Zaczęła praktyki w państwowym żłobku. To, co zobaczyła, przyprawia o gęsią skórkę
Redakcja MamaDu
18 października 2017, 15:35·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 18 października 2017, 15:35
Blogerka o praktykach w żłobku „nie spodziewałam się tego, co tam zobaczyłam”.
Reklama.
Zwykliśmy narzekać na brak miejsc w żłobkach i słabą opiekę nad dziećmi, gdy trafiłam na artykuł „Państwowy żłobek to koszmar”, pomyślałam, że dotyczy złego traktowania dzieci, ale nie spodziewałam się, że sprawcami nie są osoby pracujące w żłobku, lecz rodzice.
Blogerka Mamoholiczka pokazuje tak zwaną drugą stronę medalu, czyli to z czym przychodzi zmagać się żłobkowym opiekunom. Nie mówi o niegrzecznych, płaczących czy krzyczących dzieciach, lecz o ich rodzicach – tych, których dzieci są „Przywożone wcześnie rano na samo otwarcie żłobka. W przesikanej, napęczniałej i niezmienionej po nocy pieluszce. Wciąż w piżamce, zawinięte w kołderkę (!), w której spały. Odbierane przed samym zamknięciem. Dzień w dzień. Mimo że rodzice nie pracowali, a żyli z zasiłków...”.
Samotność tych dzieci to tylko jeden z wielu problemów, które porusza blgerka. Higiena, dbanie o zdrowie i odżywianie (jakiekolwiek, bo o prawidłowym już nawet nie ma co marzyć) są kolejnymi aspektami, w których rodzice zawiedli.
Na zakończenie wspomina historię chłopca, którego kazano jej nakarmić tak dużą ilością jedzenia, jak tylko się jej uda, bo... dziecko nie dostanie żadnego posiłku w domu. Zje dopiero śniadanie w żłobku... następnego dnia.
Generalizuje czy porusza poważny problem?
Czy ten wstrząsający opis porusza niszowy problem? A może podobne refleksje ma większość pracowników państwowych żłobków? Z pewnością żłobek żłobkowi nie równy, ale założenie blogerki, że żłobki państwowe to koszmar, a prywatne już nie - jest sporym uproszczeniem. Wiązanie zaniedbywania dzieci z biedą utrwala stereotyp.
Problem z pewnością istnieje, ale jest bardziej złożony. Same matki przyznają w komentarzach, że dzieci, których potrzeby zaniedbują rodzice, są też w prywatnych żłobkach („Moja teraz chodzi do prywatnego i wcale tu nie ma lepiej. Dzieciaki są przywożone z samego rana, siedzą prawie do zamknięcia – a mamuśki siedzą w domu i nie pracują, a dzieci oddają, bo muszą odpocząć”), a te wypieszczone i zadbane są również w państwowych palcówkach („córka chodzi od dwóch lat do żłobka i przez ten czas nic takiego nie zauważyłam, dzieci są zadbane, kochane, czyste”).
Wasze dzieci chodziły do państwowych żłobków? Jak to wspominacie?
Brudne. Chodzące przez cały tydzień w tym samym poplamionym jedzeniem i śmierdzącym papierosami ubranku. Ze wszami na głowie i owsikami w kupce, których mimo próśb nikt nie zwalczał. Z dawno nieobcinanymi paznokciami boleśnie łamiącymi się w za ciasnych butach. Z widocznym brudem za uszami i na plecach…
Chore. Z zielonym katarem do pasa i kaszlem jak u gruźlika, który nie dawał spać. Z biegunką lub wymiotami. Naszprycowane lekami przeciwgorączkowymi (czasem podawanymi przez rodzica jeszcze w szatni), często już z daleka wydzielające charakterystyczny zapach antybiotyku.