Jestem wyrodną matką, a przynajmniej „bardzo nieodpowiedzialną” –usłyszałam od znajomej, kiedy opowiedziałam jej nasze ostatnie wakacje. Dlaczego? Bo puściłam trzylatka z kolegami na podwórku. Brzmi groźnie, prawda? Sama umierałam ze strachu, pomimo, że dziadkowie mieszkają na parterze, balkon niemalże wchodzi w plac zabaw, a mój syn dłubał w piasku ze stadem chłopców i dziewczynek, w większości dużo starszych. Niby więc, fizycznie, był tam bez nadzoru rodziców, ale z matką inwigilującą, przez okno, każdy jego ruch.
Po jakimś czasie spytał się, czy może iść z kolegami do sklepu po…loda. Blisko, bez żadnej jezdni do przejścia, no i w grupie. No i poszedł. Wrócił dumny, szczęśliwy - „Mamusiu, sam zapłaciłem!”. Nie miał tylko pojęcia, że kilka metrów za nim kroczył jego tata. Ot, takie nasze małe oszustwo. Trzylatek z towarzystwem w drodze na zakupy? Na wsi pewnie i by to przeszło, ale w mieście? Uznaliśmy to za nieco ryzykowne.
Powszechnie uznaje się, że dziecko może być bez opieki dorosłego na podwórku dopiero gdy skończy 7 rok życia, jednak prawo jednoznacznie tego nie stwierdza. Na gruncie polskiego prawa kodeksu wykroczeń często pojawia się określenie małoletniego do 7 roku życia, a nieletniego, w prawie karnym, do ukończenia 17 roku życia.
Artykuł 106. Kodeksu wykroczeń mówi: ”Kto, mając obowiązek opieki lub nadzoru nad małoletnim do lat 7 albo nad inną osobą niezdolną rozpoznać lub obronić się przed niebezpieczeństwem, dopuszcza do jej przebywania w okolicznościach niebezpiecznych dla zdrowia człowieka, podlega karze grzywny albo karze nagany”. Oznacza to wystąpienie takich okoliczności, które według obiektywnych kryteriów stanowią bezpośrednie, realne zagrożenie dla życia i zdrowia, np. Pozwolenie dziecku na zabawę na cienkim lodzie.
To, kiedy dziecko może przebywać na pobliskim placu zabaw jest wyłącznie decyzją rodziców, ich instynktu. To, co niebezpieczne dla życia i zdrowia dziecka jest indywidualną oceną każdego z nas.
Czy to dobrze? Jedni powiedzą, że każde dziecko jest inne i jeden może biegać po osiedlu w wieku 5 lat, a inny w wieku 7 wydaje się mało rozgarnięty. Ale są też tacy, którzy uznają, że prawo powinno się zmienić i konkretnie określić zasady, jak np. Ma to miejsce w stanie Maryland, gdzie dziecko poniżej 8 roku życia, może przebywać na placu zabaw bez osoby dorosłej, tylko wtedy, gdy jest pod opieką nastolatka powyżej 13 roku życia.
Wielu rodziców, a zwłaszcza nieco nadopiekuńczych mam, boryka się z pytaniem: „Kiedy nadchodzi TEN właściwy moment, by wypuścić swą latorośl bez nadzoru?”
Prócz wieku dziecka i podejścia rodzica ważne są „okoliczności przyrody”. Czy mieszkamy w kamienicy w centrum wielkiego miasta, gdzie pod oknami nic, tylko wąski chodnik i ulica, czy na osiedlu strzeżonym, a może w wieżowcu na 15 piętrze, albo w domku z ogrodem – tutaj i półtoraroczny maluch może dreptać po własnym trawniku, bez rodzica przy boku. Ale wielu rodziców myśli też o zagrożeniu ze strony „obcych”.
Trzeba kierować się rozsądkiem i tyle. Przy konsultacji z partnerem, dziadkami, znajomymi, doświadczonymi rodzicami, może nam to pomóc oswoić się z, często nadmiernymi, obawami.
Wszystkie te zabiegi, których się podjęliśmy jako rodzice, pomimo lęków i oporów, pomimo strachu przed „złym światem zewnętrznym” - okazały się strzałem w dziesiątkę. To był ogromny krok w nauce samodzielności i odpowiedzialności naszego dziecka, a dla mnie? To „krok milowy”! Zaczęłam oswajać się z tą myślą, że niebawem moje dziecko zniknie za rogiem bloku i będzie miało do tego prawo - być poza zasięgiem mojego wzroku, mieć swoje sprawy, własne przygody. Ryzyko jest wpisane w życie każdego dnia i istnieje niezależnie od tego, czy dziecko jest przy nodze rodzica, czy 100, czy 500 metrów dalej.
„Moja 6,5 letnia córka domaga się aby wypuszczać ją samą na podwórko. U nas na podwórku nie ma żadnych dzieci oprócz niej, a żeby iść na podwórko na przeciwko trzeba przejść mało ruchliwą ulicę jednokierunkową. Cały czas mam w głowie to, iż jest jeszcze za mała aby samodzielnie wychodzić na plac. Mój mąż twierdzi że nie mogę wiecznie trzymać jej pod kloszem, bo w ten sposób nigdy się nie usamodzielni. Mamy też bliziutko sklep (…) mąż mówi mi, abym powoli zaczęła wysyłać ją do sklepu po jakieś drobne rzeczy(…). Wiem, że niedługo pójdzie do szkoły i też wiecznie jej nie będę odprowadzać, tylko jak przestać być tak nadopiekuńczą? Nie wiem czy dobrze robię, czy źle. Wydaje mi się, że z jednej strony robię z niej kalekę, na nic jej nie pozwalam tam, gdzie wyczuwam choć małe niebezpieczeństwo... ale to nie uczy jej, uczyć się na błędach”.
Malwina
komentarz z dzieciowo.pl
„Źródło strachu jest to samo, co u większości z nas – mamy o wiele większą świadomość zagrożeń niż nasi rodzice, a świadomość ta karmiona jest obficie informacjami medialnymi, które różne telewizornie nam fundują. To nie jest tak, że przestępstw jest więcej, bo nie jest, statystycznie przestępczość nawet spada. Sęk w tym, że dowiadujemy się o znacznie większej ilości tragicznych wydarzeń, niż miało to miejsce 30 lat temu. Dlatego kiedyś pięciolatek na placu zabaw był zjawiskiem powszechnym, dzisiaj już tak nie jest. Abstrahując od wszystkiego, co powyżej, na jedno warto zwrócić uwagę: najwięcej przestępstw seksualnych dotyka dzieci ze strony osób im dobrze znanych. Smutne, ale prawdziwe.(…) Atak przez „przypadkowego” pedofila to marginalne przypadki.”