W jednym z przedszkoli na warszawskim Ursynowie do niedawna pracowała nauczycielka, która… znęcała się psychicznie i fizycznie nad dziećmi. Teraz sprawą zajmuje się prokuratura, dyrektorka próbuje zachować twarz, a rodzice walczą o sprawiedliwe rozwiązanie.
Ponad 10 lat na stanowisku
Kobieta, posiadająca stopień nauczyciela mianowanego, pracująca w tej konkretnej placówce od 2002 roku miała używać przemocy werbalnej i fizycznej wobec dzieci w grupach przedszkolnych.
To rodzice, jako pierwsi zauważyli problem i zgłosili bezpośrednio dyrekcji. Maluchy miały bowiem coraz większe problemy przed wyjściem do przedszkola, pojawiły się u nich lęki, ale i objawy somatyczne w postaci wymiotów. W końcu dzieci zaczęły mówić, o tym co spotyka je w czasie dnia w przedszkolu. O sprawie poinformował serwis TVN24. Cytuje on fragmenty wypowiedzi rodziców:
"Córka stała się wycofana, wróciła do smoczka. Poniedziałkowe wyjścia do przedszkola poprzedzone były wymiotami”.
"Syn był przetrzymywany na leżakowaniu. Nie mógł wyjść do toalety w związku z tym zsikał się na leżak”.
Nauczycielka miała przyduszać dzieci, zakazywać korzystania z toalety, krzyczeć, szarpać. A to tylko kilka zachowań z długiej listy zarzutów rodziców.
(Nie)odpowiednie działania
Dyrektorką placówki jest Anna Zabielska. W jej przekonaniu potraktowała wydarzenia bardzo poważnie i od momentu pierwszego zgłoszenia, podjęła odpowiednie kroki. Nie wszyscy potwierdzają tę wersję wydarzeń. Wybrani rodzice zarzucają dyrektorce bierność i opieszałość w podejmowaniu kolejnych kroków. Są przekonani, że ich dzieci nie musiałyby znosić skandalicznego zachowania nauczycielki, gdyby działania w celu jej odsunięcia zostały podjęte wcześniej.
O tym, że niepokojące zachowania nauczycielki były zgłaszane wcześniej, mówią też inni pracownicy placówki. Twierdzą, że pierwsze sygnały pojawiły się już w 2015 roku i zostały wtedy absolutnie zignorowane przez dyrekcję.
Anna Zabielska wyjaśnia, że to ona w listopadzie 2016 roku zgłosiła sprawę policji, a wcześniej złożyła odpowiedni wniosek do komisji dyscyplinarnej. Sama, jak twierdzi, nie miała uprawnień do wymierzania sprawiedliwości ze swojego stanowiska. Podjęła również odpowiednie kroki, które miały zapewnić rodzicom i dzieciom wsparcie psychologiczne i intensywnie monitorowała przebieg wydarzeń.
Sprawa w toku
Obecnie nauczycielka przebywa na zwolnieniu. Nie ma z nią żadnego kontaktu, choć redakcja serwisu próbowała dotrzeć do zainteresowanej wszelkimi drogami. Nie prowadzi zajęć z dziećmi, ale nie zostały sformułowane wobec niej żadne konkretne zarzuty. Policja i prokuratura przesłuchuje kolejnych rodziców.
Sądząc po absurdach dotyczących takich spraw, słusznie jest wyrazić niepokój, że w niedługim czasie wróci do przedszkolnych sal.