I wasze dziecko może paść jego ofiarą. Nie dajcie jednak sobie wmówić, że jesteście bezradni!
Dawid Wojtowicz
20 kwietnia 2017, 10:10·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 20 kwietnia 2017, 10:10
W sieci wszędzie go pełno. Jak rak toczy fora dyskusyjne i komentarze na Fejsie czy Pudelku. Występuje już w takim stężeniu, że przyzwyczajamy się do jego paskudnej obecności w wirtualu. Co gorsza, nie tylko przechodzimy na nim do porządku dziennego, ale niekiedy sami łatwo ulegamy jego podszeptom. Nic dziwnego, bo jest jak demon, który wyzwala w ludziach najgorsze instynkty. Imię jego? Hejt.
Reklama.
Mało kto wierzy, że można wygrać z tym „szatanem”, zniewalającym umysłu internautów. Ba, zakodowaliśmy w swojej głowie przekonanie, że nie ma sensu w ogóle rozpoczynać z nim walki, bo przecież "i tak nie da się nic zrobić". Tymczasem hejt nie zawsze ginie w gąszczu internetowych śmieci – jego spirala potrafi rozkręcić się do tego stopnia, że rujnuje życie ofierze, wyrządzając jej traumę na długie lata. Przed biernością przestrzega Joanna Grabarczyk z kampanii HejtStop.
Na szerzącą się w sieci mowę nienawiści czy przemoc nie wolno więc być głuchym. Tym bardziej, jeśli jest się rodzicem, którego dziecko stało się kolejną ofiarą tej plagi. Co jednak realnie możemy zrobić, gdy nasza pociecha znalazła się na celowniku internetowych dręczycieli, którzy wytoczyli przeciwko niej najcięższe działa z arsenału hejtera? – Z każdą formą przemocy da się skutecznie walczyć, choć nie jest to łatwe – przyznaje koordynatorka kampanii realizowanej przez Projekt: Polska.
HEJT CZY NIE HEJT – OTO JEST PYTANIE
Tak rodzic, jak i dziecko musi umieć rozróżniać hejt od krytyki. Negatywny komentarz typu "ma brzydką sukienkę" to nie hejt, bo każdy ma prawo do krytyki, nawet jeśli wypowiada ją w sposób dla innych niemiły. Również nie wszystkie przejawy tzw. internetowego chamstwa mieszczą się w ramach tego pojęcia, a tym bardziej klasycznej mowy nienawiści.
Mowa nienawiści obejmuje wszelkie formy wypowiedzi (nawoływania, groźby, obelgi), które szerzą, propagują czy usprawiedliwiają nienawiść rasową, ksenofobię, antysemityzm oraz inne formy nienawiści bazujące na nietolerancji m.in.: nietolerancję wyrażającą się w agresywnym nacjonalizmie i etnocentryzmie, oraz dyskryminację i wrogość wobec mniejszości.
Czasem mowę nienawiści sytuuje się bliżej stereotypów i uprzedzeń, a niekiedy bliżej działań, w których wyraźny jest akt nawoływania do nienawiści. Istotne są intencje sprawcy i to one najczęściej decydują o karalności takich czynów.
Hejt w słowach
Komentarze dzieci pod adresem rówieśników bywają bardzo okrutne. Jeśli są to zwykłe wulgaryzmy, to należy apelować do ich autorów o zmianę języka i kulturalne wypowiadanie się. A co, jeśli przekraczają już granice, nawołując do nienawiści czy wyrządzenia ofierze krzywdy? – Takie komentarze od razu zgłaszajmy do administratorów i żądajmy ich natychmiastowego usunięcia. Są to bowiem treści niezgodne z regulaminami serwisów społecznościowych – radzi Grabarczyk. Zwłaszcza dotyczy to Facebooka, który deklaruje, że w sposób szczególny dba o bezpieczeństwo naszych dzieci.
Co istotne, treści te wyczerpują już znamiona przestępstwa. Działaczka akcji HejtStop podpowiada więc, jak prosto zebrać dowody w tej kryminalnej sprawie. Wystarczy, że zrobimy zrzut z ekranu z widocznym pełnym adresem URL, po czym poinformujemy o możliwości popełnienia przestępstwa policję lub prokuraturę. Od razu rodzi się jednak pytanie – czy panowie/panie w mundurach zechcą w ogóle zająć się "jakimiś tam wyzwiskami, którymi obrzucają się dzieciaki w necie".
Joanna Grabarczyk apeluje: nie wolno nam tak myśleć. – Każdy dorosły na prawo iść na komisariat i złożyć zawiadomienie o możliwości popełniania przestępstwa. I policja nie może nam tego odmówić, choć musimy się też liczyć z tym, że będzie nas do tego zniechęcać, argumentując, że sprawcy nie da się ustalić albo tym, że to, co zrobił ma niską szkodliwość społeczną. Nie są to sprawy proste i często kończą się niepowodzeniem – przyznaje. Ale nie zniechęcajmy się i próbujmy. Bez wątpienia warto dostarczyć Policji wszystkie informacje o sprawcy, jakie posiadamy – doradza.
A co w sytuacji, gdy to administracja serwisu rozkłada bezradnie ręce, odmawiając usunięcia obraźliwych słów, choć my trwamy przy stanowisku, że powinny one zniknąć, bo godzą w dobro naszego dziecka? O pomoc można zwrócić się do ekspertów fundacji zajmującej się zwalczaniem nienawiści w internecie (profil na FB, e-mail). Jako rodzice musimy być jednak świadomi tego, że nie wszystkie komentarze, nawet te najbardziej chamskie i bolesne dla nas, zostaną usunięte, ponieważ nie zawsze są niezgodne z regulaminem danego serwisu.
Jest jeszcze inna droga – zanim zainteresujemy sprawą "wyższe instancje", warto najpierw spróbować swoich sił w kontakcie z autorem obraźliwej treści, a zwłaszcza jego rodzicami. – Zazwyczaj wystarczy zwyczajnie poprosić, aby odnieść pożądany skutek – wyznaje działaczka. Dodaje, że jeśli to są treści godzące w bezpieczeństwo naszego dziecka, to wówczas przyda się straszak. Jaki? Trzeba poinformować sprawcę o tym, że zamierzamy skontaktować się z prawnikiem lub policją, by miał świadomość, że poniesie odpowiedzialność za zamieszczane treści.
Hejt na obrazkach
Zdjęcie wyraża więcej niż tysiąc słów. I niestety wyjątkiem od tego nie są hejtowskie obrazki, które niczym huragan uderzają w nasze dziecko z taką siłą, że mogą doprowadzić do niewyobrażalnych tragedii. W przypadku hejtu wyrażanego w tej dotkliwej formie również mamy pod ręką takie możliwości jak żądanie od sprawcy usunięcia znieważającego materiału, czy grożenie pójściem na policję, jeśli nie zostanie to zrobione.
Na Facebooku, który, jak już wspomniano, otacza szczególną ochroną konta małoletnich, otwierają się dodatkowe drogi prawne – Serwis ten ma prawo do wszystkich publikowanych na jego stronach fotografii, więc nikt, kto nie jest właścicielem danego zdjęcia, nie może go zapisać, przerabiać i generalnie wykorzystywać do własnych celów. Oznacza to bowiem kradzież tożsamości lub wykorzystywanie wizerunku bez zgody osób znajdujących się na zdjęciu – informuje Grabarczyk. A co z innymi miejscami w sieci?
Na koniec trzeba wziąć sobie do serca, że z hejtem jest jak z każdą chorobą – lepiej zapobiegać niż leczyć. Jeśli dzieci tworzą obraźliwe treści, rozpowszechniają w sieci obrazki krzywdzące swoich rówieśników albo robią innym uczniom poniżające zdjęcia w klasie, trudno nam (albo wręcz jest to niemożliwe) zapanować nad skutkami takich działań. – To od nas zależy, jak wychowamy nasze dzieci. Jeśli zaszczepimy w nich empatię i nauczymy tolerancji, to uwrażliwimy je na to, że nie wolno wszystkiego publikować w mediach społecznościowych. Wtedy hejtu będzie zdecydowanie mniej – puentuje przedstawicielka stowarzyszenia.
Artykuł powstał we współpracy z kampanią HejtStop
Reklama.
Joanna Grabarczyk
Działaczka akcji "HejtStop"
Nie jest prawdą, że w sieci nie da się nic zrobić. Nie możemy z tym żyć i udawać, że się nie wydarzyło, ponieważ internet nie zapomina. Niestety, nie uciekniemy od cyfrowej rzeczywistości. To, co publikowane jest w sieci, ma wpływ na nas, ale także na naszych najbliższych. Warto o tym otwarcie mówić, bo część ataków na ludzi w cyberprzestrzeni, takich jak nawoływania do zrobienia komuś krzywdy, czy pokazywanie intymnych zdjęć, to nic innego jak zwyczajne przestępstwa.
Joanna Grabarczyk
Działaczka akcji "HejtStop"
Warto pamiętać, że jeśli zdjęcia dowodzą przestępstwa, to odpowiedzialność ponosi nie tylko osoba, która stworzyła i zamieściła obraźliwą grafikę, ale również każdy, kto ją zapisał i udostępnił dalej, nawet jeśli nie był jej twórcą. Choć może ona hulać swobodnie po świecie, to my mamy zawsze prawo skorzystać z podanego na stronie e-maila i żądać usunięcia konkretnego zdjęcia z konkretnym adresem, powołując się na ustawę o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Jeśli po takim zgłoszeniu administrator nie zdejmie zdjęcia, które krzywdzi nasze dziecko albo jest dowodem przestępstwa, to zaczyna ponosić odpowiedzialność za te treści. W rezultacie możemy go pozwać.