Czy pamiętacie „Od przedszkola do Opola”? Ja, chyba jak każdy dzieciak, byłam jego wierną fanką. Zasiadałam przed telewizorem i mocno trzymałam kciuki za swoich faworytów w duchu przeklinając, że słoń nadepnął mi na ucho.
Kiedy program zadebiutował na antenie miałam dopiero 7 lat. Rezolutne dzieci w wieku przedszkolnym śpiewające największe hity największych polskich wykonawców, a także (a może przede wszystkim) żarty i trafne pytania prowadzącego Michała Juszczakiewicza, sprawiały, że ten program chciało się oglądać.
I oglądałam
Może nie przez 12 lat (bo tak długo program utrzymał się na antenie), ale przez pierwsze lata jego największej świetności, na pewno tak. Czy widziałam w tym coś złego? Czy zapaliła mi się ostrzegawcza czerwona lampka? Czy choć raz zastanowiłam się, jakie emocje towarzyszą dzieciom, którym nie udało się stanąć na podium? Nie. Dlaczego? Bo byłam dzieckiem, a dzieci widzą mniej i mniej też rozumieją.
Poza tym, każdy otrzymywał upominek. Jedni większy, drudzy mniejszy, ale zawsze. O to przecież chodzi, prawda? Spisałeś się świetnie, doceniamy cię i dlatego otrzymujesz nagrodę. Miejsce na podium? Sorry, nie. Byli przecież lepsi, trzeba się z tym pogodzić, takie jest życie.
Dziś po „Od przedszkola do Opola” nie ma już śladu i niewielu o nim pamięta
Jego miejsce zajęły nowe, realizowane z większą pompą, mające większą scenę i chwalące się barwniejszą scenografią, programy. Programy, w których dzieci prezentują swoje talenty. Oceniają ich znani z pierwszych stron kolorowej prasy celebryci/aktorzy/wokaliści, a od ich „ochów” i „achów” wygłaszanych z fotelów jurorskich aż bolą uszy.
Tak, zgadzam się. W tych programach to dzieci grają pierwsze skrzypce i to na nich skierowane są światła jupiterów. Świetna zabawa, niesamowita przygoda, możliwość rozwoju – przekonują producenci tego typu programów. Stres? Trema? Eeee, spokojnie! Dzieci są bezpieczne, dobrze przygotowane...gdzieś tam przecież za sceną czuwa psycholog, który wysłucha, przytuli, wytłumaczy i pomoże. A poza tym...te emocje! To przecież o nie zawsze chodzi. Im większe emocje, tym więcej punktów/smsów/likeów. Bo czy naprawdę liczy się talent? Daj spokój, wystarczy, że masz dobrą historię, tzw. „wyciskacz łez” i szybko pniesz się w górę. To proste.
„To świetna przygoda”, „Niesamowite doświadczenie”, „To wielka szansa dla mojej utalentowanej córki” - przekonują rodzice, których dzieci łapią za mikrofon i prezentują swoje wdzięki na szklanym ekranie. Trudno się nie zgodzić, bo nie każdy ma szansę na taką „przygodę”. Nie każdy ma szansę wystąpić w telewizji. Nie każdy ma szansę usłyszeć od „ekspertów”, jaka świetlana przyszłość na niego czeka. A czy nie tego właśnie pragną dzieci?
Patrzę na te śpiewające, recytujące, tańczące, gotujące dzieciaki i... nie mogę doczekać się przerwy na reklamy, a najlepiej – końca tej farsy. Wstydziłam się, naprawdę wstydziłam się, że choć przez chwilę brałam w niej udział.
Zaciemnione światła, oklaski na zachętę, uśmiechnięci jurorzy i przejęci na widowni rodzice. I w końcu, gwiazda wieczoru. Uśmiechnięty i pewny siebie kilkulatek, który wie już doskonale, który profil lepiej prezentuje się w telewizji. Wyuczone ruchy, mimika, gesty – dziecko zaprogramowane na sukces. „Byłeś najlepszy!”, „Świetnie się spisałeś!” - zachwycają się po występie rodzice. Pełni nadziei i chyba nawet pewni sukcesu, oczekują na werdykt. Oj, nie udało się. Ktoś był lepszy, ktoś lepiej się „sprzedał”. Co teraz? Teraz właśnie widzimy na scenie prawdziwe dziecko, z całym wachlarzem jego emocji. Nie ukrywa już zdenerwowania, rozczarowania, nie kryje już swoich łez. Chciałby uciec, ale nie może, bo zaraz będzie musiał powiedzieć do kamery, że to tylko zabawa, że nic się nie stało, i że ten program to była świetna przygoda.
Dopiero później, w swoim domu, w swoim pokoju, w swoim łóżku będzie mógł sobie trochę popłakać. A następny dzień? Jak poradzić sobie z docinkami rówieśników śmiejącymi się za plecami, że odpadłeś? Ty rodzicu dałbyś radę, prawda? Jesteś przecież dorosły. Zaciskasz zęby i idziesz dalej. A twój kilkulatek? Twój kilkulatek jeszcze tego nie potrafi.
„Nie zmuszam jej, ona sama chce” - to już kolejny argument rodziców pchających dzieci w świat reflektorów. Oczywiście, że chce! Jest przecież dzieckiem. Uwielbia być w centrum zainteresowania, uwielbia być doceniane i chwalone, uwielbia występować przed kamerą! Ale czy jesteś pewny, że za X lat nie zapyta: „Dlaczego mi na to pozwoliłeś?” Czy jesteś pewny, że kilkulatek bierze pod uwagę wszystkie za i wszystkie przeciw? Czy jesteś pewny, że potrafi podjąć świadomą decyzję? I w końcu, czy jesteś pewny, że udźwignie tak wielką dawkę emocji? Od radości, przez euforię, po smutek, rozczarowanie i złość? Wiem, nie jesteś.
Gdzieś tam w głębi duszy dobrze wiesz, że zamiast walczyć ze smutkiem i złością powinno rysować kredkami i bawić się z rówieśnikami. Tymczasem musi sobie poradzić z całą masą emocji i wrażeniem, że jego świat właśnie rozsypał się na drobne kawałki. Tłumaczysz, że to tylko zabawa, że nie powinno przejmować się przegraną. A wiesz, co myśli twoje dziecko? Że jest gorsze i że nie zasługuje na to, aby brać udział w tej „zabawie”.
I jeszcze słów kilka o rywalizacji
Ja powiem ci, że twoje dziecko jest za młode, aby brać w niej udział, ty mi powiesz, że przecież przed rywalizacją nie ucieknie i lepiej się do niej przygotować jak najwcześniej. Nie mogę się nie zgodzić, bo rywalizacja to nieodłączny element życia. Ale czy właśnie tak kilkulatek powinien poznawać jej smak? W programie, w którym udział ma być przede wszystkim dobrą zabawą, a z zabawą ma niewiele wspólnego? Chyba lepiej, aby rywalizacji uczyło się siedząc w szkolnej ławce.
Wiesz, że zabawa kojarzy się wyłącznie z pozytywnymi emocjami? Ma być przecież fajnie, spontanicznie i kolorowo. Nikt nikogo nie ocenia, wszyscy są równi. W programach typu talent show dzieci oceniane są na każdym kroku. Ich talent, ich wygląd i to, jak potrafią zainteresować sobą jurorów i widzów. W każdym odcinku muszą ze sobą rywalizować, muszą walczyć o to, aby „sprzedać” się lepiej niż Zosia, Antek, czy Krysia. Tylko wtedy będą mogli dalej uczestniczyć w tej „zabawie”.
Drogi Rodzicu, dlaczego sprzedajesz swoje dziecko? Pewnie trzymasz je za rękę i prowadzisz na kolejny już casting, bo ono tego chce, a przynajmniej tak właśnie mówi. Ty też przecież tego chcesz, prawda? Jest przecież takie zdolne, takie piękne, takie cudowne. Musisz szlifować jego talent, tak właśnie trzeba. Śmiało, ale rób to mądrze. Program talent show może zniszczyć twoje dziecko i na zawsze zakorzenić w nim myśl, że o wszystko trzeba w życiu walczyć. A dobra zabawa? To może kiedy indziej.
Dziś na szklanym ekranie brakuje mi tych niewinnych, zawstydzonych, nieśmiałych dzieci, które swoją skromnością i wdziękiem zachwycały widzów programu"Od przedszkola do Opola". Zamiast nich widzę dzieci często bezczelne i zbyt śmiałe, które po wielu treningach doskonale wiedzą co w danej sytuacji powiedzieć, jak zareagować. Gdzie miejsce na dziecięcą beztroskę? Sorry, to chyba nie te czasy.