O Pianotworach pisałyśmy już dużo, ale miałam poczucie, że nie wszystko zostało powiedziane. Produkt z całą pewnością jest niebezpieczny, ale co właściwie generuje takie zagrożenie? Odpowiedzi na pytanie szukałam w składzie, który skonsultowałyśmy z inżynierem chemii. Po szczegółowej analizie nie mieliśmy wątpliwości.
Składnikiem, który nie powinien być wykorzystywany w kosmetykach przeznaczonych dla dzieci jest SLS, czyli Sodium Laureth Sulfate. Z płynów do odtłuszczania silników, trafił wprost do wanien kilkuletnich maluchów.
Czym jest SLS i SLES?
Laurylosiarczan sodu (SLS) jest przemysłowym środkiem odtłuszczającym, stosuje się go w produkcji m.in. środków do pielęgnacji karoserii samochodowych, środków do mycia powierzchni różnego rodzaju, czy płynów do odtłuszczania silników mechanicznych.
Powszechnie wykorzystywany również w produkcji produktów pielęgnacyjnych i kosmetyków. Substancja ma bardzo dobre właściwości myjące i pianotwórcze. Jednocześnie, według przeprowadzanych badań, środek wpływa na osłabienie bariery ochronnej organizmu, prowadzi do osłabienia wzroku, może powodować podrażnienie skóry.
SLS jest określany jako jeden z najbardziej niebezpiecznych składników, wykorzystywanych w produkcji kosmetyków. Badania na University Medical College of Georgia wykazały wprost, że SLS i SLES, czyli jego pochodna, po wniknięciu do organizmu, odkładają się w tkankach. Po dostaniu się do oczu dzieci mogą powodować ich ostre podrażnienie, a u osób dorosłych, nawet rozwój zaćmy! A to nie wszystko…
Nie powinien być stosowany u kobiet w ciąży
Kolejnym składnikiem, który ma działanie drażniące jest Propylene Glycol. Glikol propylenowy, w razie dostania się do oczu, powoduje zapalenie gałki ocznej i spojówek. A także Cocamide DEA, czyli detergent, który działa drażniąco na błony śluzowe i skórę w szczególnie wrażliwych miejscach. Wywołuje pokrzywkę i świąd. Nie powinien być stosowany przez kobietyw ciąży i karmiące piersią. I nie powinien byś wykorzystany w kosmetykach, szczególnie tych dla dzieci.
"Produkt testowany dermatologicznie"
Nie mamy żadnych wątpliwości, że coś jest nie tak. Nie rozumiemy jak produkt, który w swoim składzie ma aż trzy substancje wykazujące właściwości drażniące trafił na półki z kosmetykami dla dzieci. Kiedy jedna z korespondujących z nami mam, zadała producentowi pytanie o testy dermatologiczne, usłyszała, że takie się owszem odbyły. Zostały przeprowadzone na dwudziestoosobowej grupie, w tym kilku dorosłych. Komentarz wydaję się zbędny.