Jak to było naprawdę?
Po śmierci Igora Stachowiaka, kiedy to nagrania z różnych kamer dowiodły, że policja przekroczyła swoje uprawnienia, ludziom zaczęło się zdawać, że wszystko będzie im wolno. Zachowanie niektórych jest wstrząsające, zwłaszcza gdy dotyczy to dorosłych, pod których opieką przebywają małe dzieci.
"Policja nas pobiła, szarpała, na oczach dzieci". Tak sytuację nakreśliło małżeństwo, opisując zaistniałą w Częstochowie sytuację. Jak było naprawdę? Możemy wyrobić sobie zdanie na ten temat, dzięki nagraniu z telefonu ojca dwójki dzieci, rzekomo poszkodowanego. Policja po zarekwirowaniu telefonu postanowiła podzielić się nagraniem z opinią publiczną, by każdy sam mógł sobie wyrobić opinię na temat całej historii.
Co wynika z filmu?
Małżeństwo wracało z cukierni w niedzielne popołudnie. Szli poboczem drogi, co zwróciło uwagę przejeżdżających radiowozem policjantów. Gdy minęli rodzinę, zauważyli, że rodzice zdecydowali się przebiec z dziećmi przez dwujezdniową drogę krajową, po dwa pasy w każdym kierunku, przedzieloną dodatkowo pasem zieleni. Nie trzeba chyba długo myśleć, by wiedzieć, że przechodzenie w takim miejscu jest niezwykle niebezpieczne. Narażanie siebie i dzieci na takie zagrożenie, wskazuje na bezmyślność i brak podstawowej wiedzy. Nie wspominamy już o uczeniu dzieci złych nawyków i naginaniu przepisów prawa do własnych potrzeb.
Gdy policjanci zatrzymują rodzinę i proszą o wylegitymowanie, zaczyna się cyrk. Małżonkowie bowiem, zamiast wykazać skruchę i przyjąć mandat, starają się wybrnąć z sytuacji wulgarnym zachowaniem i to na oczach dzieci. Chcąc odstraszyć funkcjonariuszy, mężczyzna zaczyna rozmowę nagrywać telefonem i stąd właśnie wiemy, jak wyglądało całe zajście. Małżonkowie nie reagowali na kilkukrotnie powtórzoną prośbę o dokumenty, nie zareagowali na żadne prośby o wyłączenie telefonu i podejście do radiowozu.
Ich wulgarne słowa, wyraźnie wskazujące, że za nic mają prośby policjantów i będą chcieli odejść, bez zastosowania się do poleceń, kończą się obezwładnieniem mężczyzny. Płaczące dzieci i głos ich matki, która zabiera policjantowi czapkę, a gdy ten próbuje ją odebrać, krzyczy: "Uważaj, moja bluzka kosztowała 800 zł", są po prostu szokujące.
Szkoda, że nie pomyśleli o dzieciach
Trudno zrozumieć, dlaczego młode małżeństwo zupełnie nie pomyślało o swoich dzieciach, narażając je na tak wielki stres. Patrzenie na awanturujących się rodziców, lekceważących przedstawicieli prawa, którzy wykonywali swoje obowiązki, szarpanie z nimi i przeklinanie, to na pewno nie jest widok dla dziecięcych oczu. Dziećmi zajęła się do czasu przyjazdu drugiego radiowozu przechodząca w pobliżu kobieta, a później trafiły pod opiekę babci. Ciekawe, jaki finał będzie miała ta sprawa.