Widzisz to i oczy przecierasz. Zamykasz, otwierasz – „Na pewno zaraz ktoś przerwie ten występ, musi!” – krzyczy twój głos wewnętrzny. Ale nie, mylisz się. Nikt nie zamierza tego robić, nikt nawet nie drgnie. Ba, wybuchną szczerym śmiechem, wyrażą wzruszenie, podziw i radość z pięknego widowiska.
Dzieci, niemowlęta przerzucane jak worek kartofli, gumowe lalki, fantomy, całkowicie zdane na łaskę swoich rodziców i tego, co z nimi robią. Wszystko oprawione w świąteczny obrazek, w tle jingle bells i oklaski widowni. – „To się dzieje naprawdę…” – uświadamiasz sobie i zaczynasz czuć się zdezorientowana. Czy aby na pewno wszystko dobrze pamiętasz ze szkoły rodzenia? Z tej licznej literatury, którą przerabiałaś będąc w ciąży, porad specjalistów? I wreszcie, czy zawodzi cię twój macierzyński instynkt?
A może wcale nie macierzyński, tylko zwyczajnie ludzki, sygnalizujący niebezpieczeństwo, bijący na alarm niczym gigantyczna, czerwona żarówka. „Dlaczego ona pali się tylko w mojej głowie?” – myślisz – „Tak po prostu nie wolno!”.
Zapewne taka będzie twoja reakcja na szokujący film, który od jakiegoś czasu krąży w sieci, a na nim: występ młodych mam i ich maluchów w ukraińskiej edycji programu Mam Talent. Uwaga, to nie są zwykłe tańce-przytulańce z bobaskami.
Dziecko – zabawka
Kaskaderskie, akrobatyczne popisy. Podrzucanie, ciąganie, wyginanie niemowląt. Wypytując znane nam mamy, żadna nie wyraziła się dobrze na temat owego występu, a większość była zdecydowanie przejęta – Nie mogę na to patrzeć, chce mi się płakać – mówiła Anna, mama 3-letniej Niny. Z perspektywy emocjonalnej, będąc odbiorcą telewizyjnego show, opinie większości przepytanych przez nas rodziców są niezwykle dalekie od zachwytów szanownego jury i publiczności. W tym przypadku zbiegają się z również ze zdaniem specjalistów.
– Przerażające zaprzeczenie definicji rodzicielstwa. Pozbawione śladu refleksji instrumentalne traktowanie własnego dziecka. Nie wiem, co bardziej poraża: bezmyślność dziewczyn w czerwonych czapeczkach (słowo „mam” nie przechodzi mi przez gardło), czy śmiech widowni. Jedno i drugie jest dramatem. Tego typu zabiegi mogą być niebezpieczne dla dziecka. Jeśli ktoś twierdzi, że dziecko się cieszy, albo to przygotuje je do życia i sprawi, że będzie dzielne i silne… proponuję by zapłacił siłaczom MMA i pozwolił przez godzinę poniewierać się w klatce – skomentował dla mama:Du, wyraźnie oburzony filmem, Paweł Zawitkowski, doświadczony fizjoterapeuta od lat pracujący z dziećmi, również tymi najmłodszymi.
Nie tylko ciało
Punktem wyjścia tego typu "zabaw" z dziećmi jest baby-joga. To na jej podstawie opracowuje się "wirtuozerskie" pokazy z udziałem dzieci. – To zarzucony (mam nadzieję) rytuał, rodzaj testu na zdrowie i wytrzymałości noworodków i niemowląt wśród afrykańskich plemion – czytaj przydatność dla społeczności plemiennej i sprawdzian, czy dziecko nie będzie dla niej ciężarem, czy nada się jako silny i sprawny jej członek – wyjaśnia Zawitkowski.
Owe testy robiło się po to, by wyeliminować ze społeczności jednostki słabe i mniej sprawne. Natomiast te wyjątkowo silne i cieszące się dobrym zdrowiem należało odpowiednio przygotować do ciężaru codziennej, bezlitosnej walki o byt – selekcja naturalna.
– Z punktu widzenia potrzeb rozwojowych dziecka oraz wszelkich pojęć związanych z wychowywaniem dziecka, jak: człowiek, szacunek, bliskość, rodzicielstwo, opieka, rozwój, bezpieczeństwo i wielu innych…, tego typu miąchanie własnym, czy jakimkolwiek dzieckiem jest barbarzyństwem nie do opisania. Fakt, że stało się to elementem pokazu oklaskiwanym przez rzeszę widzów, jest poniżające. – komentuje występ Zawitkowski i nie ukrywa, że nagranie z maluszkami, „zmuszonymi” do udziału w występie przez własne mamy, jest bulwersujące i jego samego wyprowadziło nieco z równowagi. – To, co wyczynia się z tymi dzieciakami jest po prostu nieludzkie. To zagrożenie dla psychiki i ciała dziecka, nie mówiąc już o ryzyku dla układu nerwowego, w szczególności mózgu.
Efekt "wow"
Historia ukraińskim mam z niemowlętami nie jest jedyna. Całkiem niedawno podobny występ można było obejrzeć w polskiej edycji popularnego formatu. Tutaj na scenie pojawił się tata wraz z 4-letnią córką. Ich wspólne ewolucje zapierały dech publiczności. Wśród jury pojawiła się lekka niepewność, lęk, jednak już po chwili rozsądek przegrywa z zasadami show. Tu liczy efekt „wow”.
Dorośli nawet ci pozbawieni wyobraźni, mają wolną wolę i powiedzmy, jako taką zdolność oceny ryzyka i potencjalnego niebezpieczeństwa dotyczącego własnego zdrowia, ciała. W przypadku tej 4-latki, jej ciało od wczesnego dzieciństwa było narażone na poważne, trwałe uszkodzenia. – Jakie możliwości podejmowania świadomej zgody na tego typu ekscesy ma taka dziewczyna? Żadne. – komentuje Zawitkowski i dodaje – Niedojrzałość konstrukcji kostno-mięśniowo-stawowej u dzieci to jedno, ale w mojej pracy z dziećmi i ich rodzicami, codzienność bezlitośnie przypomina mi (i im) co jest ważne, a co jest głupie, dzikie i nieludzkie.
Reklama.
Paweł Zawitkowski
Z całym szacunkiem dla jury programu, nie mieści mi się w głowie dlaczego nikt z szacownej trójki nie przerwał pokazu po pierwszej figurze. Ciało dziecka jest niezwykle wytrzymałe, ale ma też swoje granice. Aparat kostno-stawowo-mięśniowy czteroletniego dziecka nie jest kompletnie do tego typu ewolucji przygotowany. Można go wyćwiczyć, bo takie dziecko jest niesłychanie gibkie, ale efektem takiego ćwiczenia są głównie nienaturalne przeciążenia. Fakt, że dziecko może, a na dodatek przeżyje, nie jest dowodem, że tak należy robić. Podobnie, jak fakt że można kupić alkohol, nie jest powodem, by pić go od rana do wieczora bez opamiętania. Dla mnie to to samo.