
Czy dzieci stają się kartą przetargową? Czy ktoś zobaczył w nich nagle potencjał przyszłych wyborców?
Coraz częściej pojawia się dyskusja na temat tego, czy politycy powinni być wpuszczani do szkół w celu prowadzenia jakichś prelekcji, zajęć, czy jako goście specjalni w czasie szkolnych uroczystości. Nie wszyscy rodzice są zachwyceni takimi odwiedzinami, gdyż na dobrą sprawę nikt nie ma kontroli, co na takich spotkaniach przekazywane jest dzieciom. Czy może to niepokoić? Jest to rodzaj agitacji i zdobywania głosów przyszłych, a jeszcze nie do końca ukształtowanych wyborców?
Dziennik.pl postanowił sprawdzić, co na temat obecności posłów w szkołach sądzi MEN. Rzeczniczka poinformowała, że „żadne wydarzenia szkolne nie mogą mieć charakteru dowolnie formatowanego co do treści i sposobu przekazywania. [...] Na wizytę posła w szkole zgodę powinien wydać zarówno dyrektor placówki, jak i rodzice uczniów".
Pytanie tylko, czy w tej całej dyskusji ktoś pomyślał o uczniach i ich rodzicach? A może oni sami nie mają ochoty, by posłowie przychodzili i do szkół i wywierali presję na młodych ludzi? Może nie życzą sobie, by ktokolwiek mącił w nieukształtowanych jeszcze poglądowo umysłach uczniów i urabiał ich na swoją modłę?
Może cię zainteresować: Nauczyciel wywiesił kartkę na drzwiach szkoły. Większość rodziców była oburzona