Co mam robić? Czy inni rodzice też mają taki problem z dziećmi?
Gdy dziecko sięga po tak drastyczne środki wyrazu, dla rodzica to trudny moment. Mnóstwo pytań przychodzi do głowy, bo ciężko pogodzić się z tym, że tracimy kontakt z ukochanym synem czy córką, przestajemy rozumieć jego czyny i że robi sobie krzywdę nieomal na naszych oczach.
Mama 14-latki opowiada
"Samotnie wychowuję córkę, z mężem rozstałam się kilka lat wcześniej. Nie utrzymujemy kontaktu, a były mąż sporadycznie stara się podtrzymać więź z dzieckiem. Gdy urodziłam Monikę, zostałam w domu, by móc w pełni ją wychowywać. Gotowałam, prałam i starałam się jak najlepiej ją wychować. Do 11. roku życia nie było żadnych problemów wychowawczych, a potem zaczęło się lawinowo. Granice przesuwały się coraz bardziej, nie wiem, może byłam zbyt pobłażliwa. Wydawało mi się, że jeśli nie szlaja się z chłopakami i nie sięga po używki, to wszystko będzie dobrze. Wierzyłam, że daję jej to, czego potrzebuje.
Pierwszy raz odkryłam cięcia na ręku, gdy miała 14 lat. Oczywiście nie wiedziałam, co to jest, a córka powiedziała, że to czymś się podrapała. Zbagatelizowałam, w końcu to kilka kresek na przedramieniu. Gdy pojawiły się nowe na drugiej ręce, zaczęłam się zastanawiać, jak i czym mogła się tak podrapać. Wraz z cięciami pojawiły się coraz większe awantury w domu i zmiany nastroju. Przestałam poznawać swoją córkę, ale wszyscy mówili, daj spokój, poszła do gimnazjum, nowe środowisko to i bunt nastolatki. Nie zauważałam długich bluz w lecie, długiego przesiadywania w łazience. Może nie chciałam widzieć, a może po prostu nie wydało mi się to dziwne.
Rok temu weszłam nagle do łazienki i zobaczyłam ją z jakimś kawałkiem szkła, jak cięła sobie skórę na udach, była w szoku. To widok, którego się nie zapomina. Nie wiem zupełnie co robić, czuję się zagubiona. Straciłam kontrolę nad swoim dzieckiem i nie wiem, jak ją odzyskać. Co mam robić? Czy inne matki przeżywają to, co ja, czy są inne nastolatki, które tak robią? Poświęciłam dla dziecka wszystko, byłam dla niej i przy niej cały czas, a czuję, że prawie jej nie znam".
Problem samookaleczenia nie jest czymś nowym. Od wielu lat nastolatkowie tną się, by odreagować ból, stres, problemy rodzinne. Niestety czasem jest to wynik pewnej mody, która falami nadchodzi i której ulega młodzież. Przyczyny mogą być różne, ale wśród nich jedna najważniejsza. Okaleczanie to wyraźny sygnał, że dziecko potrzebuje pomocy, wsparcia, wysłuchania i rozmowy. To sygnał, że coś zaniedbaliśmy, przeoczyliśmy, a dzieci po prostu starają się uśmierzyć ból psychiczny.
Czym jest samookaleczenie?
Katarzyna Kucewicz, psycholog i psychoterapeuta INNER GARDEN: Samookaleczenie nastolatków to problem wielopłaszczyznowy- obrazujący głęboki dramat wewnętrzny dziecka, nad którym z rozwagą należy się pochylić. Wyjaśnienie, że dziecko „tylko chce na siebie zwrócić uwagę” często racjonalizuje postawę rodziców, choć owa chęć jest przecież wyraźnym sygnałem, że dziecku brakuje wsparcia i rozmowy.
Dlaczego dzieci zadają sobie ból?
Dzieci z większym deficytem emocjonalnym mogą traktować samookaleczenia jako uśmierzenie bólu psychicznego- czyli niejako „wybierając” doznanie bólu z ciała, by wyciszyć rozdzierający ból duszy. To ważne, żebyśmy zawsze na samookaleczenie patrzyli jako na problem emocjonalny i to nie tylko dziecka, ale całej rodziny. Młodzież jest niezwykle chłonna, to znaczy chłonie w siebie wszelkie emocje domowe- konflikty z rodzeństwem, z rodzicami, kryzysy rodziców. Dzieci często przejmują na swoje barki odpowiedzialność za bezpieczeństwo rodziny – chcą ratować burzące się małżeństwa rodziców, chcą pomoc rodzicom w ich problemach, tym samym łamiąc swoją konstrukcję psychiczną.
Dopiero przywrócenie właściwych proporcji do systemu rodzinnego owocuje spokojem i harmonią. Właściwe proporcje to nastawienie rodziców na dawanie, a nie branie od dziecka, nastawienie rodziców do dziecka- z szacunkiem stawanie po jego stronie. Nastolatek, który czuje bezpieczeństwo i wsparcie będzie przejawiał mniej zachowań okaleczających. Chyba że jest dzieckiem z rozwijającymi się głębokimi zaburzeniami osobowości — ale to ocenia psycholog, czasem psychiatra, z którym dziecko bezwzględnie powinno porozmawiać po akcie okaleczenia.
Jak reagować, gdy zauważymy, że dziecko się okalecza?
Nie radziłabym krzyczeć na dziecko, obwiniać go, bo ono samo w sobie czuje już ból i winę. Raczej należałoby wysłuchać tego, co ma do powiedzenia i poszukać pomocy. Z mojej praktyki wynika, że jeśli dochodzi już do samookaleczeń to przeważnie znaczy, że komunikacja: rodzice — dziecko jest już zaburzona i bez wsparcia z zewnątrz nie da rady wiele zrobić. Chyba że nastolatek okaleczeniem chce manifestować przynależność do jakiejś subkultury. Wówczas można zbliżając się do dziecka, bardziej nakierować go na właściwe autorytety i na bardziej wartościowe grupy rówieśnicze. Często niestety tak jest, że nastolatek odrzucony przez rodziców i grupę wchodzi w świat podgrup gorzej funkcjonujących, bo tam czuje się wreszcie rozumiany. Problem z okaleczeniem, tak samo, jak zaburzenia depresyjne u nastolatków czy zaburzenia odżywiania to kłopot całej rodziny, a nie tylko nastolatka — i tu trzeba jasno powiedzieć: zawsze tak jest.
Wizyta u psychologa jest niezbędna, jak podkreśla Katarzyna Kucewicz, choćby z tego względu, ze samookaleczenia o ile nie jest modą i próbą wpasowania się w jakąś grupę, wskazuje na problemy z komunikacją na linii rodzic-dziecko. Choć niektórym wydaje się, że rozmowa z przyjaciółką jest w stanie pomóc córce, a wyjście z kolegami synowi, to są oni w dużym błędzie. Żadne dziecko nie jest w stanie rzetelnie i długofalowo pomóc koledze. Może pomóc doraźnie, wysłuchując o problemach, ale nie wskaże wyjścia z tej sytuacji. Zabraknie mu narzędzi, a nawet, co gorsza, mogą wspierać osobę samookaleczającą się, tłumacząc, że sami to robią, albo utwierdzając w przekonaniu, że wszyscy tak robią, więc to nie jest takie złe.
Pamiętajcie, problem okaleczanie się dotyczy tysięcy polskich nastolatków. Warto mieć otwarte oczy i umysł i pomóc dziecku jak najszybciej.