Reklama.
Niektórzy napisali: "To dla nas zbyt wiele, by oglądać takie zdjęcia". Większość jednak: "Dziękujemy wam za podzielenie się z nami tą smutną historią, dzięki wam, jeszcze bardziej doceniamy dar, jaki otrzymaliśmy ".
Może cię zainteresować także: "Śmierć mojego syna wiele mnie nauczyła." Wzruszające wyznanie blogerki
Może cię zainteresować także: Dzień Dziecka Utraconego
Czułam się, jakbym uwięziona została w jakiś koszmarze, z którego nie mogę się wydostać. W operacji udział brało około 30 osób z personelu medycznego, wszyscy starali się mnie uspokoić i mówili, oddychaj, uspokój się. A ja chciałam krzyczeć.
Moje pierwsze wspomnienia to płacz męża. Słyszałam jego szloch i wiedziałam, że coś poszło nie tak. Nie chciałam otwierać oczu, chciałam odsunąć od siebie przerażającą prawdę. Po chwili lekarz powiedział, że Willama także nie udało się uratować.
Ten tydzień po śmierci dzieci był przerażający, miałam tysiące pytań, ogrom bólu w sobie i złamane serce. Ktoś mi powiedział, że jest mniejszy ból stracić dziecko w czasie porodu, niż po latach. Albo, że to inny rodzaj miłości, bo dziecko jeszcze się nie narodziło. Nie zgadzam się z tym, dziecko zaczyna się kochać od razu, od samego początku, a nie dopiero po porodzie.
Przetrwanie po stracie dzieci jest bardzo trudne. Moje ciało nie wiedziało, że bliźniaków już nie ma, musiałam walczyć z nawałem pokarmu, dbać o szew po cesarskim cięciu i zająć się starszymi dziećmi będąc w totalnej rozpaczy.
Nie wiadomo do końca, jaka była przyczyna śmierci Henry’ego, a William zmarł, bo dzielił z bratem łożysko. To najtrudniejszy czas w moim życiu. Czasem to ja jestem skałą i wsparciem dla mojego męża, gdy on wpada w rozpacz, czasem to ja szukam u niego pocieszenia, gdy zalewam się łzami. Najważniejsze, że jesteśmy w tym razem, mamy siebie i możemy na sobie polegać. To nam pozwala żyć, a także nasze dzieci. To dla nich wstaję rano i z nimi zasypiam. Bez nich pewnie bym zwariowała.