Jestem mamą i bardzo ważne dla mnie jest to, by moje dziecko odżywiało się zdrowo. Zależy mi, by moja córka chętnie sięgała po warzywa i owoce, poznawała nowe smaki i czerpała radość z jedzenia zdrowych posiłków. Czy czytając to wyobrażacie sobie uśmiechniętą mamę siekającą szparagi w perfekcyjnie wysprzątanej kuchni ze słodkim maluszkiem u boku? To teraz wróćmy do rzeczywistości.
Ma być smacznie i zdrowo
Muszę przyznać: mam poczucie dobrze wykonanego zadania gdy widzę jak moje dziecko z apetytem zajada białą rybę ze szpinakiem (bez grama soli). Lubi brokuły, awokado, pomidory, ogórki. Od samego początku zasiada do posiłków z resztą rodziny. To nasz wspólny czas, chwila spokoju w ciągu wypełnionego obowiązkami dnia.
Jeśli jednak chcemy uniknąć w naszej kuchni niekoniecznie zdrowych gotowców, to nasze zdrowe posiłki same się nie zrobią. Ktoś je musi przygotować, zapewne któryś z rodziców, z ciekawskim maluchem u nogi. Gdy nasza córeczka była niemowlakiem dostała własną szufladę w kuchni, w której czekały na nią zabawki i kilka bezpiecznych sprzętów kuchennych (jak plastikowe pojemniki na żywność). Ale była zabawa! Rodzic gotuje, a dziecko eksploruje zawartość szuflady (zawartość od czasu do czasu była wymieniana, żeby córeczka się nie znudziła). Tylko dostęp do pozostałych szuflad był utrudniony: by do nich nie sięgnęły małe śliczne rączki, odkręciliśmy gałki. Nie było to wygodne, ale my umieliśmy je otworzyć, dziecko nie. Do czasu.
Wiecie, że jak szuflady bez gałek od dołu podważy się paluszkami, to się otwierają? Pewnie tak, niestety moje dziecko też szybko posiadło tę wiedzę. Oczywiście nie trzymamy w nich zabawek tylko sztućce, korkociąg, otwieracz do butelek, mnóstwo idealnych do połknięcia drobiazgów i inne rzeczy, którymi roczne dziecko może zrobić sobie krzywdę na wiele różnych sposobów.
Wszechobecne małe śliczne rączki
A zatem gotowanie z dzieckiem u boku przysparza nieco kłopotów, ale ma też plusy. Córeczka naprawdę interesuje się tym, jak rodzic przyrządza jedzenie. No to chodź, Skarbie na rączki, zobacz, jak mamusia przygotuje dla Ciebie jabłuszko. A Skarb łap za obieraczkę do warzyw i w nogi! Prośba o oddanie, próba zamiany na zabaweczkę – wszystko bez skutku. Pozwolenie na zabawę ostrym przyrządem nie wchodzi w grę. Po kilku minutach negocjacji następuje odebranie dziecku obieraczki zakończone efektownym płaczem i kopaniem. Jest płacz – jest przytulenie i próba wytłumaczenia co się dzieje. A cebulka, która miała tylko lekko się zeszklić dawno się przypaliła…
Kolejna umiejętność, jaką posiadło moje rezolutne dziecko to otwieranie lodówki i zamrażarki. Trudno, by nie posiadło, skoro poradziło sobie nawet z szufladami bez gałek. I zaczyna się zabawa: szklana butelka z syropem klonowym już jest w małych ślicznych rączkach. Następne w kolejności Tabasco. Potem ryba wyjęta z zamrażalnika… Ufff, po dłuższej chwili lodówka jej się zudziła.
To czym tu się jeszcze pobawić? Ale fajne są te kurki od kuchenki elektrycznej! Można nimi kręcić, czasem nawet zapala się światełko! Tłumaczymy, że nie wolno, że to jest fe. Że mamusia i tatuś są smutni jak dziecko bawi się kurkami. W końcu udaje się przekonać dziecko, że ta zabawa wcale nie jest fajna.
Dziecko też "gotuje"
Tylko jakie dać jej zajęcie? Skoro ma poznawać owoce i warzywa to proszę bardzo. Masz tu dziecko starannie umytą pomarańczę, paprykę, bakłażana. Dotykaj, poznawaj różne faktury i kolory, nie tylko smaki. A o tym, że z pomarańczy można zrobić świetną piłkę też wiedzieliście? Poobijany owoc w końcu pękł, cała podłoga w salonie pokryła się lepką warstwą zaschniętego soku. Piętnaście minut wspaniałej zabawy i trzydzieści sprzątania to raczej kiepski bilans.
Ale od czego są zabawki? Sprawiliśmy córeczce zestaw zabawkowych warzyw i owoców by „gotowała” razem z nami. I uwaga: to działa! Dziecko pięknie układa sobie na plastikowej patelni plastikowe warzywa, w tym czasie spokojnie można zrobić szybką kolację. A następnego dnia nawet nie chce spojrzeć na swoje zabawkowe warzywa, znów interesują ją tylko kurki od kuchenki i drzwi od lodówki. Zabawkowe warzywa czasem pochłaniają ją bez reszty a czasem w ogóle. Oczywiście rodzic nie wie, kiedy może liczyć na spokojne gotowanie, a kiedy na konieczność pracy z małym sous chefem.
Czy zatem warto angażować dziecko w przygotowanie posiłków? Tak - zgodnie odpowiedzą dietetyk i psycholog. A rodzic, który musi sobie z tym wszystkim na co dzień radzić? Rodzic odpowie: oczywiście, że tak! I tak naprawdę jest tylko jedno ograniczenie: bezpieczeństwo. Trzymamy dziecko jak najdalej od ostrych przedmiotów, kuchenki, włączonego piekarnika i nagrzanych naczyń. A bałagan, trzymanie dziecka na rękach w czasie przygotowania ciasta na placuszki (da się, sprawdzone) i trochę jedzenia upuszczonego na podłogę podczas samodzielnie jedzonego posiłku naprawdę da się przeżyć. A głęboko wierzę, że dzięki wspólnemu gotowaniu od samego początku doczekam chwili, kiedy małe śliczne rączki przygotują i przyniosą mi do łóżka nie tylko jadalne ale i całkiem smaczne śniadanie.