
REKLAMA
Pani Ania natknęła się na stary list podczas sprzątania. – To był pierwszy list i ostatni z przeprosinami, syn miał wtedy 6 lat. Nigdy wcześniej nie byłam tak zła na niego i na siebie. Wszystko mi się przypomniało – napisała na Facebooku, gdzie opublikowała list.
"Proszę przeczytaj. Wiem mamo, co teraz czujesz. Czujesz ból w sercu. Ja też to teraz czuję i to bardzo mnie też boli, i chciałbym cię przeprosić. I bardzo cię kocham i nie chciałbym zginąć w wypadku. Twój kochany synek" – czytamy w liście 6-latka (pisownia poprawiona).
O włos od dramatu
List, choć pełen błędów, płynął prosto z serca. Chłopiec napisał go na chwilę po tym, jak omal nie doszło do tragicznego wypadku. Kobieta razem z chłopcem wracała z zakupów, gdy jej synek wybiegł pod najdzieżdząjący samochód.
List, choć pełen błędów, płynął prosto z serca. Chłopiec napisał go na chwilę po tym, jak omal nie doszło do tragicznego wypadku. Kobieta razem z chłopcem wracała z zakupów, gdy jej synek wybiegł pod najdzieżdząjący samochód.
– Mieliśmy przejść, jak przejedzie. Ja z dwiema torbami, mówię mu "stój, bo jedzie auto", a on myk – pobiegł, nie słuchając mnie wcale. Facet w aucie zdążył zahamować. Ja wybiegłam za synem z tymi torbami, aż się wszystko posypało, ale dziecko całe – opowiada pani Ania.
– Facet wyszedł wydygany, widział wszystko i pytał, czy jest okej. Mówił, że słyszał, jak się darłam "stój" i dzięki temu zahamował szybciej – opisuje te wstrząsające chwile mama chłopca i zaapelowała do innych mam. – Drzyjcie się matki, drzyjcie i hartujcie struny głosowe.
To zrozumie tylko rodzic
Najbardziej poruszające słowa padły jednak później, gdy pani Ania opowiedziała o tym, jak wielkie emocje i stres towarzyszyły całej sytuacji.
Najbardziej poruszające słowa padły jednak później, gdy pani Ania opowiedziała o tym, jak wielkie emocje i stres towarzyszyły całej sytuacji.
– Byłam taka zła na siebie, łzy w oczach i drżące ręce. Zaczęłam nerwowo tłumaczyć synowi, co mogło się wydarzyć. Kiedy poszliśmy do domu, wysłałam go do pokoju, bo musiałam ochłonąć... Nagle przyszedł do mnie i podarował ten list – wspomina pani Ania.
Trudno sobie wyobrazić, co w takiej chwili czuje rodzic. Gdy jego dziecko o włos uniknęło wypadku. Na szczęście ta historia dobrze się kończy.
A syn pani Ani, gdy po latach zobaczył list, zdziwił się jedynie ilością błędów.
Zdjęcie opublikowane za zgodą autorki.