Obrażanie, nękanie, drwienie to niestety codzienność wielu młodych ludzi, którzy na swój sposób próbują sobie poradzić z brakiem akceptacji w środowisku rówieśniczym. Jak udowadniają jednak tragiczne doniesienia, bez wsparcia i pomocy, często nie są to najlepsze sposoby…
Brook Gibbs doradza nauczycielom i rodzicom, jak wspierać dzieci i młodzież w budowaniu relacji, pokazuje, jak rozwiązywać problemy, które z pozoru wydają się nie do rozwiązania.
Reagować na agresję. Ale jak?
Gibbs przyznaje w wywiadach, że zaczął nagrywać filmiki, by pielęgnować sztukę opowiadania, która jest w zaniku. Dostrzegł, że chociaż nieraz mówi rzeczy oczywiste, to nadal znajduje się duża grupa, dla której jest to coś nowego - bo nie mieli wzoru, pomocy, nikt nie pokazał im, jak radzić sobie w konkretnej sytuacji. Podczas swoich prezentacji zaprasza na scenę jedną osobę i poleca jej, by atakowała go za pomocą komunikacji werbalnej: nazywała idiotą, wskazywała na cechy wyglądu czy zachowania, które właściwie nie są żadnym argumentem, jednak często stają się sposobem, by kogoś zranić. Gibbs odpowiada tym, co otrzymuje: reaguje z agresją, pozwala na słowne przepychanki, daje ponieść się emocjom, odbija piłeczkę.
W drugiej sytuacji, zaproszona na scenę osoba nie zmienia swojej roli. Ponownie dostaje polecenie, by obrażać mężczyznę. Jednak tym razem on koryguje swoje zachowanie: odcina się od oceny, odpowiada komplementami, daje poczuć awanturnikowi, że może ma rację, ale jego to nie dotyczy. Atakujący jest zmieszany i zmienia postawę, nie wie, jak zareagować, gdy w odpowiedzi na nieprzyjemne uwagi otrzymuje milczenie lub komunikat: słyszę cię, ale nie czuję się z tym źle.
Agresja to brak równowagi
Wbrew pozorom obojętność nie okazuje się zachętą do dalszego ataku. Gibbs w swoim przemówieniu wskazuje, że „zastraszanie to brak równowagi”, sytuacja, w której osoba atakująca chce mieć nad nami przewagę, poczuć zwycięstwo. Jeżeli zatem nie wciągniemy się w tę grę, nie damy komuś satysfakcji, że jest ponad nami. Jak jednak podkreśla sam Gibbs nie jest to proste zadanie: musimy wytworzyć w sobie narzędzie do obrony, na które składać powinny się odporność psychiczna, poczucie, że czyjaś abstrakcyjna opinia nie jest prawdą oraz brak emocjonalnych reakcji.
To właśnie te ostatnie powodują, że łatwo angażujemy się w spory, których jednym celem jest dotknięcie naszych wrażliwych obszarów. Musimy atakującemu pokazać, że jesteśmy odporni na obraźliwe słowa, wygrać obojętnością, a nawet wymuszoną uprzejmością.
Odwaga czy tchórzostwo?
Wśród wielu pozytywnych opinii na temat metod Gibbsa pojawiły się również te mniej ufne. Niektórzy wskazują, że takie „zachowanie spokoju” nie zawsze może mieć korzystne skutki, a wręcz wzmocnić prześladowanie, bo pokazujemy, że jesteśmy słabi i warto nas atakować, bo nie będziemy się bronić. Jeden z popularniejszych komentarzy po filmem brzmi: „Według mnie to lipa, bo jak będziesz wszystko brał na klatę to agresor pomyśli "jaki frajer, ja mu jadę a jemu się to podoba i się nie broni, czyli mogę dalej mu jechać". Według mnie trzeba się postawić agresją, ale nie tylko złością, ale w***em, no chyba, że agresor silniejszy, ale i tak będzie miał respekt, że w ogóle mu się postawiłeś.”
Przywołuję akurat ten komentarz, bo wiele osób poparło takie stanowisko. A mnie od razu przypomniało się popularne hasło: „Agresja rodzi agresję”. Czy lepszym sposobem jest rozwiązanie siłowe (czy możemy mieć gwarancję, że będzie to rozwiązanie jednorazowe i skuteczne?), czy ignorowanie zaczepek i stawianie się ponad nimi?
Jeżeli sięgniemy do teorii agresji wyuczonej, to znajdziemy raczej potwierdzenie przywołanego hasła. Mówi ona bowiem o wpływie środowiska na nasze zachowania. Dziecko może nauczyć się współpracy czy pokojowego załatwiania sporów, albo przyjąć agresję jako sposób na osiąganie celu. Pisał o tym również Iwan Pawłow, laureat Nagrody Nobla z 1904 roku.
Połączeniem frustracji i agresji zajmował się również psycholog amerykański, Leonard Berkowitz. Wskazywał, że frustracja wywołuje gniew, ten zaś zwiększa szansę na zachowania agresywne: mogą pojawić się pod wpływem bodźców, tzw. sygnałów wywołujących agresję lub nawyku. Oczywiście, co podkreśla sam badacz, nie zawsze pojawienie się tych czynników warunkuje określone zachowania. Nie jest to gotowy wzór, który można dopasować do każdej jednostki i sytuacji. Każda reakcja agresywna jest sumą kilku elementów. Wydaje się jednak, że uczenie dziecka, że lepiej uderzyć, naubliżać, wytoczyć najcięższe działa nie jest najbezpieczniejszym rozwiązaniem. Może zatem warto spróbować metody Gibbsa?