Z pozoru niegroźna aplikacja do tworzenia zabawnych filmików okazuje się prawdziwym siedliskiem zła. Pornografia, przemoc, anoreksja, prześladowanie – z tym wszystkim zetknęła się matka 10-latki, która chciała przetestować aplikację przed udostępnieniem jej dziecku.
Musical.ly to kolejny po Facebooku, Instagramie i Snapchacie wynalazek specjalistów od social media. Wystarczy pobrać program na telefon i założyć konto, ewentualnie przypisać je do istniejącego już profilu na Facebooku. Aplikacja służy do nagrywania i udostępniania filmików lip-sync, czyli – mówiąc w skrócie – śpiewania z playbacku.
Tyle, że wśród setek filmików nastolatek, które skaczą i robią zabawne miny w rytm ulubionych przebojów, można znaleźć nagrania pornograficzne. Matka, która postanowiła przestrzec innych rodziców przed groźną aplikację, natrafiła m.in. na transmisję na żywo masturbującego się mężczyzny.
– Ale pornografia to nie najgorsza rzecz na Musical.ly. Najgorsze jest oglądanie dzieci, nawet ośmiolatków, które seksualnie się uprzedmiotawiają. Dzieci, które "robią to dobrze", zyskują fanów. Dzieci, które "robią to źle" – są za mało seksowne, za mało zabawne, za mało popularne – są otwarcie wyśmiewane w komentarzach – mówi kobieta.
"Nie możesz być na bieżąco"
Rodzicielską kontrolę nad dzieckiem utrudnia dodatkowo język, jakim posługują się użytkownicy aplikacji. Popularne hashtagi ciągle się zmieniają. Fgirl, hottie, sxy, sin – pod tymi hasłami kryją się rozbierane zdjęcia dzieci w wyzywających pozycjach, dwuznaczne obrazki i teksty.
– Widziałam chłopca w wieku około 9, może 10 lat, który stworzył profil tak seksualnie wymowny, że ciężko było mi uwierzyć w to, co widziałam. To był mały chłopiec – podkreśla kobieta.
Okaleczanie i samobójstwo
W aplikacji nie brakuje też treści zawierających drastyczne zdjęcia okaleczających się dzieci i tych, które były ranione przez innych. – Widziałam chłopaka z krwawiącym gardłem. To była prawdziwa krew! Widziałam młodą dziewczynę, której uda były tak pokaleczone, że musiałam zrobić sobie przerwę. Długą przerwę – pisze oburzona kobieta.
Wśród popularnych tagów w aplikacji można znaleźć też te dotyczące anoreksji i pro-ana. Za nimi zdjęcia wychudzonych dzieci, które "nie są wystarczająco ładne". – Każdy hashtag jest oddzielną magiczną szafą, portalem do świata, w którym zawsze jest zima, ale nigdy Boże Narodzenie. To Narnia minus Aslan. Kto wtedy uratuje dzieci? – pyta kobieta.
Zadaj sobie pytanie
– Czy rodzice wiedzą, że ich dziecko publikuje/ogląda takie nagrania? – pyta kobieta i odpowiada – oczywiście, że nie. Rodzice zakładają, że ich dziecko ogląda zabawne filmiki udostępniane przez znajomych. Wierzą, bo chcą wierzyć, że jest niewinne, bo przecież dobrze się uczy, ma wielu kolegów i gra w szkolnej drużynie. Niestety w sieci dzieci często prowadzą drugie życie.
Autorka wstrząsającego wpisu mówi wprost – ogranicz, jak tylko to możliwe, dostęp twojego dziecka do smartfona i tabletu. Powiedz "nie" aplikacjom społecznościowym, albo upewnij się, że twoje dziecko w internecie jest bezpieczne. Sprawdzaj jego aktywności – z kim rozmawia, co udostępnia, co ogląda. Niestety niewiele więcej możemy zrobić. – Jeśli raz powiesz "tak" mediom społecznościowym, takim jak Musical.ly czy Instagram, naprawdę trudno będzie to cofnąć – podkreśla.