Afera na placu zabaw. Matka nasłała policję na chłopca z domu dziecka
Redakcja MamaDu
12 lipca 2018, 12:40·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 12 lipca 2018, 12:40
Incydent z placu zabaw w Gryficach na długo pozostanie w pamięci wychowanków gryfickiego domu dziecka. Chociaż place zabaw to przestrzeń wspólna, nie wszyscy to rozumieją. – o, czego wczoraj byłam świadkiem, jeszcze dziś budzi mój sprzeciw i niezgodę na brak ludzkiej empatii i znieczulicę relacjonuje świadkini zdarzenia.
Reklama.
Miała być fajna zabawa, była interwencja policji
– Plac zabaw. Park Japoński w Gryficach. Dostępny dla wszystkich dzieci? Otóż nie! Mama przez 40 minut bujała synka w czasie, gdy dzieci z Domu Dziecka w Gryficach kilkakrotnie prosiły ją o zwolnienie bujawki – pisze w liście do portalu gryfickie.info pani Patrycja, która była świadkiem zdarzenia.
Ile można zajmować huśtawke? 5, 10, 15 minut – może, ale prawie godzinę? Plac zabaw powinien być miejscem dla wszystkich dzieci. Niestety, nie każdy się z tym zgadza.
– Dzielenie dzieci na lepsze i gorsze, te "z domu dziecka", niefachowa interwencja policji i zachowanie jednej z mam, która nie chciała udostępnić innym dzieciom huśtawki – relacjonuje przebieg niecodziennego zajścia Patrycja Budis – Pilipionek.
Jeden ze starszych chłopców, około 13-letni, wielokrotnie prosił kobietę, tłumaczył, że są z nim maluchy, które też chciałyby skorzystać z huśtawki. Prosiły opiekunki. Bezskutecznie. Mama chłopca blokowała huśtawkę przez prawie 40 minut, rzucając do dziecka, że to "ich problem", bo teraz huśta się jej syn – relacjonuje pani Patrycja.
Kolejka do bujawki i brak empatiii
Walka na słowa trwała dalej. Choć huśtające się dziecko zwolniło huśtawkę, jego matka nie dawała za wygraną. Kazała zostawić huśtawkę i udostępnić ją dalej jej dziecku. 13-latek nie wytrzymał, puściły mu nerwy.
Rzucił w stronę kobiety niecenzuralne stwierdzenie. Mimo że tak się stało, rozumiem to dziecko, które przez 40 minut prosiło i żebrało o dostęp do huśtawki. Oburzona matka wezwała policję.
– Powiedziałam do niej, że powinna się zastanowić i wstydzić swojego zachowania. Że te dzieci są pokrzywdzone przez los, nikt za nimi się nie upomni, nie wstawi. Zawsze spisuje się je na straty – wspomina pani Patrycja. Kobiecie zrobiło się chyba trochę wstyd, chciała odwołać interwencję, ale było już za późno.
Mama nie pohamowała emocji
– Tłumaczyła, że jest podenerwowana, bo pies pogryzł jej syna, przez cały czas faktycznie prowadziła rozmowę przez telefon na placu zabaw – tłumaczy czytelniczka.
Wreszcie do parku japońskiego przyjechał patrol policji. – To, co usłyszałam od policjanta, który zaczął krzyczeć na chłopca z domu dziecka, wprawiło mnie w osłupienie. Kiedy chłopak z emocji rozpłakał się, ten rzekł do niego "teraz zamierzasz wyć" oraz "widzę, że chcesz skończyć jak twoi bracia w więzieniu". Zatkało mnie. Jedna z mam, która także była świadkiem zachowania policjanta, zadeklarowała, że złoży skargę – opowiada.
Policja dała się wciągnąć w dalszy ciąg nieprzyjemnego zdarzenia. – Mnie funkcjonariusz powiedział, że jak mam jakieś zastrzeżenia, to również mogę złożyć skargę. Ale po naszych naciskach i uwagach, że zachowuje się niewłaściwie, uspokoił się trochę i złagodniał – wspomina pani Patrycja.
Kim jesteś?
13-letni chłopiec płakał, zaczął się jąkać. Ta interwencja zostanie w nim na długo, podobnie jak w innych dzieciach. – Do tej pory słyszę "chcesz skończyć jak twoi bracia"? Co winne jest to dziecko, że ma taką rodzinę? Czym różni się od naszych dzieci? – wyznaje autorka listu.
Jakim jesteśmy społeczeństwem? To chyba podstawowe pytanie w całej tej historii. Na wysokości zadania nie stanął tu chyba nikt z dorosłych. Zaczęło się od matki, która przyszła na plac zabaw z negatywnymi emocjami i "nakarmiła" nimi wszystkich wokół. Zaczęła być niegrzeczna, uparta, a na dodatek obraziła grupę dzieci.
Policjant, który przecież przyjechał "ratować" sytuację, niestety nie pomógł. Nasilił negatywne emocje, zwracając się do dziecka karygodnie. W tym wszystkim jest obok stojąca, relacjonująca pani Patrycja, matka i świadek całej sytuacji. Grupa dorosłych, a nikt z nich nie potrafił w najbardziej ludzki sposób zażegnać konfliktu. Jak się okazuje chyba bardziej "dorosłych" niż dzieci.
Co się z nami stało? Przecież to my, dorośli, uczymy dzieci, jak mają traktować innych.