Nagość to wciąż pewne tabu. Przez inny pryzmat postrzega się cielesność naturalną, matczyną i pierwotną, a tą z pogranicza taniej rozkładówki a sztuki. Nagość jest kontrowersyjna i zawsze "grzeje".
Jak traktować ją w konfrontacji z rolą rodzica? Czy nagość przy dzieciach powinna być definiowana jako gorszenie i niesmak?
Matka , która na własne skórze doświadczyła linczu za przyznanie do nagości przed swoimi synami, zajmuje w tej sprawie konkretne stanowisko.
"Widzieli mnie nago, wielokrotnie"
Mam czterech synów i nigdy nie czułam wstydu przed swoją nagością przy nich. Właściwie, jak mogłabym ją odczuwać, będąc jednocześnie matką 7 – latka, 4 – latka, 3 –latka i niemowlaka?
Regularnie widzieli moje piersi, kiedy karmiłam najmłodszego i cóż… W codziennym życiu okazji nie brakowało. Wspólne prysznice, by zaoszczędzić cenny czas, pogoń do sypialni, gdzie chciałam się przebrać i żadne słowa protestów nie działały, by mała armia nie szła za mną.
Widzieli mnie w naprawdę wielu nieuniknionych sytuacjach, a ja nigdy nie miałam z tym problemu.
Wręcz przeciwnie. Wierzę, że to, że moi chłopcy od najmłodszych lat widzieli mnie nago, wpłynie korzystnie na ich obraz kobiecego ciała. Ten normalny, ze wszystkimi fałdkami, nadmiarami i wypukłościami, a nie naciągnięty silikonem,na który będą narażeni później przez media.
Miałam nadzieję, że doprowadzi to do wypracowania realnych standardów, z którymi ich przyszłe realne partnerki będą w stanie czuć się spełnione. Chciałam też, żeby wiedzieli, że cielesność jest czymś naturalnym, a nie czymś, czego należałoby się wstydzić. Zależało mi, by nie myśleli o narządach intymnych, jako o częściach swojego ciała grzesznych, czy haniebnych. Nagość jest częścią seksualności, co nie znaczy, że swojej naturze jest seksualna. Jest naturalna.
Jestem pisarką i blogerką. Kiedy napisałam publiczny post o swoim stanowisku w związku z nagością przy dzieciakach, reakcja odbiorców zwaliła mnie z nóg. Dowiedziałam się o sobie rzeczy okrutnych, na przykład tego, że jestem obrzydliwą pedofilką i deprawuje swoich chłopców.
Zboczeniec i najgorsza matka na świecie. I nie, to nie była opinia jednej czy dwóch osób. Czułam się tak, jakby cały świat obrócił się przeciwko mnie i obsypywał mnie obelgami.
W całym szumie padało milion pytań, w tym jedno przykuło moją uwagę w sposób szczególny – Kiedy nie pozwalać synom na widok mojego nagiego ciała? – zwykłam odpowiadać żartem – Kiedy nauczą się pukać – jednak naprawdę nie mam pojęcia.
Być może wtedy, kiedy przestaną czuć się z tym komfortowo?
"Jesteś naga!"
Nieoczekiwanie, równo rok po opublikowaniu tekstu, mój najstarszy 10 – letni wtedy syn udzielił mi odpowiedzi.
Byliśmy w łazience, przyszedł do mnie, kiedy przygotowywałam się do wejścia pod prysznic. Opowiadał mi o czymś rozemocjonowany, podczas kiedy ja przygotowałam ręcznik, czyste ciuchy. Następnie nie przerywając jego wypowiedzi zdjęłam z siebie koszulę, na co on krzyknął jak użądlony przez pszczołę i… wybiegł z pomieszczenia.
Zaniepokojona krzyknęłam za nim – Co się stało? – odkrzyknął – Jesteś naga! – To było to samo dziecko, które godzinami bawiło się na łazienkowych dywanikach, podczas kiedy ja brałam prysznic lub kąpałam się razem z nimi w wannie.
Teraz najwyraźniej moje nagie plecy, które kiedyś były dla niego przestrzenią do zabaw, nie były tym, co chciał oglądać.
W tamtej chwili wybuchnęłam szczerym śmiechem.
Moi pozostali synowie wciąż potrafią wpaść jeszcze do łazienki z niecierpiącym zwłoki pytaniem, jednak każdy z nich nieuchronnie zbliża się do poznania definicji "prywatności".
Nie żałuję żadnego z momentów nagości przy moich synach. Jestem pewna, że to pomogło stworzyć atmosferę akceptacji własnego ciała. Wzbudziło dyskusję o międzypłciowych różnicach w budowie anatomicznej, przede wszystkim jednak nauczyło ich, że nagość nie równa się z seksem. A to w czasach, w których żyjemy szalenie istotna lekcja.