Zdjęcia świadectw dzieci opanowały Facebooka! – Czy wyście poszaleli? – ciśnie mi się na usta to jedno pytanie. Nie jestem osobą bezdzietną, dla której zakończenie roku nie ma żadnego znaczenia. Wręcz przeciwnie, jestem matką trójki dzieci w wieku szkolnym i nie zamieszczę na swojej tablicy zdjęć ich świadectw. Nie zrobiłabym tego niezależnie od ich ocen końcowych czy czerwonego paska. Czerwona kreska na kawałku papieru nie jest dla mnie powodem do chwalenia się, świadczy tylko o wpasowaniu się przez dziecko w system.
– Będę się chwalić, bo duma mnie rozpiera – napisała na mojej tablicy jedna ze znajomych, mama 4 dzieci, gdy poruszyłam temat zamieszczania zdjęć świadectw.
– Skoro dziecko jest z siebie zadowolone, bo zdobyło czerwony pasek – wykonało dobrze swoją pracę – to jest to powód do dumy. Z powodu pracowitości, obowiązkowości i z tego, że się cieszy, że mu się udało – poparła ją inna.
Ale szybko pojawiły się głosy znacznie bliższe mojemu postrzeganiu wychowywania dzieci:
– Oceny w szkole to pic na wodę fotomontaż. To wyścig szczurów i nierówne traktowanie przez nauczycieli. Ja miałam same paski. Moje dzieci biją się w szkole. Nie dostanę zniżki w sklepach Media Expert.
Temat zniżki poruszymy za chwilę. Na razie skupmy się na rodzicach.
– Na szczęście coraz więcej ludzi rozumie, że w życiu bardziej od celujących liczy się inteligencja emocjonalna – dodała kolejna mama.
System polskiego szkolnictwa, wystawiania ocen, pozostawia wiele do życzenia. Dzieci częściej nagradzane są za udzielenie poprawnych (według nauczyciela czy osoby, która tworzyła testy) odpowiedzi, a nie za kreatywność, postępy w nauce. Zaledwie miesiąc temu pisaliśmy o 11-letniej Julii, która zadaje pytanie milionów dzieci: "Po co ja się starałam?" i o tym, jak system oceniania jest krzywdzący. Poruszyliśmy wtedy problem zasad wystawiania stopni, który w każdej szkole określa wewnętrzny system oceniania. Wielu nauczycieli wciąż stosuje metodę "czerwonego długopisu".
– Ten schemat myślenia dostrzegam w mentalności wielu osób, także wielu nauczycieli. Bardzo trudno jest im zauważać to, co dobre, a łatwo wyłapywać to, co złe, nie tylko, kiedy oceniają uczniów, ale i zjawiska społeczne. Owszem, jesteśmy żenująco wynagradzani, owszem, mamy mało czasu na pogłębioną ocenę ucznia, owszem, system traktuje nas źle, a "dziobany dziobie", ale jeśli chcemy wymagać od uczniów mądrości i dojrzałości, to sami starajmy się być dojrzali i mądrzy. A kto nie chce, szuka powodu, natomiast kto chce, szuka sposobu – podsumował dla MamaDu Przemysław Staroń, psycholog Uniwersytetu SWPS Sopot, kulturoznawca, nauczyciel etyki, filozofii i wiedzy o kulturze w II LO im. Bolesława Chrobrego w Sopocie.
Co tak naprawdę doceniamy?
Czy nie jest większym sukcesem ocena dobra, gdy dziecko, aby ją osiągnąć, musiało włożyć naprawdę dużo pracy, bo początkowo wypadała mu zaledwie poprawna, niż stopień celujący dla ucznia, który ma wyjątkowe zdolności i wszystko przychodzi mu z łatwością? Jako mama bliźniaczek, z których jedna przejawiała wyjątkowe umiejętności (w wieku 3 lat zaczęła sama czytać i pisać), a druga, by osiągnąć te same oceny, musiała włożyć dużo pracy, wiem, jak niewiele oznacza 5 na świadectwie. Trudno więc porównywać ich oceny końcowe.
Tylko ja wiem, ile pracy każdą z nich to kosztowało. Podczas gdy mama Jasia wrzuca na Facebooka – Średnia 5.06 w 7 klasie, inna mama pęka z dumy, patrząc na świadectwo swojego dziecka ze średnią poniżej 4, ale nie pochwali się nim na Fb, bo zaraz rozpoczęłaby się licytacja pt. "A moje dziecko".
– Takie podejście do szkoły sprawia, że dzieci faktycznie uczą się posiadania kompleksów, wstydzenia się, rywalizowania. To w szkole wykształca się poczucie "gorszości", odmienności. System edukacji jest bezwzględny. Ignoruje wysiłek, jaki wkłada dziecko trójkowe w to, by poprawić stopnie. Ignoruje, gdy dziecko z otyłością przełamuje opór i ćwiczy na gimnastyce. Liczą się oceny, wyniki, inteligencja rozumiana jako posiadanie wiedzy, a nie umiejętności społeczne, artystyczne czy inne. Wiele dzieci jest krzywdzonych przez szkołę, gdzie pacyfikuje się ich talenty, odrębność, indywidualność, na rzecz oczekiwań, by funkcjonowało według obowiązującego systemu – komentuje dla MamaDu Katarzyna Kucewicz, terapeutka z Ośrodka Psychoterapii i Coachingu Inner Garden.
Pała dla Media Expert
Temat ocen jest tak "gorący", że nawet hipermarket postanowił wbić się na falę jego popularności. Już kolejny rok zorganizował akcję, za którą powinien się wstydzić. Wystarczy pokazać świadectwo szkolne dziecka przy kasie, by uzyskać rabat, ale uwaga, obejmuje on tylko uczniów, których oceny końcowe były bardzo dobre lub celujące. Za 5 bowiem dostaniecie 5 złotych rabatu, za 6 będzie to 6 złotych.
Czy pomysłodawcy akcji pomyśleli, czego uczy płacenie za oceny?
Nagrody finansowe za oceny mogą zaburzyć naturalną motywację dziecka do nauki.
– Wynagradzanie młodego człowieka za dobre wyniki w nauce może stać się przyczyną niepokoju i obniżyć jego poczucie własnej wartości – twierdzi John Woodward z Uniwersytetu Puget Sound.
Roland Fryer, ekonomista z Harvardu, przeprowadził serię eksperymentów, mających na celu sprawdzenie, czy nagradzanie pieniędzmi za oceny ma sens. W jego badaniach wzięły udział dzieci uczęszczające do ponad 200 placówek edukacyjnych. Część z nich była nagradzana pieniędzmi, a część nie. Okazało się, że wpływ zachęt finansowych na wyniki uczniów był praktycznie zerowy.
Chwalić za oceny czy nie?
– Na Facebooku gros ludzi chwali się wszystkim, więc świadectwem też, bo dla wielu rodziców jest to oznaka, że mają mądre i zdolne potomstwo, a co za tym idzie, sami są ludźmi wyjątkowymi. Dla wielu rodziców takie "postowanie" świadectwa to pławienie się w blasku dziecka, komunikat dla znajomych, że skoro mamy taką mądrą latorośl, to sami też musimy być bardziej inteligentni od innych. Ja bym się jednak nie dopatrywała niczego specjalnie złego w takich postach, ponieważ uważam, że chwalenie dziecka jest zawsze lepsze niż ignorowanie jego sukcesów. Oczywiście lepiej by było doceniać trud, wysiłek i starania dziecka, jego pasje. Mówić na przykład "ależ ty pięknie potrafisz opowiadać o powstaniu styczniowym" niż "jaka piękna szóstka z historii". Często jest tak, że rodziny od pokoleń koncentrują się na ocenach, traktując szkołę nie jako miejsce do zdobywania wiedzy, tylko do zdobywania stopni – wyjaśnia Katarzyna Kucewicz.
Warto poruszyć jeszcze inny aspekt ocen, o którym rzadko myślimy, a z którym zmagają się rodzice dzieci z różnymi zaburzeniami. Ewa, jedna z naszych czytelniczek, tak to opisała:
– My mamy szczególny powód do radości. Mam ochotę napisać o tym szerzej na moim profilu, ale ciągle staczam w sobie wewnętrzne walki między niechęcią do naruszania prywatności mojego syna a moją życiową misją, jaką jest edukowanie społeczeństwa, z czym zmagają się ludzie z Zespołem Tourette'a. Mój syn skończył właśnie 10. klasę i po raz pierwszy w szkole średniej okres egzaminów (tu, w Kanadzie po każdym semestrze) nie zakończył się eksplozją nowych tików, wielotygodniową bezsennością, szpitalem, ani wizytą na pogotowiu itd. Mój syn ubolewa, że ma byle jakie stopnie. Ma stopnie byle jakie, bo wiele wysiłku w szkole zajmuje mu tłumienie, maskowanie, ukrywanie swoich tików. Do tego atrakcje towarzyszące przy ZT, czyli ADHD, stany lękowe, czyli GAD, którego bardzo nie lubimy.
Mając dziecko z całym zespołem tzw. dysfunkcji, a przy tym nadfunkcyjną wrażliwością, zdążyłam znienawidzić ten system egzaminowania, oceniania, chwalenie za wyklepywanie, wyrecytowanie itd., wpisanie w odpowiednie rubryczki. Szkoła niestety ocenia za to. Najczęściej słyszę: "ale jakoś oceniać trzeba". A może nie trzeba?
A teraz jak się ma dwoje dzieci, w tym jedno z dysfunkcjami, to ono się musi czuć strasznie do dupy, kiedy wszyscy zachwycają się tym drugim, które przyniosło świadectwo z paskiem.
Oceniania za zdolności też nie znoszę, podobnie jak urody. W ogóle, nie znoszę tego oceniania. Lubię chwalić dzieciaki za to, co im się udaje, lubię chwalić za pokonywanie barier w myśleniu. Uczyłam dzieci w szkole plastycznej, takie od maluchów do nastolatków – te dzieci robiły cuda, stopnie im do tego nie były potrzebne.
No więc, wracając do pierwotnego tematu, cieszę się, że mój syn na tyle okiełznał swojego Tourette'a, że jest(eśmy) po egzaminach i żyjemy. Nie wiem, czy go za to chwalić. Bo jeśli w następnym semestrze lęki wezmą górę, to poczuje się, że mnie zawiódł – wyznaje Ewa.
Oceny a przyszłość dziecka
– Niestety dorosły, prawdziwy świat, jest odmienny od tego, co wynosimy ze szkoły. Jak mawia wybitny mówca motywacyjny i światowej sławy biznesman Robert Kiyosaki "piątkowi uczniowie pracują u trójkowych, a czwórkowi w urzędach" i rzeczywiście, według licznych badań ukazanych w jego bestellerowej książce o tym samym tytule – rywalizacja i silne dopasowanie do systemu kształtuje raczej ludzi "korporacyjnych" pracujących na etacie. Bycie średnim uczniem daje przykrą etykietę "przeciętności", która może owocować pracą bezpieczną, bez ryzyka, ale w cieniu. Bycie uczniem trójkowym zaś oznacza, że dziecko rozwija prawdopodobnie gdzieś indziej swoje talenty i pasje, co pobudza jego kreatywność, a tym samym wzmacnia cechy lidera – podsumowuje Katarzyna Kucewicz.