Tak wyglądają święta w wielu domach. 11-latek pozbawia złudzeń
Redakcja MamaDu
·3 minuty czytania
Publikacja artykułu:
Czasem warto spojrzeć na świat oczami dziecka. Pouczające doświadczenie.
Reklama.
Dorośli starają się jak mogą, by na święta było wszystko zapięte na ostatni guzik, ale niestety priorytetem jest dla nich porządek w domu i suto zastawiony stół. W tych chwilach dzieci schodzą często na drugi plan, mają nie przeszkadzać i zająć się sobą. Tak samo w Wigilię, rodzice są tak zajęci oprawą i gośćmi, że nie zdają sobie sprawy, jak ta krzątanina i zwyczaje domowe zapamiętane są przez dzieci.
Nie lubię wujka, to przez niego
Mam 11 lat. Czekam na święta, bo wtedy zawsze dostaję prezenty. Czy lubię święta? Tak sobie. Niby fajnie, bo do szkoły się nie chodzi i rodzice są w domu, ale to zależy czy się nie pokłócą i czy wujek Marek nie przyjedzie. Wtedy święta to koszmar. Moja mama jest strasznie nerwowa, cały czas krzyczy, że wszystko jest niegotowe. Bałagan w domu, na podwórku, choinki nie ma, w sklepach tłumy, to ją bardzo denerwuje. I często mówi, że ma dość wszystkiego i że za rok to będzie miała wszystko w dupie i nie zaprosi nikogo, bo nas to nikt nie zaprasza. Na żarcie darmowe wszyscy przychodzą, narzeka, ale co roku odkąd pamiętam, wigilia jest u nas.
Podobno jak byłem mały była u dziadków, ale tego nie pamiętam. Nie pamiętam też dziadków, umarli kilka lat temu. Tata ma śmieszny humor, chodzi i pogwizduje wesoło. Zawsze mówi – chodź synu, uciekamy, bo nas mama do roboty zaciągnie. Idziemy więc po choinkę, potem ją długo osadzamy w stojaku, no, a potem wracamy do kuchni, ale wtedy to już nie ma dużo pracy. Nie znoszę tych świątecznych ciuchów, tych koszul i kamizelek, ale mama twierdzi, że na wigilii to musi być elegancko.
Potem schodzą się goście, mama już cała spocona, bo pierogi się znowu porozklejały, a barszcz jeszcze niegotowy. Nienawidzę jak mnie te ciotki całują, a wujkowie poklepują po plecach i pytają co słychać, chociaż wcale nie oczekują odpowiedzi. Nie lubię tego czytania Biblii, a najbardziej dzielenia się opłatkiem. Chowam się wtedy, bo się wstydzę. Mam każdemu coś powiedzieć, jak ja nie wiem co. A wszyscy i tak życzą mi dobrych ocen, więc nuda.
Marzę, by było już po jedzeniu i żeby ktoś rozdał prezenty. Każdy, kto przychodzi, podrzuca coś pod choinkę, więc razem z bratem ciotecznym szukamy swoich karteczek. U nas nie śpiewa się kolęd, a w sumie szkoda, bo lubię słuchać ich w Kościele. Chyba że przyjeżdża wujek Marek tak jak w tym roku.
Już widzę, że znowu będzie kiepsko, mama obrażona a tata zaciera ręce, bo wujek przywiózł wódkę. Mówi, że na Wigilii musi by trochę procencików, żeby w ciągu roku się szczęściło i że niedługo ja też będę mógł spróbować. Tyle że ja nie chcę, bo wódka to mi się źle kojarzy. Tata dziwnie się potem zachowuje, mama jest zła i kłócą się, bo Wigilia to dzień święty, a tata zawsze mówi, że nie mógł odmówić wujkowi, bo widzą się rzadko i jakby to wyglądało. Nie lubię wujka, bo wydaje mi się, że to przez niego ta kłótnia.
Na Pasterkę nie chodzimy, więc nie ma się gdzie spieszyć. Zresztą tata po wódce i po śpiewaniu z wujkiem kolęd, więc i tak nie da rady iść. Po kolacji dzieci dostają prezenty. Super, to o co prosiłem, wiem, że mama doradzała ciotkom, bo podsłuchałem rozmowę. Mikołaja nie ma, nie jestem maluchem, żeby w niego wierzyć. Gdyby był, poprosiłbym o coś zupełnie innego.
Wspomnienia, to coś co pozostaje z nami na długo. Słowa tego chłopca w wielu osobach obudziły niestety podobne skojarzenia, gdzie inni stali się ważniejsi, niż dzieci, gdzie ilość potraw była ważniejsza, niż rozmowa. I te najsmutniejsze, gdy tylko alkohol zachęcał gości do odśpiewania kolęd...