List pielęgniarki z 27-letnim stażem do wszystkich rodziców. Wysłuchajcie jej!
"Trzymacie fason", staracie się być silni, bywa, że połykacie łzy, uśmiechając się do swojego szczęścia.... My też jesteśmy w większości mamami, zaufajcie nam.
Reklama.
"Trzymacie fason", staracie się być silni, bywa, że połykacie łzy, uśmiechając się do swojego szczęścia.... My też jesteśmy w większości mamami, zaufajcie nam.
Gdy dziecko zaczyna chorować, dla rodzica nadchodzą dni próby. Zwłaszcza gdy sytuacja staje się na tyle poważna, że dziecko wymaga interwencji chirurga i czeka je operacja. Trudno wyobrazić sobie strach i lęk, jakie towarzyszą tym chwilom. Ogromne, wszechogarniające poczucie bezsilności i obawy przed złożeniem w czyjeś ręce życia i zdrowia największego skarbu, są nieuniknione.
Tak małym zaufaniem cieszy się dziś personel medyczny, przemęczony nadmiarem pracy i niskimi płacami. Szkodzi to tym, którzy pomimo przeciwności, nadal wkładają całe serce w wykonywaną pracę, bo mają misję i poczucie, że dzieciom trzeba zapewnić za wszelką cenę najlepszą opiekę. Dlatego też dziś powinniście wysłuchać pielęgniarki z 27-letnim stażem, która postanowiła napisać otwarty list do wszystkich rodziców, by przypomnieć im, że: "Za drzwiami sal operacyjnych dziecko jest specjalnym pacjentem. Bo to dziecko. Największe dobro i bezbronność w jednym...".
"Dziś o czymś dla mnie oczywistym... Dla mnie, bo to moja praca, ale nie dla zwykłego Rodzica, który na bloku operacyjnym zostawia swoje dziecko. Kiedy przywozicie Państwo dziecko, jesteście tak samo przerażeni, jak ono. 'Trzymacie fason', staracie się być silni, bywa, że połykacie łzy, uśmiechając się do swojego szczęścia... Oddajecie swój najcenniejszy skarb w obce ręce, nie będziecie go widzieć przez długi czas, nie będziecie mieć wiadomości o tym, co się z nim dzieje. Możecie tylko stać pod drzwiami bloku i czekać. Oddajecie swoje dziecko pielęgniarce anestezjologicznej. Dziś więc, jak nietrudno się domyślić, będzie o moich dziecięcych koleżankach. Są ubrane na kolorowo, mają bluzy w postacie z bajek, w kwiatki, kolorowe czapki, niebieskie rękawiczki. Zabierają Wasze dziecko na salę operacyjną, czasem na łóżku, czasem w małym łóżeczku, najczęściej na rękach... Całujecie je, machacie ręką i możecie tylko zaufać, że kobieta (na moim bloku są to kobiety), której zawierzyliście kawałeczek swojego życia, będzie się nim dobrze opiekować...I tak jest. Za drzwiami sal operacyjnych dziecko jest specjalnym pacjentem. Bo to dziecko. Największe dobro i bezbronność w jednym. A My w większości jesteśmy mamami. Po zabiegu dziecko przyjeżdża na salę budzeń, pooperacyjną, gdzie zostaje przekazane pracującemu tam zespołowi...Tam maluch odsypia znieczulenie, tam pilnujemy jego parametrów i tam dbamy, żeby go nie bolało. Bo dziecka nie ma prawa nic boleć. Choć czasem jeszcze nie mówi, parametry i znajomość farmakologii pozwala nam na leczenie bólu pooperacyjnego. Dziś była mała dziewczynka. Obudziła się i nie płakała. Pełna sala budzeń, my trzy biegające między pacjentami i malutka dziewczyneczka, cichutko leżąca w łóżeczku. Kręcąca się wokół, raz głowa, raz nóżki, machała sobie rączkami i rozglądała się wokół... zero łez. Gdyby płakała, pomimo pełnej pacjentów sali, nosiłabym ją na rękach, zawsze tak robię, bywa, że śpiewam i takie tam inne rzeczy.
Kiedy koleżanka z oddziału przyszła odebrać drobinkę, wzięłam ją na ręce, ta chwyciła mnie za bluzę, przylgnęła, po chwili odwróciła się, patrząc ciekawie na świat... Uśmiechała się zalotnie i tak szłyśmy długim korytarzem mojego bloku, ja do niej mówiłam, ona się uśmiechała. Nie czekała na nią żadna mama. Była... niczyja, z jednego z państwowych domów zajmujących się takimi dziećmi. Radośnie przeszła z rąk do rąk, puściła mi buziaka i pojechała z nową ciocią na obiecaną galaretkę. Po powrocie jedna z pacjentek zapytała mnie, czy ja każde dziecko tak traktuję? Dla mnie szokujące pytanie... Jak mam inaczej traktować? Każde dziecko jest czyimś dzieckiem, jest malutkim człowieczkiem czującym ból i przerażenie. Jeżeli tylko mogę, głaszczę, zagaduję, opowiadam głupoty, śpiewam, choć w moim wykonaniu dla pozostałych pacjentów to musi być traumatyczne przeżycie... Jeżeli myślicie Państwo, że za drzwiami bloków operacyjnych o Wasze dzieci przestajemy dbać, jesteście w błędzie. W miejscu, w którym ja pracuję, gdzie 'budzę' dzieci, są one na specjalnych prawach. Bo to dzieci. I nikt jeszcze z dorosłych pacjentów się nie poskarżył. Dziecko po zabiegu ma się bezpiecznie obudzić, ma nie czuć bólu i jak najszybciej ma jechać do rodziców. Dla Państwa to godzina, która wydaje się dobą, chwile trwające wieczność. Te chwile są potrzebne dla bezpieczeństwa Waszych dzieci i choć wiem, jakie to trudne, po prostu proszę Nam zaufać. Szczególne wyrazy uznania, dla moich koleżanek, które dzieci znieczulają. Nie tylko za kolorowe bluzy...".
Niech te cudowne słowa uspokoją rodziców, którzy właśnie oczekują na swoje dziecko pod drzwiami sali operacyjnej. Pamiętajcie, że w każdym zawodzie zdarzają się lepsi i gorsi pracownicy, ale dzieci zawsze traktowane są z należytym szacunkiem. Bo to najważniejsi pacjenci. W chwilach strachu, czy wasze chore maleństwo będzie miało zapewnioną najlepszą opiekę, przypomnijcie sobie słowa tej pielęgniarki i głęboko wierzcie, że w szpitalu, w którym jesteście, jest właśnie taki personel, pełen empatii, zrozumienia i troski.