Reklama.
Kiedy byłam jeszcze na studiach udało mi się wynająć trzypokojowe mieszkanie ze znajomymi z rodzinnego miasta. Okazało się jednak, że to świetne miejsce do nauki i namiastka domu, jednak życie studenckie toczy się zupełnie gdzieś indziej. Dokładnie tak – w akademiku!
Może zainteresować cię także: Czy Polska ich rozczarowała? Jak mówią - nie zaskoczyła, a to wystarczający powód, żeby znów uciec
”O tym, że początek mojego życia spędziłam w akademiku, wiedziałam od dawna, rodzice nie byli jednak chętni, żeby opowiadać zbyt dużo anegdot z tego czasu. Wszystko zmieniło się, kiedy już jako nastolatka, znalazłam się na weselu brata mojej mamy, który studiował w tym samym mieście co moi rodzice. Goście weselni zaczęli witać mnie słowami: "Ola! Jaka ty już jesteś duża! Marta i Tomek zostawiali nam ciebie, kiedy wychodzili na imprezy!". Nagle okazało się, że posiadanie małego dziecka wcale nie utrudniło moim rodzicom w prowadzeniu studenckiego życia, a ja miałam w tym czasie dużą rodzinę, składającą się z akademikowych cioć i wujków. Cieszę się, że tak dobrze sobie radzili!
”Przyznano mi stypendium socjalne i IOS. Dostaliśmy z moim narzeczonym również wspólny pokój w akademiku. Żyło nam się fajnie, na naszym piętrze były jeszcze 3 małżeństwa z dziećmi i dwie samotne mamy. Od dwóch miesięcy mieszkamy w wynajmowanej kawalerce. Problem zawsze występował jednak na zupełnie innej płaszczyźnie. Uczelnianej. Od początku czułam obawę, miałam pewna blokadę, że bycie studentką matką łączy się z wieloma stereotypami. Niektóre niestety potwierdziły się.
Osobiście nie chciałam mówić wszystkim wykładowcom że mam małe dziecko, dlatego musiałam chodzić na wszystkie zajęcia. Z tymi, którym mówiłam że nie wiem czy będę mogła mieć tę np. 80% frekwencję, bywało różnie. Kilka razy usłyszała, że to jest tylko i wyłącznie moja sprawa, że sobie – uwaga - zrobiłam dziecko. Nie ukrywam że było mi przykro. Może gdyby było nas rodziców na studiach więcej, to nie musielibyśmy się tym przejmować. Gdybyśmy się z rodzicielstwem nie musieli chować po kątach. Na szczęście zaraz kończę studia i zaczniemy normalne, prawdziwe rodzinne życie.”
”Nasi znajomi najczęściej się dziwią i zastanawiają, czy panują tu odpowiednie warunki. W naszym akademiku nie ma głośnych imprez, wszyscy wiedzą, że są tu dzieciaki. Poza tym w pokojach są grube ściany i drzwi. Dla mnie najważniejsze jest to, że wokół mam samych fajnych ludzi.
Oczywiście, że nie jest łatwo, ale Mała ma mnóstwo cioć i wujków, którzy chętnie od czasu do czasu się nią zajmują. Uczę się najczęściej, gdy córeczka już śpi. Czasem jednak nie ma kto z nią zostać i dwa razy zdarzyło mi się, że podczas egzaminu ustnego mała siedziała (miałam szczęście, bo w obu przypadkach zasnęła) w wózku, obok biurka wykładowcy. To dodatkowy stres podczas egzaminu!”
”Mieszkam w akademiku od początku studiów, od dwóch lat z synkiem, którego wychowuję sama. Nie ukrywam, że nie jest to najdogodniejsze rozwiązanie. Niestety nie stać mnie na inną możliwość. Akademik jest stary i nie jest przystosowany dla nas rodziców. Co prawda jest czysto, schludnie i nie można narzekać na starania władz uczelni, jednak klatki schodowe są wąskie, co utrudnia poruszanie się z wózkiem. Wspólne, koedukacyjne łazienki są na korytarzu. Hałas też bywa przeszkodą. Wiem jednak, że najtrudniejszy okres mam już za sobą i że do końca życia będę wdzięczna moim koleżankom i kolegom, na których pomoc zawsze mogłam liczyć. Niebawem kończę studia i zobaczymy, co będzie dalej.”
”Myślę, że czasy się zmieniły i akademiki tez. Kiedyś były to słabe warunki ,ale rzesze kolegów i koleżanek dookoła, czyli całkiem korzystna socjalizacja dla dziecka. W dzisiejszych czasach ludzie nawet w akademikach już nie maja takiej wspólnotowości i często jest tak, że wychowywanie dziecka w akademiku to jak wychowywanie dziecka w bloku mieszkalnym.
Ale jeśli jednak udaje się komuś żyć typowo akademicko, to wychowywanie dziecka w takich warunkach może być czymś bardzo dobrze wpływającym właśnie na socjalizację - pod warunkiem, że rodzice potrafią stawiać granice i w sytuacji gdy ktoś je narusza (np. głośno imprezując dzień w dzień) interweniować. Jeżeli mimo młodego wieku studenci potrafią w dojrzały sposób podchodzić do wychowywania to dadzą sobie radę, jeśli nie- to mogą ulec pokusom, podchodzić bardziej infantylnie (akademik często uruchamia w nas tryb bycia wiecznie na koloniach) i summa summarum zaburzyć relacje z dzieckiem.”