Reklama.
Gdy słyszymy te słowa, chce nam się krzyczeć. Urszulo Dudziak – skąd bierzesz po raz kolejny swoje "złote myśli" i dlaczego obrażasz tysiące ludzi, którzy dzięki procedurze in vitro, stali się szczęśliwymi rodzicami?
Może cię zainteresować także: "Nikomu nic do tego, w jakich okolicznościach doszło do zapłodnienia" - usuńcie wpis z książeczki mojego dziecka!
Może cię zainteresować także: W czerwcu urodzi się pierwsze dziecko poczęte metodą Ane-Vivo
Napisz do autora: ewa.podlesna-slusarczyk@mamadu.pl
Pobieranie nasienia od mężczyzny jest dla niego z pewnością poniżające. Dla swojej żony ten człowiek staje się dostarczycielem plemników. Czy tak powinny wyglądać miłość, małżeństwo, prokreacja?
Współżycie w takim przypadku sprowadza się tylko do prokreacji. Kobiety odczuwają dyskomfort spowodowany badaniami, częściej dochodzi do kłótni pomiędzy małżonkami, są zmęczeni i zrezygnowani niepowodzeniami. Dziecko zamiast ciepła i miłości zastaje probówki i zimne lodówki.
In vitro to patologizacja macierzyństwa, bo matka nie chroni wszystkich dzieci, czyli zapłodnionych komórek.
Matka naraża zarodki, czyli swoje dzieci, na śmierć. Te, które przeżywają, często rodzą się z wadami, jakie ujawniają się nawet w późniejszych latach. Wiele z nich ma także "zespół ocaleńca". To podobny problem jak u rodzeństwa dzieci abortowanych. Niektóre dzieci z in vitro świadome tego, że aby mogły przyjść na świat, wiele innych zarodków zostało zabitych, przez całe życie zadają sobie pytanie "dlaczego to ja przeżyłem, a moi bracia i siostry zginęli?".
Warto zwrócić uwagę także na naruszenie wierności małżeńskiej, z którym mamy do czynienia, gdy na przykład kobieta jest zapładniana nasieniem obcego mężczyzny, a nie męża. Można to nazwać laboratoryjną zdradą. Nie możemy też skazywać dzieci na bycie wychowywanymi przez homoseksualistów, a zdarza się, że dzięki in vitro właśnie tak się dzieje.