Od razu warto zaznaczyć, że strach przed gryzoniami nie jest przypisany do konkretnej płci, choć utarło się, że to kobiety krzyczą głośniej i częściej na widok myszy. W tej historii rzeczywiście w głównej roli wystąpiła znana blogerka Mom on the Run, ale zakładamy, że mógł to być także jej partner.
Dlaczego ta opowieść została udostępniona 157 tys. razy? Bo jest po prostu śmieszna. Przekonajcie się sami!
To co tak naprawdę zobaczyła? Dzisiaj zobaczyłam mysz w pokoju mojego syna.
Mysz.
Stewart Malutki zdecydował się przyjść do mojego domu i zrobić sobie kemping w pokoju moich synów.
Zobaczyłam ją i zamarłam.
I to był ten rodzaj zamrożenia, kiedy czujesz, że nie powinno się nawet oddychać.
Próbowałam też uspokoić swój puls po tym, jak moja córka zdecydowała się wejść do pokoju - a ja krzyczałam nie! I to nie było po prostu "nie”. To było najgłośniejsze nie, jakie w życiu wykrzyczałam.
Więc zatrzasnęłam szybko drzwi i zostawiłam małego Jerry 'ego w pokoju.
Postanowiłam zadzwonić do męża, że w domu jest mysz, a kiedy jest mysz w domu, to nie ma czasu na zbyt rozsądne myślenie.
On odbiera telefon, a ja mówię cicho ”mysz", bo jestem kurewsko przerażona. To nie Myszka Miki. To jest Ratatouille, ale mniejszy i nie robi wcale zupy. Mysz robi pewnie wszędzie kupy i pewnie chodzi po poduszkach i dotyka w nocy uszy moich synów i moich ust... Myszka w moich ustach!!!
– He? - on pyta.
– Mysz w domu - mówię, wciąż wstrząśnięta.
– Kot w kapeluszu – odpowiedział.
– Nie kochanie, w pokoju Luca jest mysz! Musisz wrócić do domu i zabrać ją na zewnątrz!.
– Och kochanie, po prostu weź ją na zewnątrz, albo po prostu zabij.
– Zabij ją???
Najwyraźniej ten facet nie widział filmu "Czarownice”, w którym czarownica zamienia się w mysz po zjedzeniu zupy, dostaje wpierdol przez szefa kuchni i spryskana zostaje zieloną ropą.
– W domu są dzieci. Twoje dzieci. Musisz tu przyjść. Ja nie mogę ich ocalić.
– Śmieje się. On myśli, że ja żartuję.
– Ta twarz nie żartuje. Ta twarz boi się, że ta mysz zadzwoni do innych myszy, że mogą przyjść i zrobić imprezę. Ale NIE na mojej zmianie!
Oczywiście on nie widzi mojej twarzy, bo rozmawiamy przez telefon.
– Dobra, mówię poważnie, w domu jest mysz, a ja przysięgam, jestem przerażona i przeklinam.
– Gdzie ona jest? – pyta.
– W pokoju Lucasa.
– Gdzie dokładnie?
– Nie wiem, boję się otworzyć drzwi.
W końcu uchylam drzwi powoli... milimetr po milimetrze, w ślimaczym tempie, tak wolno, że słyszę męża pytającego, czy nadal tam jestem.
I jest tam. W tym samym miejscu.
– Nie żyje– krzyczę i zamykam drzwi.
O Mój Boże, mysz nie żyje. Mam martwą mysz w moim domu. Zaczynam płakać.
Ona jest martwa!
– Kochanie, po prostu weź kawałek papieru i wyrzuć ją do kosza. Muszę iść na spotkanie.
Więc jestem jak zwykle sama z problemem. Jestem sama i muszę być tą odważną… więc biorę kilka łyków whisky i mówię: Dobra Laura, dziś jest dzień, w którym będziesz walczyć ze swoim największym strachem w życiu i usuniesz martwą mysz ze swojego domu.
Powiedziałem to dla odwagi 10 razy w lustrze, zanim dotarłam do drzwi i weszłam do pokoju jak rycerz w lśniącej zbroi z kawałkiem papieru i krzycząc jak wojowniczka, którą przecież jestem.
Nagle zdaję sobie sprawę, że to nie jest martwa mysz…
To nawet nie jest mysz…
To mały lampart…
Zabawka.
Wtedy mówię cicho do siebie: "Nigdy nikomu o tym nie powiem".
Mój mąż wrócił do domu 4 godzin później i zapytał mnie jak sobie poradziłam? Powiedziałam: Stary, po prostu się tym zajęłam!