
Wizyta u ginekologa może być naprawdę stresującym przeżyciem. Tym bardziej, jeśli z ust ginekologa padają słowa, których wcześniej nie słyszałaś. Nie, nie chodzi o wyniki badania czy inne niepokojące informacje dotyczące stanu zdrowia.
Miałam umówione spotkanie do ginekologa pod koniec tygodnia. Wczesnym rankiem zadzwonili do mnie z recepcji, że wizyta została przesunięta na 9:30 tego samego dnia. Pomyślałam sobie, że nawet zdążę, bo dopiero było po ósmej. Przyszykowałam dzieci do szkoły, sama się wyszykowałam i byłam w drodze do gabinetu.
Droga do lekarza zajęła mi 35 minut, więc nie miałam czasu na to, aby się przebrać. Jak większość kobiet, czuję się bardziej komfortowo, gdy przygotuję się przed wizytą, ale tym razem nie miałam na to czasu. Przed wyjściem z domu ściągnęłam piżamę, sięgnęłam po pierwszą lepszą myjkę i szybko się umyłam, aby mieć pewność, że przynajmniej się odświeżyłam. Szybko założyłam ubranie, wskoczyłam do samochodu i pojechałam.
Wbiegłam do przychodni, ledwo usiadłam i już zostałam wezwana do gabinetu. Siadam na fotelu i jak większość kobiet wyobrażam sobie, że nie rozkraczam się właśnie przed lekarzem, tylko że jestem w zupełnie innym miejscu. Byłam trochę zaskoczona, gdy ginekolog powiedział: ”Widzę, że dziś rano wyjątkowo się pani przygotowała do wizyty”. Nic mu nie odpowiedziałam.
Pomyślałam sobie, że to dość dziwna uwaga, ale jakoś poważnie do niej nie podeszłam. Badanie przebiegło dobrze, więc z ulgą skierowałam swoje kroki do domu. Reszta dnia była zupełnie normalna: zakupy, sprzątanie i gotowanie. Po szkole moja 6-letnia córka zawołała z łazienki: mamo, gdzie jest moja myjka?
Powiedziałam jej, żeby wzięła sobie nową z szafki. Ona na to: "Nie, potrzebuję tej, która leżała przy umywalce, położyłam na niej brokat”.
Wtedy zrozumiałam. Nigdy już nie wrócę do tego lekarza. Nigdy.
Może cię zainteresować także: Czym miałaś pobieraną cytologię — wacikiem? Nie pozwól sobie tego robić