"Do Minister Edukacji Anny Zalewskiej, gimnazja to nie jest patologia!" – apel od naszej blogującej czytelniczki
Ewa Jabłońska
07 września 2016, 13:23·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 07 września 2016, 13:23
Reklama.
Od dwóch miesięcy zbieram myśli, emocje, refleksje… by coś Pani powiedzieć. Długo nie mogłam ich zebrać, towarzyszy mi poczucie chaosu, niedowierzania, zdziwienia i smutku.
Mój głos nie ma dla Pani znaczenia, więc po co w ogóle się odzywać? Już się poddałam, zrezygnowałam, zaczęłam odpuszczać i układać sobie w głowie, że tak widocznie musi być, że wszystko ma swój początek i kres… to co złe i to co dobre.
2 września coś się jednak wydarzyło…
Od sześciu lat pracuję w pewnym gimnazjum. W piątek po odbyciu lekcji weszłam do biblioteki, by pomóc przy oklejaniu numerami, pieczętowaniu, podpisywaniu i wprowadzaniu do systemu rządowych podręczników dla naszych tegorocznych drugoklasistów. Patrzyłam na uginające się stoły i pochylone nad pracą koleżanki. W sali obok półki dźwigają komplety podręczników dla pierwszaków, które w ubiegłym roku równie pieczołowicie przygotowywały do roku szkolnego te same osoby. Ręce te same, podręczniki jakby te same, nawet biblioteka się nie zmieniła, ale to jest inny rok szkolny, inny niż wszystkie do tej pory.
Pracujemy w ciszy, jakby każdy z nas w sercu przygotowywał się na odejście bliskiej osoby. Tak samo starannie zapisujemy numery obok pieczątki, ale wiemy, że te podręczniki po tym roku szkolnym już nikomu do niczego się nie przydadzą. Czy dlatego mamy pracować gorzej? Dlatego, że to ostatni raz? Nie.
Wśród pracujących koleżanek zauważam młodego chłopca, przyglądam się i dopiero do mnie dociera, że to nasz absolwent. Opuścił gimnazjum dwa lata temu. Nie był prymusem, nie miał wzorowego zachowania, nie zawsze chciał być tam, gdzie musiał być. Myślę ze zdziwieniem- co on tu robi? Pracuje, w ciszy, ramię w ramię z byłym wychowawcą, pedagogiem, bibliotekarzem i nauczycielami. Przyszedł pomóc, odwiedzić stare mury i pobyć z nami. Tak zwyczajnie.
Nie wiem, jakie Pani ma wspomnienia ze szkoły Pani Minister i nie wiem, na jakich pedagogów Pani trafiła, ale chcę, by wiedziała Pani, że są w Polsce wspaniałe gimnazja. Takie, do których uczniowie wracają, bo chcą. Z niedowierzaniem słuchają, że te miejsca mogą zniknąć. Takie, które dają korzenie, dobre korzenie na dalsze życie. Gimnazja to nie patologia, zło, demoralizacja… takie zjawiska zdarzają się w każdym typie szkoły. Dobre gimnazja to kawał pracy i życia ludzi, którzy je przez lata tworzyli.
Pani Minister, proszę ostrożnie dobierać słowa, mówiąc publicznie o szkołach, które jeszcze istnieją. Jak mają się czuć nasi obecni uczniowie i ich rodzice, słysząc, że gimnazja to szkoły, które zamiast wyrównywać szanse edukacyjne, tylko je pogłębiały? Jak mają się czuć, słysząc, że były pomyłką, chybionym pomysłem?
Zgodnie z Pani projektem, w liceum znajdą się dwa równoległe roczniki- czy Ci po gimnazjum będą gorsi? Gorzej wykształceni, źle przygotowani?
Ja sobie poradzę, otworzę nowy rozdział zawodowego życia, bo nie wierzę w Pani zapewnienia o tym, że zabezpieczy Pani nauczycieli, nie wierzę w kotwice, przeniesienia automatyczne do szkół podstawowych itp. Niech mi Pani wybaczy, ale trudno wierzyć osobie, która wywraca do góry nogami system, który działał i wmawia wszystkim, że jest inaczej. Ja wiem, że działał, bo od lat jestem jego częścią. Świetne wyniki, udany start w dorosłość, ale przede wszystkim relacje, więzi, poczucie tożsamości.
Patrzę na naszych absolwentów i uśmiecham się w duszy, bo wiem, że do złych rodziców się nie wraca.
W tym roku te odwiedziny są inne. To takie jakby pożegnania. Taka smutna świadomość, że odchodzi ktoś bliski.
Tak sobie czasem myślę, co będzie symbolicznym kwiatkiem, który Pani złoży podczas ostatniego pożegnania?
Zobaczymy…
Ps. Ten list nie jest kolejną prośbą ani groźbą przeciwko likwidacji gimnazjów. To tylko moje ciche wołanie o godność. Osoba na Pani stanowisku musi brać pełną odpowiedzialność za każde słowo. Obrażanie kogoś, kto jeszcze żyje, nie przystoi.