skóra jest miękka i gładka. To on nadaje ten boski połysk! Jest komodogenny, co oznacza, że może sprzyjać powstawaniu zaskórników – jednak nie jest groźny. Jego komodogenność oceniono na 2 w skali od 1 do 5.
Czwarte miejsce: Helianthus Annuus Seed Oli, czyli olej z nasion słonecznika – ma działanie odżywcze, przeciwrodnikowe i łagodzące. Stanowi naturalny filtr przeciwsłoneczny.
Piąte miejsce: gliceryna. Silnie higroskopijna substancja nawilżająca. Ma zdolność przenikania przez rogową warstwę naskórka. Dzięki niej składniki aktywne mogą wnikać w głąb skóry.
Szóste, siódme i ósme miejsce zajmują substancje "kremotwórcze", czyli odpowiedzialne m.in. za konsystencję kosmetyku.
Dziewiąte miejsce należy do oleju ze słodkich migdałów. Doskonale nadaje się do pielęgnacji skóry wrażliwej, nawet atopowej. Wzmacnia płaszcz lipidowy skóry. Ponadto odżywia, wygładza i chroni.
W porównaniu do wielu innych kosmetyków, nawet znacznie droższych, krem wypadł świetnie. I to podkusiło mnie do kolejnego eksperymentu...
Test drugi – twarz
Już od dawna szukam naprawdę skutecznego kremu nawilżającego do twarzy. Mam cerę wymagającą – w strefie T tłustą, normalną na policzkach, ale ogólnie mocno przesuszoną.
Co ważne, produkcja sebum zmniejsza się u mnie do niezauważalnego minimum, jeśli mam dobry krem, a zwiększa maksymalnie, jeśli popełnię jakikolwiek pielęgnacyjny błąd, typu zmiana mydła czy długie opalanie. Dlatego porządnie nawilżający krem do twarzy, taki, który da skórze zastrzyk mocy, jest dla mnie na wagę złota.
Jakiś czas temu odkryłam wspaniałą moc ulubionego kremu Victorii Beckham – Skin Food marki Weleda. Kosztuje ok. 30 zł za małą tubkę i jest to krem... do stóp. Jednak ze względu na fenomenalny skład (same roślinne olejki i ekstrakty) postanowiłam położyć go jednorazowo na twarz. I zadziałało! Tak sobie wyobrażam efekt po kosztownych zabiegach w spa.
Jednak w tubce jest go niewiele, kosztuje swoje i nie można go dostać podczas zwykłych zakupów – dostępny jest tylko w niektórych drogeriach. Tych, których nie ma w moim mieście.
Zachęcona dobrym składem kremu Cien Baby zrobiłam analogiczny eksperyment – dziecięcym kremem do ciała zastąpiłam swój krem na noc. I co? Bomba! Już po pierwszej nocy przez cały dzień wyrzut sebum był wyraźnie mniejszy, a skóra była miękka i gładka.
Oczywiście trzeba uważać – to tłusty kosmetyk, który może przyczynić się do powstawania zaskórników. Nie zamierzam stosować go częściej niż co 3-4 dni. Mimo to, to dla mnie naprawdę cenne odkrycie.
Wnioski
Każdy powinien liczyć się z tym, że skóra może reagować inaczej niż moja. Jednak jeśli nie macie problemów z cerą, po prostu potrzebujecie solidnej dawki nawilżenia, krem Cien Baby "z zebrą" jest ekonomicznym i skutecznym rozwiązaniem. Zaś do ciała polecam każdemu. No, chyba że jesteście uczuleni na produkty pszczelego pochodzenia.