
„Ale fajnie, czas, kiedy dziecko jest niemowlakiem jest taki piękny, tęsknimy za tym i zazdrościmy wam” – powiedzieli mi w swoim czasie znajomi, rodzice nastoletnich już dzieci. Moje dziecko miało wtedy trzy miesiące. Ja od trzech miesięcy nie przespałam ani jednej nocy i ledwo trzymałam się na nogach ze zmęczenia. „Ale spaliście? Do waszych dzieci nie trzeba było wstawać w nocy?” – drążyłam temat. „A chyba tak, czasem wstawaliśmy” – padła odpowiedź. Założę się, że to „czasem” miało miejsce jakieś kilka razy w ciągu każdej nocy.
Może zainteresować cię także: Niemowlę z kolczykami w uszach? Niepotrzebne cierpienie dzieci, fanaberia matek i zagrożenie zdrowia
Lukę w kwestii opowiadania o macierzyństwie bez pominięcia najtrudniejszych chwil postanowiła wypełnić Joanna Woźniczko-Czeczott swoją książką „Macierzyństwo non-fiction. Relacja z przewrotu domowego”. Zamiast pisać o wszystkich pięknych chwilach z jej córką (których jej zapewne nie brakowało), przedstawiła tylko trudne momenty.
„Dziecko to same trudne okresy. Skończy się jeden, zaczyna drugi. Po horrorze połogu – horror niespania. Po trudach ząbkowania – gehenna urazówki pierwszych kroków. Po ogołoceniu mieszkania, gdy dziecko staje się mobilne – rozniesienie mieszkania, gdy wchodzi w okres gejzeru energetycznego. Po buncie dwulatka – bunt trzylatka. I tak aż do emerytury.”