Wyobraź sobie, że dostałaś awans. Podekscytowana chwalisz się swoim znajomym, licząc na to, że podzielą z tobą radość, będą dumni, usłyszysz słowa pochwały. Tymczasem, jedyna reakcja z jaką się spotykasz, to ich zmartwiona mina. „Uważaj, możesz sobie nie dać rady na tym stanowisku” słyszysz. „Zawalisz jakąś sprawę i od razu cię zwolnią.” ostrzega przyjaciel. Jest ci przykro, nie wiesz o co im chodzi, przecież do tej pory wszystko ci się udawało…
Uważaj, bo spadniesz
A teraz cofnij się myślami w czasy dzieciństwa. Wyobraź sobie, że bawisz się na placu zabaw i pierwszy raz w życiu pokonałaś strach i weszłaś na najwyższą drabinkę. „Mamo, zobacz!” krzyczysz podekscytowana swoim dokonaniem, ale mama nie wydaje się być zachwycona. „Uważaj, bo możesz spaść” słyszysz. „Podwinie ci się noga, spadniesz i się połamiesz.” dodaje. Cały wysiłek na nic…
Widzisz analogię między tymi sytuacjami? Na pewno, choć wywołują one zupełnie inne emocje. Po lekturze pierwszej zastanawiamy się, co jest nie tak ze znajomymi, druga wydaje nam się zupełnie normalna. Nie zdajemy sobie sprawy, że przecież w obu tych przypadkach, ostrzegane osoby czują się tak samo. Jak?
Przestrzegane na każdym kroku dziecko, zaczyna wierzyć w to, że świat jest bardzo niebezpiecznym miejscem. Codziennie przecież może się: uderzyć, oparzyć, przewrócić, skaleczyć, rozchorować, połamać itd. W obliczu takiej ilości zagrożeń, nie warto oddalać się od mamy i próbować nowych rzeczy, każda z nich niesie za sobą podwójne ryzyko- ryzyko zrobienia sobie krzywdy, no i rozgniewania mamy. Naturalna ciekawość malucha zostaje więc brutalnie stłamszona na rzecz szeroko pojętego bezpieczeństwa.
Uważaj, bo upuścisz
A teraz wyobraź sobie, że niesiesz z kuchni do pokoju kubek z gorącą kawą. Kubek jest tak pełny, że prawie się przelewa, ale przy zegarmistrzowskiej precyzji przejście z nim tych kilkunastu kroków jest możliwe. Wpatrujesz się więc w kawę, delikatnie stawiasz kroki, już prawie udaje ci się postawić go na stole, kiedy koło ciebie rozlega się głośne „UWAŻAJ, BO WYLEJESZ!”.
Weź trzy głębokie wdechy, wytrzyj kawę z podłogi i posłuchaj przez chwilę. Wykonując czynności, które wymagają skupienia uwagi, instynktownie tę uwagę skupiamy, często nie myśląc o możliwych konsekwencjach porażki. Mamy donieść kubek, więc go niesiemy, można rzec, że cali jesteśmy wtedy niesieniem kubka. Podobnie sprawa się ma z dziećmi, tyle że one są jeszcze bardziej podatne niż my, na rozproszenie uwagi. Kilkulatek dobrze wie, że jeśli nie będzie uważał niosąc kubek, to wyleje znajdujący się w nim płyn. Może nie wiedzieć jeszcze, w jaki sposób nieść kubek, żeby go donieść, ale tej umiejętności musi nauczyć się sam, metodą prób i błędów. Balansowania ręką, stawiania kroków i uważności nie jesteś w stanie mu wytłumaczyć, jeśli tego nie wypróbuje, nie będzie umiał. Proste.
Jestem niezdarny
Dziecko, które ciągle słyszy, że coś mu się nie uda, zaczyna w to wierzyć. Przyjmuje więc, że jest niezdarne i nie powinno próbować (np. przenieść samodzielnie kubka), tylko poprosić o to mamę. W konsekwencji kubka nie przeniesie, herbaty nie wyleje ale też niczego się nie nauczy. I tu jest pies pogrzebany! Naprawdę warto czasem zetrzeć coś z podłogi czy przykleić plaster na kolanie, właśnie po to, żeby dać dziecku szansę samodzielnej nauki i eksplorowania świata.